Historia
Źródło: ARCHIWUM
Źródło: ARCHIWUM

Genealog – to brzmi dumnie

Na spotkania Koła Genealogicznego przychodzą historycy amatorzy. Nie ma dla nich przeszkód w docieraniu do dokumentów, które mogą rzucić światło na losy ich rodziny. A „rąbanie drzewa” - jak żartobliwie mawiają o mozolnej pracy genealoga - to sama przyjemność.

Koło Genealogiczne zawiązało się przy radzyńskim oddziale Archiwum Państwowego 19 listopada 2018 r. W spotkaniach, które odbywają się raz w miesiącu, zwykle w poniedziałek, bierze udział stała grupa bywalców, jak też zapraszani goście czy ci, którzy przybierając się do uporządkowania wiadomości o historii swojej rodziny, chcą liznąć wiadomości o warsztacie pracy genealoga. Przyjść może każdy. Należąca do klubu Małgorzata Niewęgłowska-Krawczyk swoją przygodę z genealogią zaczęła trzy lata temu. - Ciekawość i wewnętrzna potrzeba sprawiły, że pewnego dnia zaczęłam wpisywać w wyszukiwarkę internetową nazwiska i miejscowości związane z moją rodziną. Przez przypadek trafiłam na stronę www.lubgens.eu, a potem na stronę www.szukajwarchiwach, i z zaskoczeniem zobaczyłam, że jest tam mnóstwo informacji - wspomina swoje pierwsze kroki i dodaje, że każde kolejne odkrycie dotyczące przodków dosłownie uskrzydlało ją do dalszych poszukiwań, m.in. w radzyńskich Archiwum Państwowym.

– Jeszcze kilka lat temu o jednym z moich pradziadków wiedziałam tylko tyle, że miał na imię Antoni, a nazywali go Antolek. Zmarł w pierwszych dniach września 1939 r. Dzisiaj mogę się pochwalić nie tylko tym, że poznałam jego korzenie. Wiem m.in. że hodował pszczoły. Niedawno od kuzynki dostałam zdjęcie mego pradziadka z dziećmi – wylicza.

 

Drzewo? Rośnie!

Informacje, które pani Małgorzacie udało się zebrać do tej pory, mieszczą się w trzech kipiących od zapisków zeszytach i na wielu podłączanych do nich karteluszków pełnych notatek skanów itd. – Drzewo rodu ze strony mojej mamy robiłam na papierze i ciągle musiałam doklejać nowe kartki. Ostatnio stwierdziłam: dość. I kupiłam program komputerowy. Wszyscy w rodzinie wiedzą o moich poszukiwaniach i czekają na drzewo, ponieważ chcą naocznie zobaczyć efekt mojej pracy. Moim marzeniem jest móc rozrysować je najpierw w komputerze, a potem na ścianie w największym pokoju w domu – dzieli się planami pani Małgorzata. Ale nie ukrywa, że owoce swoich poszukiwań już widzi: to przede wszystkim kontakt z nieznaną wcześniej rodziną. – Ciągle od różnych osób słyszę, że jestem łącznikiem w rodzinie – stwierdza. Bonusem jest zainteresowanie korzeniami, jakie przy okazji różnych spotkań, udało się niechcący zaszczepić dzieciom. Słysząc deklaracje swoich córek (6 i 8 lat), że na pewno będą szukały tak jak mama, czuję dumę.

 

Podziel się historią

– Moja znajoma mówi, że jak zaczynam opowiadać o przodkach, drzewie, kolejnym znalezisku, w oczach zapalają mi się iskierki – śmieje się pani Małgorzata. Nie zaprzeczę, ponieważ dzięki rozmowie z nią naprawdę można uwierzyć, że odtwarzanie historii rodziny to wielka przygoda. – Poszukiwania trzeba zacząć od tego, co się wie, od rozmów z osobami starszego pokolenia, które jeszcze żyją. Nazwiska i daty pozyskane z dokumentów to jedno, zawsze można je odtworzyć. Bezcenne są tak naprawdę informacje przekazywane z ust do ust – radzi wszystkim początkującym genealogom. Chwali też działalność Klubu Genealogicznego. – Pozwala na wymianę doświadczeń. Można nauczyć się czegoś od innych albo podzielić swoim patentem. Spotkania dają też szansę na wyjście z domu, podzielenie się wiedzą i pochwalenie swoją historią rodzinną – dodaje M. Niewęgłowska-Krawczyk.


Odpowiedzi szukaj w archiwum

 

PYTAMY Dr Joannę Kowalik-Bylicką – kierownika radzyńskiego oddziału Archiwum Państwowego w Lublinie, opiekuna Koła Genealogicznego.

 

Co było impulsem do powołania Koła Genealogicznego?

