Lekkość paranoi
Kryzys cywilizacyjny, przez większość z nas postrzegany jako obalanie wartości fundujących społeczeństwa, to także kryzys dialogu. Rozmowa jest tylko wówczas możliwa, gdy znajduje się minimalny poziom wspólnego języka. Rozwalenie fundamentów cywilizacyjnych nie stanowi od razu wyjścia do budowania czegoś nowego, jest raczej tworzeniem ruin i zgliszcz, na których składane w ofierze są właśnie jednostki. Ten przydługi być może i zbyt teoretyczny wstęp jest konieczny, by zrozumieć, co dokonuje się właśnie w naszym kraju. Wysiew tzw. parad równości nie jest tylko elementem oswajania społeczeństwa z możliwością manifestowania w przestrzeni publicznej wszystkiego, co się zechce. Gdyby tak było, wówczas nie można byłoby zakazać niczego, a przechadzając się ulicą, moglibyśmy natknąć się z jednej strony na demonstrację zagorzałych zwolenników palenia heretyków na stosach, z drugiej zaś na afirmatorów współżycia seksualnego ze wszystkim, co się rusza bądź nie.
Nie jest dziwną rzeczą, że dzisiejsi uczestnicy homoseksualnych i więcej parad powołują się na porządek prawny, który dopuszcza manifestowanie jako jedno z praw demokratycznych. Wskazując jednak ten zapis, wykazują dość jasno, że powinni mieścić się w tym systemie prawnym, którego zasadniczym elementem jest konstytucja. A ta oparta została na wartościach czy też zasadach. Dlatego sama parada nie jest dla nich celem. By dokonać przemiany społeczeństwa, należy dokonać zmian w owej sferze aksjologicznej, na której ufundowany jest porządek społeczny. Dość jasno wypowiedział to jeden z organizatorów tegorocznych gejowskich kryteriów ulicznych w Częstochowie, niejaki Dominik Puchała: „Prawica próbuje zawłaszczyć Matkę Bożą, czyli symbol nie tylko religijny – chociaż tu jest wiele katoliczek i katolików, albo po prostu chrześcijan – ale też ważny kulturowo. Chcemy ten symbol odzyskać, chcemy żeby ta kobieta, która jest ważna w naszym kręgu kulturowym, wyrażała to, co naprawdę wyraża, czyli miłość i równość, a nie jakieś obrzydliwe wartości”. Cytat dotyczy oczywiście znanej profanacji wizerunku Matki Bożej Częstochowskiej poprzez wpisanie w jej aureolę gejowskiej tęczy. Problem w tym, że nie jest to odzyskiwanie symbolu, który wyrasta z czegoś innego niż chcą tego organizatorzy owego zbiegowiska. Jest ona kwintesencją cywilizacji opartej na miłości do Boga i afirmacji człowieka w strukturze stworzonej przez Boga (mężczyzną i niewiastą ich stworzył). Tutaj natomiast mamy do czynienia z podbieraniem symbolu, co oznacza zwykłe oszustwo wobec odbiorców. Podkreśla to stwierdzenie o obrzydliwych wartościach. Trudno wymienić mi katalog tych, które ów pan uznaje za takowe, ale mam wrażenie, że jest to po prostu przestawienie cywilizacji życia na tory cywilizacji użycia.
Nie bierzemy jeńców
W czasie czerwcowego marszu przez Paryż zwolennicy LGBT etc. nieśli transparent doskonale oddający to, co wcześniej napisałem: „Nie jesteśmy tu dla ozdoby – zniszczymy wasze społeczeństwo”. Oczywiście powstaje pytanie, co w zamian otrzymamy? I tutaj właśnie pojawia się odniesienie do owej pandemii depresji. Człowiek właściwie pozostaje całkowicie pozostawiony sobie. Cywilizacja łacińska, oparta na naturalnej rodzinie i realnym poznaniu rozumieniu człowieka, dawała jednostce oparcie w rodzinie, której zasadniczym elementem była płodna miłość małżonków. Ta miłość niosła ze sobą odpowiedzialność, a więc zobowiązanie, często połączone z rezygnacją z własnej doraźnej satysfakcji na rzecz dobra drugiego. Wiązało to wolę człowieka z prawdą i dawało tej ostatniej pierwszeństwo przed zachcianką. Proponowany model w ramach tzw. parad równości, a właściwie w ramach całej ideologii LGBT, usuwa ten właśnie element prawdy, mówiąc jednoznacznie: możesz być tym, czym zechcesz. Twoja dowolność nie jest niczym skrępowana. Nawet drugim człowiekiem. Nie musisz zważać na jego osobowy charakter, nie musisz brać pod uwagę jego wrażliwości etc. A co najważniejsze: ta „kultura” podsuwa rozumienie człowieka jako całkowicie samotnego w ramach świata. Jeśli sam nie będziesz w stanie ustanowić siebie, to wówczas masz tylko dwie możliwości: poddać się innemu lub odejść z tego świata. Ta quasi kultura nie bierze żadnych jeńców. Jej zasadniczym rysem jest dożynanie maruderów (oczywiście proszę to ostatnie zdanie brać w znaczeniu alegorycznym, a nie dosłownym). Dowodów aż nadto w dzisiejszym świecie. Wystarczy wspomnieć tylko sprawę afery we wrocławskim zakładzie Volvo, zamieszanie wokół Zofii Klepackiej z żądaniami wyrzucenia jej z kadry narodowej włącznie, pracownika Ikei itd.
Racjonalizm za burtą
W sporze tym zwolennicy ideologii LGBT etc. przy użyciu tylko argumentów racjonalnych są na pozycji przegranej. Zresztą oni nawet po to nie sięgają, gdyż racjonalizm z natury posługuje się pojęciem prawdy, które oni właśnie chcą z przestrzeni publicznej wyrugować. Cóż więc pozostaje? Zwykły emocjonalizm połączony z postępująca wulgaryzacją zachowań. Wystarczy popatrzeć na podobne parady w innych częściach ziemskiego globu. Atak i lincz na inaczej myślących to dla tego środowiska naturalne zachowania. Czy więc stosując argumentację logiczną, można z nimi wygrać? Otóż należy sobie jasno powiedzieć, że rzecz nie idzie o samych zwolenników tejże ideologii, lecz o tych, którzy narażeni są na ich agresywną politykę, w tym o dzieci i młodzież. Należy powrócić jak najszybciej do klasycznego modelu kształcenia młodych, gdzie prawda będzie zasadniczym elementem, a nie oderwana od rzeczywistości ideologiczna nowomowa. Dotyczy to także języka Kościoła. Niestety, może to dzisiaj oznaczać jakąś formę męczeństwa. Ale może warto przypomnieć sobie pewne słowa, które padły blisko 2 tys. lat temu: „Trzeba bardziej słuchać Boga niż ludzi”. Inaczej paranoja, jak lekko opadająca mgła, pokryje tę ziemię. A z jej lepkości nie wydostaniemy się tak łatwo.
Ks. Jacek Świątek