NEWS |
|||||
|
Opinie |
|
Wspomnienie 30 stycznia 2019 r. Siostry Pana Boga
Przez ponad pół wieku w Hadynowie istniał dom zakonny
Zgromadzenia Sióstr „Jedność” pw. św. Teresy od Dzieciątka Jezus.
Gorliwą posługę i życzliwą obecność Teresek wierni parafii Matki
Bożej Dobrej Rady wspominają do dzisiaj.
Każda „specjalizowała się” w czymś innym. S. Helena była krawcową - haftowała obrusy, szyła bieliznę kielichową; znana była na okolicę z dobrej jakości puchowych kołder. S. Gemma zajmowała się katechizacją, dbała o wystrój kościoła, opiekowała się bielankami, ponadto posługiwała chorym jako siostra PCK. S. Małgorzata zajmowała się głównie kuchnią, pilnowała dzieci, opiekowała się też starszymi samotnymi osobami i zajmowała się ogrodem. Ciężka fizyczna praca na gospodarstwie to z kolei zadanie s. Stefanii. Poza s. Małgorzatą, która ostatnie lata życia spędziła w Siedlcach i tutaj została pochowana. Pozostałe siostry po śmierci spoczęły na hadynowskim cmentarzu. W domu zakonnym nieco krócej mieszkały: s. Anna Sławatyniec (w latach 1994-1999) i s. Urszula Stefaniak (1989-1993), pracowały jako katechetki i posługiwały w kościele, m.in. troszcząc się o dekorację ołtarzy. Ostatnią z sióstr teresek skierowanych do Hadynowa była s. Genowefa Głaszczka, która m.in. opiekowała się starszymi siostrami. Harmonijna wspólnota Wspominając swój dość krótki pobyt w Hadynowie, s. A. Sławatyniec zaznacza, że dom zakonny zapamięta jako ostoję ciepła i ducha modlitwy. Mieszkające w nim siostry tworzyły szczególną rodzinę - zgodną i jednomyślną, co w połączeniu z charyzmatami, jakimi zostały obdarzone, sprawiło, że była to bardzo harmonijna wspólnota. Pochodzący z Szawłów w parafii Hadynów ks. Roman Wojtczuk, obecnie proboszcz parafii Matki Bożej Częstochowskiej w Krzesku, pamięta, że siostry otaczano wielka estymą. - Były dobrym duchem parafii. Ludzie je bardzo szanowali - mówi z uwagą, że były też wielkim wsparciem duszpasterskim dla proboszczów. - Ks. kan. Zbigniew Zalewski nazywał je zapleczem modlitewnym parafii. Gdy ktoś dzielił się z nim swoim problemem, obiecywał: powiem siostrom, one się pomodlą i będzie dobrze - wspomina. To rozmodlenie teresek widział każdy. - Dużo wcześniej niż rozpoczynała się Msza św. s. Gemma już trwała przed Najświętszym Sakramentem. Przygotowanie, a potem dziękczynienie po Mszy pokazywało stan jej ducha - to opinia ks. prałata Eugeniusza Filipiuka, proboszcza parafii Zwiastowania NMP w Żelechowie, który miał okazję patrzeć na siostry z perspektywy ministranta. Magnes w sercu W sercach wielu osób mocno zapisała się postać s. Gemmy, a to z racji lekcji religii, które prowadziła nie tylko w Hadynowie, ale i okolicznych wsiach, do których dojeżdżała autobusem. Na twarzy miała wypisaną życzliwość i pokorę. Zawsze była uśmiechnięta. Kochała katechezę. A ją - kochały dzieci. - Nie było mowy o tym, by ktoś po zajęciach w szkole nie szedł na religię - potwierdza ks. E. Filipiuk, pamiętający dobrze atmosferę tych spotkań, barwne opowieści o kochającym Bogu i zawsze piękne dekoracje sali katechetycznej. Wywodzący się z Olszanki proboszcz parafii Świętej Trójcy w Rozbitym Kamieniu ks. Andrzej Ułasiuk nosi w pamięci obraz s. Gemmy zawsze „oblepionej” dziećmi. - Szkoła była na jednym końcu wsi, od strony Korczówki, a religia odbywała się w prywatnym domu na drugim krańcu, od strony Szydłówki. Musieliśmy przejść 2 km, a potem wrócić - śmieje się. Ale nikt nie narzekał. - Na religię biegliśmy! - dopowiada z uwagą, że dobroć s. Gemmy sprawiała, że przyciągała do siebie i dzieci, i dorosłych. - Nie wiem, jak s. Gemma to robiła, bo w tamtych czasach nie było ani kserokopiarek, ani takich pomocy dydaktycznych jak dzisiaj, ale rozdawała nam odbitki obrazków do kolorowania. Lekcje prowadziła przystępnie, o prawdach wiary mówiła dobitnie, mocno - dzieli się wspomnieniami ks. R. Wojtczuk. W trosce o powołania Lata posługi sióstr teresek to w parafii Hadynów także wysyp powołań kapłańskich i zakonnych. Wyrosły na dobrym gruncie. - Głos powołania usłyszałem pod koniec szkoły podstawowej. Nie mówiąc nic ani rodzicom, ani proboszczowi, poszedłem do s. Gemmy z pytaniem, co mam robić. Bardzo się ucieszyła i podpowiedziała, żebym dalej się uczył, najlepiej w liceum. A kiedy byłem w szkole średniej, zapewniała o modlitwie. Wspierała mnie też w czasie mojego pobytu w seminarium. Kiedy udzielałem