Opinie
7/2020 (1281) 2020-02-12
Monika i Marcin pobrali się, mając po 20 lat. Świat przed ludźmi w tym wieku stoi otworem: dobre studia, pierwsza praca, podróże, imprezy - słowem: kosztowanie życia! A w nich kwitło marzenie o dziecięcym śmiechu, rodzicielstwie pełnym szacunku i miłości.

I dał Bóg, że tak się stało! W tym roku świętowali dziesiątą rocznicę ślubu wraz ze swoimi synami: Ignacym, Antonim, Szymonem, Józefem, Franciszkiem. Stefan, ich szósty syn, ma się narodzić w lutym. O tym, jak wygląda życie w takiej gromadce, jak pięknie można przeżywać codzienność i w niej odkrywać swoje powołanie, możemy poczytać na facebookowym blogu „Manymum”. Monika przez wiele lat prowadziła własną firmę produkującą pieluszki wielorazowe dla dzieci. Pół roku temu zrezygnowała z tej działalności. Aktualnie zajmuje się domem i dziećmi. Marcin pracuje jako programista. Od dziewięciu lat należą do wspólnoty Domowego Kościoła, formując siebie oraz posługując innym podczas rekolekcji dla rodzin. Tam, prócz porządnej formacji serc i sumień, doświadczają wsparcia i zrozumienia od innych rodzin, często również wielodzietnych. Ich synowie uczęszczają do katolickich placówek oświatowych, najstarsi dodatkowo należą do Związku Harcerstwa Rzeczypospolitej.
7/2020 (1281) 2020-02-12
Święto zakochanych, któremu patronuje św. Walenty, przypomina, że człowiek - chce czy nie chce - skazany jest na miłość. A że to uczucie wymagające pielęgnowania, nie jest łatwe. „I nie miłować ciężko, i miłować” - filozoficznie podszedł do sprawy poeta.

Na miłość ponoć nie ma mądrego. Odpowiedzi, czym jest, nie znajdziemy w przysłowiach, wierszach, piosenkach. A ich bogactwo to jedynie dowód na jej piękno. I że jeśli jest prawdziwa - inspiruje. 14 lutego wspomina się trzech świętych Walentych. Wszyscy byli męczennikami. Jeden poniósł śmierć męczeńską w Afryce. Co do dwóch pozostałych - jako że obaj żyli w III w. w Italii, byli duchownymi (według przekazów jeden był księdzem, drugi biskupem), cierpieli wskutek prześladowań ze strony cesarza Klaudiusza II i zostali skazani na śmierć - przypuszcza się, że tak naprawdę może chodzić o jedną osobę. Święto męczennika Walentego ustanowił w 496 r. papież Gelazy I, dążąc do zniesienia tzw. luperkaliów - festynu ku czci boga płodności Lupercusa. Utarło się, że w przeddzień tegoż festynu chłopcy losowali imiona dziewcząt zapisane na skrawkach papieru, by w ich towarzystwie spędzać kolejny dzień.
7/2020 (1281) 2020-02-12
Wartka akcja i ciekawa intryga rozbawiły publiczność do łez. 2 lutego amatorski teatr „Niby Nic” z Żelechowa wystawił swój premierowy spektakl.

Tym razem artyści w sali widowiskowej Miejsko-Gminnego Ośrodka Kultury zaprezentowali sztukę pt. „Poprawka, czyli jak się pozbyć narzeczonej”. Sceniczną adaptację dwuaktowej komedii przygotowała liderka aktorskiego zespołu. Jak sama przyznaje, tego typu lekki gatunek literacki stał się znakiem rozpoznawczym teatru. - Takie jest zapotrzebowanie naszych mieszkańców - mówi Anna Kapczyńska. Spektakl opowiadał o tym, że miłość nie ma terminu przydatności i może zdarzyć się w każdym wieku. Obserwując przebieg akcji, widzowie mieli okazję poznać zabawne perypetie głównych bohaterów. Piękna i pełna energii dziewczyna (w tej roli Weronika Opala) postanowiła uwieść starszego od siebie mężczyznę (Łukasz Bogusz). Ale czy uda im się nawiązać relację, gdy tuż za ścianą stoi nadopiekuńcza i zrozpaczona córka mężczyzny? Publiczność, która wytrwała do końca, mogła dowiedzieć się, czy parę rzeczywiście połączyła miłość, a może tylko pieniądze?
7/2020 (1281) 2020-02-12
Polszczyzna to jeden z 25 najpopularniejszych języków na świecie. Posługuje się nią ponad 40 mln ludzi w Polsce i poza jej granicami.

