Historia
44/2017 (1165) 2017-10-31
8 sierpnia 1915 r. wojska niemieckie zajęły Garwolin. Korespondent gazety „Polak” dziwił się bardzo, widząc, jak „Moskale uciekali przez miasto, siedząc po dwóch na koniach”. Przepełnione pociągi odjeżdżały dniem i nocą na wschód.

Anna Kahan, która ewakuowała się późnym wieczorem z Siedlec do Brześcia, wspominała: „Dwa razy zatrzymujemy się przed Łukowem. Dzieci zasypiają na podłodze (…). nowi pasażerowie wciskają się w Łukowie. Pilnujemy, żeby nikt nie zdeptał dzieci. Nie możemy już siedzieć na naszych bagażach, bo teraz leżą na nich pakunki innych. Ledwo można znaleźć miejsce do stania. Nagle konduktor krzyczy: zasuńcie zasłony w oknach! Sterowiec! Światła gasną. Słyszymy warkot silników. Wstrzymujemy oddech. Wreszcie hałas cichnie (…). Ogromna ulga. Światła nie zapalają się jednak przez kolejną godzinę, aż do chwili kiedy pociąg odjeżdża z Łukowa (…). Na każdej stacji wsiadają nowi pasażerowie (…). Pociąg turkocze i potrząsa ludźmi śpiącymi we wszystkich możliwych pozycjach”.
44/2017 (1165) 2017-10-31
Bóg cieszy się z tych, którzy chcąc wyrazić Mu chwałę, śpiewają - mówił bp Kazimierz Gurda, zwracając się do uczestników konkursu „Cantate Deo” organizowanego przez Katolicką Szkołę Podstawową im. bł. ks. J. Popiełuszki w Siedlcach.

Druga edycja Międzyszkolnego Konkursu Piosenki Religijnej „Cantate Deo 2017” miała miejsce 24 października. Rozpoczynając spotkanie z piosenką religijną, dyrektor KSP ks. Paweł Siedlanowski, przywołał słowa św. Augustyna „Kto śpiewa, ten się dwa razy modli”. - Często słyszy się, że ludzie dzisiaj nie chcą śpiewać, nie mają czasu śpiewać, że wolą muzyki słuchać. Chcielibyśmy konkursem „Cantate Deo” zaprzeczyć temu stwierdzeniu. Wysoki poziom wykonania, jaki towarzyszył wokalistom podczas pierwszej edycji konkursu, pokazał, że potrafimy śpiewać, lubimy śpiewać i czynimy to znakomicie - powiedział. Ksiądz dyrektor powitał gości - bp. Kazimierza Gurdę, wicedyrektora wydziału nauczania kurii diecezjalnej ks. kan. Pawła Kindrackiego, sekretarz biskupa ks. Leszka Borysiuka, jury, sponsorów, jak też uczestników wraz z opiekunami.
44/2017 (1165) 2017-10-31
Zapewne wydarzenie związane z pomnikiem św. Jana Pawła II w jednej z miejscowości francuskich stanie się w tym tygodniu kanwą wielu wypowiedzi, komentarzy etc.

I zapewne w większości z nich słychać będzie święte oburzenie, biadanie nad końcem europejskiego świata, pokpiwanie z lewactwa et consortes, rwane będą szaty nad deptaniem świętości, lana będzie woda słowna o nietolerancji względem chrześcijan i ich dziedzictwa kulturowego itp., itd. A chociaż zgadzam się z większością stawianych w tych tekstach tez, to jednak nie mogę pozbyć się wrażenia, iż są one cokolwiek na pokaz i dla wyciszenia sumienia. Bo przecież coś zrobiliśmy. Kłapanie jadaczką i jękliwe zawodzenia w rytmie apokaliptycznego oburzenia zdaje się być wyrazem sytości własnej egzystencji. Śmialiśmy się, gdy europejskie elity ruszały do marszów, gdy terroryści zastraszali swoimi działaniami wielkie stolice naszego kontynentu. Lecz czy w tym naszym „świętym oburzeniu” i kolejnych łzawo-gromowych felietonach nie jesteśmy do nich podobni?
44/2017 (1165) 2017-10-31
Życie jednak nie skąpi zaskoczeń i niespodzianek. Każdy dzień przynosi wiadomości, które jeszcze nie tak dawno wydawały się nam - tak po prostu i zwyczajnie - nieprawdopodobne. Przykładów jest tak wiele, że nawet nie wiadomo do końca, który będzie najmocniejszym dowodem postawionej tezy.

