Komentarze
Domniemana wizja

Domniemana wizja

Po „Zielonej granicy” świat sztuki (ma się rozumieć - wysokiej!) zaprezentował w warszawskim Teatrze Studio nową artystyczną rzeczywistość. Tym razem spektakl wyreżyserowany przez Piotra Pacześniaka na podstawie tekstu mieszkającego od kilku lat w Polsce Białorusina Mikity Iłinczyka „2049: Witaj, Abdo”. Z osadzonego w przyszłości (tytułowy rok 2049) przedstawienia można się dowiedzieć wielu ciekawych rzeczy. A głównie tego, że kudy tam niemieckim nazistom z II wojny do wspomaganego śpiewaniem „Pieśni Konfederatów Barskich” i cytowaniem „Kordiana” morderczego instynktu Polaków.

Dowiadujemy się też, że w 2031 r. Unią Europejską zatrzęsła rewolucja i przekształciła ją w euroislamski kalifat. Na terenie jednego z nich – kalifatu polskiego Unii Euroislamskiej, gdzie władzę sprawuje łącząca feminizm z prawem szariatu partia Fem-Dżihad – rozgrywa się akcja spektaklu.

We wspomnianym 2049 r. trwa prowadzone przez euroislamski trybunał śledztwo w sprawie zaginionego na polsko-białoruskiej granicy kurdyjskiego uchodźcy Abdalrahmana Harema i tragicznych wydarzeń z r. 2026, kiedy to po polskiej stronie doszło do masakry kilkudziesięciu tysięcy przywiezionych do obwodu królewieckiego przez Rosjan i próbujących przedostać się przez Mierzeję Wiślaną do Polski uchodźców. Ci, którym udało się przeżyć, zostają zamknięci w ośrodku dla uchodźców o „wdzięcznej” nazwie Stutthof (sic!).

Przesłuchiwane osoby to aktywistka Natalia – powiązana z białoruskim reżimem pracownica biura podróży w Mińsku, Tomasz – polski emigrant-nacjonalista, były strażnik graniczny, i Anna – lewicowa europejska aktywistka. Jaka jest ich odpowiedzialność za losy migrantów? „Ja tylko załatwiłam im loty i przywoziłam do Białorusi” – usprawiedliwia się Natalia, „Ja tylko wykonywałem rozkazy” (brawo autor, brawo reżyser – wszak to narodowy polski cytat!) – broni się Tomasz.

A gdyby tak znalazł się odważny twórca, który spróbowałby przyjąć perspektywę mordowanych masowo przez uchodźców Europejczyków? Ciekawe, że zasłanianie się prawem do artystycznej wolności ma zawsze ten sam – lewicowo/lewacki – kierunek.

W opisie sztuki teatr informuje o scenach przemocy, gwałtu, wulgarnym języku… A niegramotnym wyjaśnia, że przedstawione zdarzenia to nie rekonstrukcja historyczna, tylko inspirowana domniemanymi dokumentami z polsko-białoruskiego pogranicza artystyczna wizja mająca na celu skłonienie do refleksji nad systemową przemocą i społecznym wyparciem. Dziwnym trafem z Polakami w roli zwyrodniałych morderców.

Czy internetowy komentarz do „2049: Witaj, Abdo”: „Chłopcze z Białorusi, wystaw sztukę w Mińsku, a Ostaszewska [jedna z głównych ról] niech tam emigruje i skanduje przy granicy” też twórcy spektaklu uznają za skłaniający do refleksji nad wolnością i odpowiedzialnością artysty? Czy może to już obowiązkowo mowa nienawiści?

Anna Wolańska