Język polski, ukształtowany przez wieki naszych dziejów, należy do narodowej skarbnicy kultury. W nim wyrażają się: zbiorowa pamięć, tradycja, historia i kultura. Dlatego doceniamy wysiłek polonistów, literatów, językoznawców oraz rodziców i dziadków, którzy starają się przekazać pełną znajomość polszczyzny i obudzić zainteresowanie lekturą arcydzieł literatury polskiej. W wielu miejscach w naszym kraju działają stowarzyszenia, koła zainteresowań i różnego typu organizacje, które dbają o zachowanie naszego dziedzictwa kulturowego, jakim jest język ojczysty. We Włodawie pod koniec lat 90 zawiązała się grupa poetycka „Nadbużańska fraza”, która zrzesza lokalnych literatów. Koordynatorka Czesława Michańska dba o to, aby comiesięczne spotkania były nie tylko okazją do lektury dzieł poetyckich, prozatorskich czy publicystycznych, ale również lekcjami, podczas których wskazuje się na językową poprawność. - Dziedzictwo językowe jest dla narodu bardzo ważne - stwierdza Michańska.
7/2020 (1281) 2020-02-12
W październiku ubiegłego roku na ekrany polskich kin wszedł film w reżyserii Jana Komasy „Boże Ciało”. Głośno się zrobiło, kiedy obraz został nominowany do Oscara. Nagrody nie zdobył, ale już sama nominacja - co zgodnie podkreślają krytycy filmowi i widzowie - jest ogromnym sukcesem. Warto mu się przyjrzeć - z różnych powodów.

Scenariusz powstał na kanwie autentycznej historii 18-letniego Kamila (fabuła została wzbogacona o dodatkowe elementy), opisanej w reportażu przez Mateusza Pacewicza, która wydarzyła się w parafii pw. św. Andrzeja Boboli w Budziskach na Mazowszu dziewięć lat wcześniej. Zapewne wielu czytelnikom jest znana - dla tych, którzy o niej nie słyszeli, krótkie przypomnienie. Filmowy Daniel z poprawczaka zostaje skierowany do zakładu stolarskiego, gdzie ma pracować i resocjalizować się. Trafia do pobliskiej parafii. Zaprzyjaźnia się z proboszczem, przedstawia jako młody ksiądz. W wyniku różnych zawirowań zostaje na niej sam - chłopak (który kiedyś marzył o wstąpieniu do seminarium) wykorzystuje okazję i zaczyna pełnić „posługę kapłańską”. Jego metody ewangelizacji budzą kontrowersje wśród mieszkańców.
7/2020 (1281) 2020-02-12
Modlitwa różańcowa to prośba o uporządkowanie życia moralnego, gospodarczego i troska o tych, którzy znaleźli się na rozdrożach życia - podkreśla ks. kan. Jan Spólny, duchowy opiekun Krucjaty Różańcowej za Ojczyznę, organizującej w Siedlcach comiesięczne marsze pokutne połączone z Różańcem.

Krucjaty różańcowe byłe podejmowane wielokrotnie na przestrzeni wieków na całym świecie. Skuteczność modlitwy potwierdzają wydarzenia historyczne: bitwa pod Lepanto, która zatrzymała atak Imperium Osmańskiego w Europie, powstrzymanie inwazji tureckiej pod Wiedniem czy „cud nad Wisłą”. Warto też przypomnieć cud różańcowy w Austrii okupowanej przez ZSRR po zakończeniu II wojny światowej. Jest on zasługą franciszkanina ks. Petrusa Pavlicka, który usłyszawszy wezwanie Matki Bożej do odmawiania różańca: „Czyńcie, co wam mówię, a będzie wam dany pokój”, postanowił wybłagać dla Austrii pokój i wolność. Z kolei na Węgrzech w latach 40 ubiegłego wieku kard. Józef Mindszenty wzywał rodaków do podjęcia codziennej modlitwy różańcowej za ojczyznę, która miała uratować kraj zdominowany wówczas przez bolszewizm.
7/2020 (1281) 2020-02-12
„I nie miłować ciężko, i miłować/ Nędzna pociecha, gdy żądzą zwiedzione/ Myśli cukrują nazbyt rzeczy one,/ Które i mienić, i muszą się psować” - pisał (wstrząśnięty?) poeta. I co z tego, że dawno? Znam takich, którzy i dziś się pod tymi słowami obiema rękami podpiszą.