Ten z ostatnich dni przebija jednak wszystkie pozostałe, bo chyba nawet jasnowidz najwyższej kategorii sprawdzalności nie byłby w stanie przewidzieć, że będziemy importować pomniki. Konkretnie to na razie jeden, ale nie od dzisiaj wiadomo, że nawet malutki kamyczek może być początkiem lawiny. Tak naprawdę nie dziwi, że my ten pomnik chcemy mieć u siebie. Intrygująco nieprawdopodobny wydaje się natomiast fakt, że inni go nie chcą, chociaż wcześniej sami postawili. A wszystko przez… ten krzyż. Cóż… nie pierwszy i nie ostatni zapewne raz. Wszak malutki nawet kamyczek… Św. Jan Paweł II ma wiele pomników. I chociaż oczywiste jest, że najważniejszym pomnikiem pozostaje ludzka pamięć i wierność papieskiemu nauczaniu, to i te materialne mają swoje niebagatelne znaczenie. Okazuje się jednak, że są tacy, których te pomniki kłują w oczy niemiłosiernie i burzą spokój codziennego funkcjonowania. Matriks?
44/2017 (1165) 2017-10-31
Czy powinno się wprowadzać dzieci w tematykę śmierci? Zdaniem psycholog mają one prawo do prawdy o świecie, w jakim przyszło im żyć. Unikając zaś mówienia o starości czy cierpieniu, pokazujemy im świat wyidealizowany, a więc nieprawdziwy.

Mały Książę zasłynął m.in. z twierdzenia, że „gdy jest bardzo smutno, to kocha się zachody słońca…”. Dlaczego? Ośmioletni Jacek pomyślał chwilę, po czym oznajmił rezolutnie: - Bo po nocy wstaje nowy dzień. Chodzi o nadzieję! Dzieci dojrzałością wykazywaną w najmniej oczekiwanych momentach życia potrafią szczerze zadziwić świat dorosłych. Tylko nam nieraz naiwnie wydaje się, że swoim małym rozumem nie ogarniają rzeczywistości z wpisanymi w nią smutkami, porażkami i nieuchronnością „ostatnich pożegnań”. W konsekwencji „pewnych” spraw wolimy przy nich nie poruszać. Czy słusznie? - Mama umarła tuż po mojej Pierwszej Komunii św. Pamiętam zaabsorbowanie białą sukienką, przyjęciem i prezentami. Mamy z nami nie było, ponieważ od dłuższego czasu leżała już w szpitalu - wyjaśnia Anna, mama Jacka.
44/2017 (1165) 2017-10-31
W przeciwieństwie do innych mistyków św. Elżbieta od Trójcy Przenajświętszej, którą Kościół wspomina 8 listopada, nie otrzymała stygmatów, nie miała też wizji. Na świętość „zasłużyła” sobie zawierzeniem Bogu. Żyła „ku chwale majestatu” Trójcy Świętej obecnej w jej duszy.

Elżbieta Catez urodziła się w 1880 r. w Avor niedaleko Bourges we Francji, gdzie stacjonował oddział, w którym jej ojciec był kapitanem. Z powodu przenoszenia garnizonu rodzina często zmieniała miejsce zamieszkania. Ojciec, który przez łagodne perswazje starał się utemperować krnąbrną córeczkę - „małe diablątko”, jak ją pieszczotliwie nazywał, zmarł, gdy miała ona siedem lat. Wychowanie matki okazało się dość surowe. Na dodatek wraz ze śmiercią ojca pogorszyła się sytuacja finansowa domu, co zmusiło rodzinę do przeprowadzki do Dijon. Zamieszkali w pobliżu klasztoru karmelitanek bosych. Pierwsze lekcje francuskiego Elżbieta otrzymywała w domu. Zaczęła uczęszczać też do konserwatorium, gdzie uczyła się gry na fortepianie. Pierwsze triumfy święciła jako pianistka już w wieku 13 lat. Kiedy rok później nie otrzymała wysokiej lokaty, notowała: „Jezu, o Ciebie jest zazdrosna dusza moja. Wkrótce chcę zostać oblubienicą Twoją”.
44/2017 (1165) 2017-10-31
Rozmowa z dr Marzeną Kowalczuk, dyrektor Biblioteki Pedagogicznej im. Heleny Redlińskiej w Siedlcach.

Wydaje mi się, że jest to „wiek” średni. Większość bibliotek pedagogicznych w Polsce powstała w latach 50 ubiegłego wieku, chociaż są i takie, które powołano już w okresie międzywojennym. Były one ukierunkowane na pomoc uczącym się nauczycielom, studiującym. Obecnie profil naszej biblioteki zmienia się, przybywa również zadań, ponieważ z naszych usług korzysta coraz więcej osób niezwiązanych z pracą w placówkach oświatowych. Losy bibliotek w Polsce wyglądają różnie, gdyż samorządy nie są zobligowane do utrzymywania wszystkich. W naszym regionie biblioteki funkcjonują w takim samym składzie, jak na początku: BP w Siedlcach i pięć filii w dawnych miastach powiatowych - Węgrowie, Sokołowie, Łosicach, Mińsku Mazowieckim, Garwolinie.
44/2017 (1165) 2017-10-31
W sobotę 28 października, w uroczystość św. apostołów Szymona i Judy Tadeusza, bp Kazimierz Gurda przewodniczył w katedrze uroczystej Eucharystii. Mszy św. towarzyszył obrzęd przyjęcia do grona kandydatów do święceń diakonatu i prezbiteratu alumnów Wyższego Seminarium Duchownego.

