Aktualności
Przezroczystość

Przezroczystość

Opowiadał kapelan więzienia o szczególnym, pełnym goryczy wyznaniu, jaki złożył mu kiedyś jeden z młodych więźniów: - Proszę księdza - mówił Adam - mam żal do moich rodziców.

Kiedy jako nastolatek przyniosłem do domu swój pierwszy ukradziony zegarek i pokazałem go im, wychodząc z pokoju, usłyszałem, jak ojciec mówił z dumą do matki: „Zuch chłopak, poradzi sobie w życiu!” To był początek równi pochyłej. Potem przyszły kolejne kradzieże, pierwszy wyrok – najpierw w zawieszeniu, a potem już dalsze – bezwzględnego pozbawiania wolności. Zaczęło się od drobiazgu, skończyło na rozbojach i włamaniach do mieszkań. – Gdyby wtedy, przed laty ojciec spuścił mi porządne lanie – kontynuował swoją opowieść dorosły mężczyzna w więziennej celi – kazał odnieść zegarek, przeprosić, gdyby jasno mi pokazał, że to, co zrobiłem, jest bezwzględnie złe, byłbym dziś uczciwym człowiekiem. Może miałbym rodzinę, dzieci, dom. A tak, z 39 lat życia 14 spędziłem za kratami…

Zaczęło się od drobiazgu. Kto jest bardziej winien: Adam? Rodzice?…

W kontekście powyższej historii nie dziwi radykalizm, z jakim Jezus mówi o problemie zgorszenia (Mk 9,43n). To mocne słowa. Zawsze, kiedy takowe padają z Jego ust, jest to sygnał, że chodzi o coś naprawdę ważnego. Dzisiaj ludzie nie dostrzegają problemu dawanego przez siebie zgorszenia. Nie chodzi tylko o konkretne czyny, postawy, wybory, które symbolizują ręka, noga, oka. Nie brak działań, które wprost – czasem z demoniczną precyzją – stanowią zachętę do czynienia zła. Towarzyszy im psychopatyczna radość z czyjegoś cierpienia, ludzkiej krzywdy. Ale też często zgorszenie jest pozbawione imienia, twarzy. Ma oblicze poprawności, która nakazuje milczeć wtedy, gdy trzeba krzyczeć, być dumnym z tego, czego należałoby się wstydzić, a wstydzić się tego, co powinno być przedmiotem chluby. Może być multiplikacją postawy Piłata, który łudził się, że kiedy publicznie umyje ręce, uwolni się od odpowiedzialności za zbrodnię i uciszy sumienie. Problem zgorszenia to też problem obojętności towarzyszącej wielu aspektom życia, które powinny być przeniknięte duchem chrześcijańskim (w kraju, gdzie zdecydowana większość mieszkańców deklaruje się jako katolicy), a nie są. Spychamy odpowiedzialność na innych, zadowalając się rolą kibica czy biernego obserwatora rzeczywistości. Przytakujemy nielicznej, krzykliwej garstce abnegatów i frustratów, którzy – deklarując swoją nowoczesność – chcą postawić świat na nowych fundamentach. Nie będzie w nim już miejsca dla Boga. Obojętność to też wina. I zgorszenie. Wiele tragedii życiowych tu się właśnie zaczyna.

„Byłem świadkiem, a nie umiałem dać świadectwa” pisał przed laty Herbert. Świat potrzebuje naszego świadectwa, odwagi, przezroczystości. „Nikt nie zapala lampy i nie przykrywa jej garncem ani nie stawia pod łóżkiem; lecz umieszcza na świeczniku, aby widzieli światło ci, którzy wchodzą” – mówił Jezus (Łk 8,16). W logice Ewangelii nie ma miejsca na światłocień. Pamiętajmy o tym.

Ks. Paweł Siedlanowski