Najpierw wręcz desperacko szukali. Głównie dlatego, że „życie bez miłości to jak ryba bez ości”. Znaleźli. Oj, jacy byli szczęśliwi. Albo i więcej niż oj. Może nawet jakieś całe o-jo-jo-joj. Wszędzie razem, wszystko nasze, serca wspólnym rytmem biją… Niby że czasu nie liczą, ale jednak spostrzegli, jak szybciutko mija. Więc żeby czas przechytrzyć, ślubują. Serdecznie i szczerze, z caluśkiego serca. Dla jeszcze większego szczęścia pojawił się nowy człowiek. Człowieczek. Potem może drugi, albo nawet trzeci… Noce niekoniecznie już się kojarzą z księżycem, raczej z niedospaniem, a i sama miłość ma tyle z księżycem wspólnego, że po pełni - ubywa. Ale spoko. Jest co jeść i gdzie mieszkać. Z dziećmi też w porządku, a jak je dziadkowie zechcą wziąć do siebie, to i prawie romantyczny wieczór można zorganizować.
7/2020 (1281) 2020-02-12
Jako człowiek niezbyt dobrze obeznany z jurysdykcją, jakiś czas temu zupełnie przestałem rozumieć, o co tak naprawdę chodzi w sporach między rządem a Sądem Najwyższym.

Ale jak się okazuje, taki sam problem mają także osoby - mówiąc kolokwialnie - otrzaskane z tematem z racji wykonywanych zawodów i piastowanych funkcji. Z jednej strony słyszymy, że prowadzone reformy mają na celu poprawę jakości i efektywności orzecznictwa, oczyszczenie środowiska z czarnych owiec czy wreszcie doprowadzenie do stanu, w którym tzw. nadzwyczajna kasta nie będzie stała ponad prawem. Z drugiej - wielu sędziów ze skomplikowaną przeszłością z otwartymi ramionami jest przyjmowanych w szeregi niektórych organów władzy sądowniczej, a niezawisły system prawny staje się z dnia na dzień coraz mniej logiczny i nieprzejrzysty. No bo ilu rodaków ma dziś pojęcie, który z sądów jest tym legalnie funkcjonującym i orzekającym zgodne z prawem, skoro jeden organ sądowy nie respektuje postanowień innego, uznając go za nielegislacyjny?
7/2020 (1281) 2020-02-12
Był człowiekiem, który poprzez swoją działalność na polu militarnym i politycznym odcisnął piętno na historii kraju. Niestety jego tragiczna śmierć przesłoniła w pamięci potomnych wcześniejsze sukcesy, które odniósł w swoim życiu. Podobnie jego przestrogi nie były zrozumiałe ani przez współczesnych ani przez potomnych.

Stanisław Żółkiewski urodził się w 1547 r. w Turynce położonej niedaleko Lwowa. Imię odziedziczył po ojcu, który pod koniec życia doszedł do godności wojewody ruskiego. Żółkiewscy pieczętowali się herbem Lubicz. Prawnukiem hetmana Żółkiewskiego był król Jan III Sobieski, zwycięzca spod Chocimia i Wiednia. Karierę polityczną młody Żółkiewski, który naukę pobierał w szkole katedralnej we Lwowie, rozpoczął u boku Jana Zamoyskiego, wówczas sekretarza króla Zygmunta Augusta. W 1573 r. był członkiem poselstwa, które wyruszyło do Francji w celu oznajmienia Henrykowi Walezemu jego wyboru na króla. W drodze powrotnej udał się do Wiednia, aby uspokoić Habsburgów zaniepokojonych tym, że królewicz francuski zasiądzie na tronie polskim.
7/2020 (1281) 2020-02-12
Mam nadzieję, że ten album zapoczątkuje serię wydawnictw ze zdjęciami dawnego Garwolina - mówi Robert Stanaszek. Z rodzinnego archiwum zdjęć i szklanych negatywów, które udostępnił cztery lata temu twórcom portalu Garwolin.org, znalazły się w nim trzy fotografie.

Leciwe drewniane pudełko, w którym od kilkudziesięciu lat spoczywają szklane negatywy, każdy w oddzielnej kopercie, to spuścizna po pradziadku i dziadku R. Stanaszka - Sebastianie i Stanisławie Szabo. - I ja, i moje rodzeństwo od najmłodszych lat wiedzieliśmy, że wraz ze zdjęciami są najcenniejszą z rodzinnych pamiątek i obchodzić się z nimi trzeba jak z relikwią - przyznaje pan Robert. Kiedy Sebastian Jędrych i Krzysztof Kot, twórcy portalu Garwolin.org, gromadzący m.in. fotografie i dokumenty o dawnym Garwolinie, wyrazili nimi zainteresowanie, nie miał cienia wątpliwości, że skoro wartość dokumentacyjną stanowią dla rodziny, warto podzielić się nimi z innymi. Dokładnie 13 maja 2016 r. pokazał im zawartość podłużnej skrzynki. - Przegadaliśmy kilka godzin. Chłopcy pokazali, co ze starym zdjęciem potrafi zrobić ich sprzęt do skanowania. Nie dowierzałem swoim oczom. Tak zawiązała się współpraca. I trwa do dzisiaj - opowiada R. Stanaszek.