Eucharystię pod przewodnictwem pasterza diecezji koncelebrowali biskup pomocniczy Piotr Sawczuk, rektor WSD ks. kan. Piotr Paćkowski oraz licznie przybyli na uroczystość kapłani diecezji siedleckiej.Wśród uczestników Mszy św. obecni byli przedstawiciele Akcji Katolickiej Diecezji Siedleckiej. - Obchodzimy uroczystość świętych apostołów Judy Tadeuszai Szymona Gorliwego, patronów naszej wspólnoty diecezjalnej. Dlatego dzisiaj polecamy Panu Bogu diecezję siedlecką, biskupów, księży, wspólnotę seminaryjną, wspólnoty modlitewne, stowarzyszenia, Akcję Katolicką i wszystkich wiernych świeckich. Wypraszamy dla wszystkich potrzebną pomoc, łaskę, aby mogli wzrastać w wierze i miłości do Pana Boga. Wszczególny sposób poświęcamy kandydatów do święceń diakonatu i prezbiteratu. Przygotowywali się do tego dnia przez pięć lat i dzisiaj pragną powiedzieć o swojej decyzji kontynuacji tego przygotowania. Otaczamy ich dzisiaj naszą modlitwą i miłością- powiedział ksiądz biskup na początku Mszy św.
44/2017 (1165) 2017-10-31
Ludzie niekiedy pytają: czy dzisiaj, 28 lat po pamiętnym roku 1989, zasadne jest śpiewanie „Boże, coś Polskę” z zakończeniem: „Ojczyznę wolną racz nam wrócić, Panie”? Przecież mamy suwerenny demokratyczny kraj, nie ma cenzury, okupanta. Są też i tacy, którzy mówią: „To mit! Rządzi nami dyktator! Róbmy majdan!”. Gdzie leży prawda?

„Jeszcze i dziś wznoszą się nieraz rozczapierzone palce. Na tę literę nie zaczyna się żadne polskie słowo. Od nich w Polsce nie będzie lepiej. Może być tylko gorzej” - mówił z pogardą o modlących się na Mszy św. za ojczyznę z bł. ks. Jerzym Popiełuszką gen. Wojciech Jaruzelski. Miał na myśli moment, kiedy zebrani w kościele św. Stanisława Kostki w Warszawie - podczas pieśni „Boże, coś Polskę” - w charakterystycznym geście podnosili do góry dłoń z wyprostowanymi dwoma palcami, układającymi się kształt litery „V” i śpiewali: „Ojczyznę wolną racz nam wrócić, Panie”. Komentując aspiracje milionów ludzi marzących o wolności, „wielki patriota” i „architekt Okrągłego Stołu” - jak go nazywano po latach - butnie tłumaczył w reżimowej telewizji: „Z antysocjalistyczną ekstremą porozumienia nie będzie i być nie może. Polska, która istnieje pomiędzy Bugiem i Odrą, jest socjalistyczna! Innej nie ma i nie będzie!” Tak się nie stało. Victoria nadeszła. Bóg zwrócił Ojczyznę Polakom…
44/2017 (1165) 2017-10-31
W centralnej części starego cmentarza w podlaskich Wyrozębach przetrwał podniszczony nagrobek, na którym czytamy: „S.P. Władysław Wilkiewicz właściciel maj. Ibiany na Litwie do 1863 r., następnie po powrocie ze wschodu pracował jako rolnik, żył lat 53, zmarł d. 22 marca 1895 r.”. Na dole dopisano, że pomnik postawiła żona z dziećmi. Ocalało nawet nieco uszkodzone zdjęcie zmarłego.

W lokalnej tradycji Wyroząb nie zachowało się żadne wspomnienie o W. Wilkiewiczu. Zabytkowy pomnik z charakterystycznym napisem był mi znany od lat. Wiedziałem także, co kryje się pod hasłem „Ibiany”. Przypuszczałem, że przywołanie w napisach Ibian na Litwie, „powrotu ze wschodu” i roku 1863 r. nie jest przypadkowe - rodzina zmarłego w ówczesnych warunkach wszechogarniającej carskiej cenzury nie mogła dodać nic więcej. 20 lat temu, przygotowując dla wydawnictwa regionalnego artykuł „Cmentarze w Wyrozębach jako fragment historii naszej małej ojczyzny”, odnotowałem, że wzmianka o Ibianach świadczy o powiązaniu osoby zmarłego z powstaniem styczniowym.