 

Obserwując ludzi, którzy w archiwum korzystali z dokumentów, doszliśmy do wniosku, że poszukujących korzeni i dokumentów dotyczących przodków jest ich znacznie więcej niż do tej pory. Często w pracowni nawiązywały się znajomości, wywiązywały rozmowy i dyskusje. A ponieważ przyjemnie jest obserwować ludzi z pasją, którzy lubią to, co robią, postanowiliśmy, wzorując się trochę na działalności Klubu Genealogicznego działającego pod opieką Beaty Zacharuk przy Miejskiej Bibliotece w Białej Podlaskiej, powołać taki klub również w Radzyniu. Pomyśleliśmy, że warto, aby i u nas osoby, które w pracowni naukowej spotykają się przez przypadek, mogły przyjść w ustalonym dniu, porozmawiać, wymienić się doświadczeniem. Archiwum to najlepsze miejsce, bo przy okazji można skorzystać z dokumentów, a my, pracownicy, służymy pomocą i wiedzą.

 

Spotkania mają stały schemat? Są podporządkowane konkretnemu tematowi?

 

Na pierwsze spotkanie przyjechali członkowie bialskiego Klubu Genealogicznego. Opowiadali o swojej pasji, zaangażowaniu, zaawansowaniu w poszukiwaniach. Na kolejnych każdy z naszych klubowiczów mógł zaprezentować wyniki swoich poszukiwań i odnalezione dokumenty, a niektórzy są w tym względzie naprawdę bardzo zaawansowani. Zawsze też, kiedy pojawia się osoba nowa, prosimy, by opowiedziała o swoich przodkach i swoich odkryciach.

Na spotkania wyznaczamy zawsze poniedziałkowe popołudnie. Odbywają się one w luźnym, kawiarnianym klimacie. 2-2,5 godziny wystarczy, by usiąść, porozmawiać, wypić kawę czy herbatę i zjeść ciastko, przejrzeć w pracowni jakieś dokumenty. To bardzo sympatyczne, ciepłe spotkania – bardzo je lubię. Jest też czas na to, by poszukać w dokumentach, jeżeli są w naszych zbiorach. Jak wynika z relacji, wyniki poszukiwań rodowych korzeni często są zaskakujące. Ale też – w miarę odkrywania więzi rodzinnych, poznawania kuzynów – wzruszające. Sam klub przypomina trochę rodzinę: tworzy się wspólnota osób, które sobie pomagają. Zdarzyło się, że wspólne poszukiwania doprowadziły klubowiczów do wspólnych przodków. Dzisiaj mówią do siebie „ciociu”.

 

Pani Dyrektor może pochwalić się swoim drzewem genealogicznym?

 

Zazwyczaj jest tak, że szewc w dziurawych butach chodzi… Jako archiwista bardzo lubię takie poszukiwania, tylko nie zawsze mam na nie czas. Gromadzę sukcesywnie dokumenty, ale niejedna osoba mnie już pod tym względem zawstydziła. Podziwiam ich pasję, jak też pietyzm, z jakim porządkują dokumenty i zdjęcia zdobyte w trakcie poszukiwań. Widzę też, jak to wciąga. Mąż jednej z naszych klubowiczek genealogiczne poszukiwania swoje żony żartobliwie określa „rąbaniem drzewa”. „Moja droga, porąb wreszcie to drzewo” – prosi…

 

Warto szukać?

 

Oczywiście. Odnajdujemy niesamowite i zaskakujące fakty dotyczące historii swoich rodzin. Np. okazuje się, że mocno wiąże się ona z historią Polski – genealogów z naszego klubu bardzo pasjonują taki „kwiatki”. Przez pryzmat przeszłości własnej rodziny poznają też dzieje regionu. Poza tym poszukiwania umiejscawia nas w tej tzw. wielkiej historii.

Chętnych do prowadzenia poszukiwań jest sporo, mówią mi o tym, gdy spotykamy się w sklepie czy na ulicy, i żałują, że ze względu na inne zajęcia nie mogą brać udziału w spotkaniach klubu. Jest grono stałych bywalców – z reguły do dziesięciu osób – które często przyprowadzają swoich znajomych. Na ostatnim spotkaniu związanym z akcją „Zostań archiwistą” pojawiły się nowe twarze. Ja w każdym razie zachęcam – formuła jest otwarta, każdy może przyjść. Następne spotkanie Klubu Genealogicznego w radzyńskim AP planowane jest na 4 listopada. Początek – o 15.30.

 

Czy poszukiwanie korzeni kiedyś się w ogóle kończy?

 

Czasami czuję dyskomfort, mówiąc badaczowi, że w radzyńskim archiwum nie ma odpowiedzi na wszystkie pytania; możemy się tylko zastanowić, gdzie jeszcze pojechać. Niektórzy są bardzo zdeterminowani, żeby szukać dalej, np. na Ukrainie czy w Rosji. Znam panią, która zaczęła od drzewa genealogicznego swojej rodziny, potem wzięła się za drzewo męża, i w obu przypadkach doszła naprawdę daleko – znalazła chyba wszystko, do czego dało się dotrzeć. Z reguły tak to działa u pasjonatów. Ale rzeczywiście – moment, gdy trzeba powiedzieć „stop”, jest nieuchronny.

 

Dziękuję za rozmowę, życzę owocnych poszukiwań.

LI