prymicyjnego błogosławieństwa, siostra wyszeptała: „będę się za ciebie dalej modliła, abyś wytrwał na drodze powołania” - wspomina ks. E. Filipiuk. Ks. R. Wojtczuk, szukając słów na opisanie roli, jaką odegrała w jego życiu ta skromna zakonnica, wyjaśnia: - Często mówi się patetycznie o kimś, że pokazuje swoim życiem, czym jest świętość. Z pełnym przekonaniem mogę powiedzieć, że s. Gemma naprawdę swoim życiem pokazywała nam Pana Boga. Idąc na religię, szło się na spotkanie z Panem Bogiem. Siostra nie musiała się wysilać - po prostu była sobą. Można się było od niej uczyć pokory. I zaufania, bo często powtarzała: „Pan Bóg ma swój plan. On wie, co robi”. - Była przeszczęśliwa, gdy dowiedziała się, że do seminarium idę i ja, i mój rówieśnik Krzysztof Jaszczuk, dzisiaj proboszcz parafii w Przesmykach. Msze prymicyjne odprawialiśmy w Hadynowie tydzień po tygodniu - mówi ks. R. Wojtczuk. - Siostry cieszyły się, że ich modlitwy o powołania przyniosły owoce - stwierdza z prostotą. Wewnętrzne światło „S. Gemma miała wiele wewnętrznego światła co do ludzi i różnych spraw” - oceniała s. Małgorzata, która znała ją od wczesnej młodości. W archiwum Zgromadzenia Sióstr „Jedność” pw. św. Teresy od Dzieciątka Jezuszachował się też opis proroczego snu s. Gemmy, który - mając wielkie zaufanie do s. Małgorzaty - zrelacjonowała ze szczegółami. Jako młoda dziewczyna, jeszcze przed wstąpieniem do zakonu, tuż po II wojnie światowej, Jadwiga Bielska uczyła religii w małej wiejskiej szkole. Wynajmowała pokój w jednym z domów. Pewnej nocy obudziły ją niepokojące odgłosy rąbanego w obejściu po sąsiedzku drewna. Podobnie było następnej nocy, z tym, że do hałasów za oknem dołączyły też inne - dziewczyna miała wrażenie, że na strychu ktoś przesuwa ogromne pudła, w jedną i drugą stronę. Ponieważ nikt oprócz niej niczego nie słyszał, intuicyjnie zaczęła wypytywać, co działo się w tym domostwie wcześniej. Dowiedziała się, że Niemcy zabili syna gospodarzy. Uważała, że te nocne hałasy to „znak” i powiedziała o tym ludziom, u których mieszkała. Dali wiarę i zaczęli szukać. W miejscu, z którego dochodziły do niej odgłosy rąbanego drewna, odkryto skład broni, zaś na strychu odnaleziono wiele żołnierskich płaszczy. Następnego dnia w obejściu miała miejsce rewizja… „Po tym wydarzeniu gospodarze i ci, którzy wiedzieli o całej sprawie, całowali Jadzi ręce, że uratowała im wszystkim życie, i dziękowali Bogu”. Wielbi dusza… Wspomnieniami sióstr z hadynowskiej wspólnoty chętnie dzielą się też siostry tereski z domu zakonnego w Siedlcach. S. Anna przywołuje inną historię, również związaną ze snem. Kiedy s. Gemma była już w Hadynowie, pewnej nocy przyśniło jej się, że przyszła do niej siostra. Przedstawiła się jako s. Maria Ściuba i powiedziała, że może wyprosić innym siostrom ze zgromadzenia wiele łask. S. Gemma wybrała się wkrótce do Siedlec, żeby sprawdzić, ile prawdy może być w tym nocnym przywidzeniu.Trudno powiedzieć, czy zdziwiło ją potwierdzenie tego, co przeczuwała - okazało się, że w zgromadzeniu była siostra o tym imieniu i nazwisku… - S. Gemma bardzo dużo czasu poświęcała na modlitwę za dusze w czyśćcu cierpiące. Mówiło się o tym, że ma dar obcowania z nimi - potwierdza s. Anna. - Miała też wielkie nabożeństwo do Matki Bożej. Zawsze troszczyła się o świeże kwiaty w grocie z figurą Maryi przy kościele w Hadynowie, którego patronką jest Matka Boża Dobrej Rady. Myślę, że data jej śmierci 15 lat temu - święto Matki Bożej Gromnicznej, też wiele o tym mówi - dopowiada. Z kolei s. Bożena Wetoszka opisuje czas, gdy miała okazję dobrze poznać s. Małgorzatę. I chętnie mówi o darze spotkania. - Niezwykle pokorna. Mądra. Dobra. Święta siostra - tak powie każdy, kto miał z nią styczność. Od niej nauczyłam się życia zakonnego. To, że mogłam być z nią w jednym domu przez trzy lata uważam za wielką łaskę. Modlę się, żeby umieć być taką siostrą, prawdziwą siostrą - mówi s. Bożena. Zarówno ona, jak i s. Anna dobrze pamiętają chwile, gdy przed śmiercią s. Małgorzaty czuwały przy jej łóżku. Na progu „tamtego świata” powtarzała nieustannie: „Wielbi dusza moja Pana. Wielbi…”. |
STRONA GŁÓWNA |
FOTOGALERIA |
Uroczystości w Pratulinie |
|
FOTOGALERIA |
Dzień Życia Konsekrowanego |
|
PATRONAT "ECHO" |
|||||||||||||
|
POLECAMY |
|||||||||||||
|
SONDA |
Wyrzucanie żywności uważam za... |
LITURGIA SŁOWA |
|
PROMOCJA |
|
![]() |