Historia
Źródło: PIXABAY
Źródło: PIXABAY

Jak to dawniej bywało…

Do domów, gdzie mieszkały panny, trafiały garnki z popiołem, a święcona woda miała chronić bydło przed „cugiem”. Opowieścią o dawnych tradycjach - przeżywaniu Wielkiego Postu i Świąt Wielkanocnych w okresie międzywojennym - dzielą się szpakowskie Marysieńki.

Na czas Wielkiego Postu gospodynie szorowały garnki popiołem, „żeby nic z zapustów nie zostało”. W poście ludzie jedli śledzie, olej, grzyby, cebulę i kartofle. Na Popielca ksiądz posypywał głowy popiołem i od tej pory nie można było już śpiewać ani się weselić. Był to okres wielkiej zadumy i rozmyślania nad sprawami duszy. W piątki odprawiano po domach Drogę krzyżową i śpiewano Gorzkie żale. Na śródpoście, czyli w czwartą środę Wielkiego Postu, do gospodarstw, gdzie były panny, chłopcy wrzucali garnki z popiołem. Na dwa tygodnie przed świętami kobiety zaczynały sprzątanie. Sufit i ściany bieliły białą gliną. Pędzel robiły z żytniej słomy, parzyły gotującą wodą i maczały w rozmoczonej glinie. A glinę, co to w wielu domach była zamiast podłogi, bieliły na szaro i posypywały żółtym piaskiem. Jak już gospodynie pobieliły i pomyły, to robiły pająki i czepiaki wieszane na suficie - na pamiątkę wtrącenia Pana Jezusa do piwnicy. Wycinały z bibuły firanki do okien, a obrazy i figurki stroiły sztucznymi kwiatami. Kwiaty każda kobieta robiła sama.

W poście ludzie wierzący dbali o sprawy duszy. W rekolekcje wszyscy szli kilka kilometrów do kościoła i spowiedzi. Każdy był na czczo, nie można było  nawet wody się napić, choćby do Komunii św. przystępowało się po południu.

W sobotę przed Niedzielą Palmową ludzie bili świnie. Świniobicie odbywało się dwa razy do roku: na Wielkanoc i Boże Narodzenie, w czym też sąsiedzi pomagali jedni drugim.

 

Pisanki i „byczki” skrobane nożykiem

W Niedzielę Palmową – rankiem, jak wszyscy jeszcze spali – dzieci wstawały, brały długie palmy, szły od domu do domu, zrzucały pierzyny i… palmowały. Kto był dłużej palmowany, ten był zdrowy przez cały rok. Jak palmowały, to mówiły: „Palma bije, nie zabije, kości nie połamie. Pamiętajcie chrześcijanie, że za tydzień zmartwychwstanie. Nie za dzień, nie za noc, a za tydzień Wielkanoc”. Później starsi ludzie stroili te palmy i nieśli do kościoła, żeby je poświęcić na pamiątkę triumfalnego wjazdu Pana Jezusa do Jerozolimy.

Poświęcone palmy wsadzali później w strzechy domów, żeby broniły od pożarów. Jak na wiosnę wyganiali krowy na pastwiska, to maczali palmy w święconej wodzie i święcili zwierzęta, „żeby ich cug nie trącił”. A po żniwach, jak zwozili zboże do stodoły, to święcili palmą i wodą święconą „stronę”. Stare palmy nieśli do kościoła, gdzie ksiądz je palił i zbierał popiół na Środę Popielcową.

Po obiedzie w Niedzielę Palmową kobiety pisały pisanki. Malowały je w kolorycie albo łupinkach z cebuli. Rozgotowywały koloryt albo cebulę w gorącej wodzie, później studziły, pisanki kładły na zimną farbę, żeby wosk się nie roztopił, i gotowały. Jak wyjęły po ugotowaniu, smarowały smalcem, żeby były błyszczące. Malowały też jajka niepisane – nazywały się one „byczki”. Niektóre gospodynie umiały robić skrobane pisanki. Na omalowanych „byczkach” skrobały nożykiem różne wzory.

 

Nie można było ani prać, ani stukać

W Wielkim Tygodniu kobiety kończyły sprzątanie i robiły koło mięsa, „żeby na święta było co jeść”.

W Wielki Czwartek przygotowywały wieczerzę – na pamiątkę Ostatniej Wieczerzy. Musiały być parochy pokraszane skwareczkami (w Wielki Czwartek można było krasić) i popijane mlekiem. Po wieczerzy ludzie szli modlić się pod krzyż. Zaczynali od początku wioski i szli aż do końca… Pod każdym krzyżem klękali, modlili się i śpiewali postne pieśni na pamiątkę modlitwy i pojmowania Pana Jezusa w Ogrójcu.

Wielki Piątek to był dzień wielkiej żałoby. Musiała być cisza – nie można było prać ani stukać. Starsze gospodynie piekły pierogi, baby i mazurki, a młode szły do kościoła adorować przy Bożym grobie. W tym dniu ludzie suszyli o chlebie i wodzie, a niektórzy nie jedli nic. W Wielki Piątek kobiety nakładały też na głowy czarne chustki na znak żałoby.

W Wielką Sobotę ksiądz w kościele palił „ciarko” i święcił wodę. Od samego rana aż do Rezurekcji trwała adoracja Bożego grobu. Adorowali ministranci, panny, mężczyźni, którzy nosili chorągwie za procesją i strażacy. A ksiądz wikary w sobotni ranek jeździł po wsiach i pod krzyżami święcił pokarmy. Jak już poświęcił święconkę, to można było jeść mięso – ale nie święcone! Pokarmy do święcenia ludzie nosili w dużych koszałkach. Wierzch przykrywali wyszywanym lnianym ręcznikiem i stroili zielonym barwinkiem.

 

Słodycz miodu oznacza miłość

Pokarmy ludzie święcili na pamiątkę, że Pan Jezus zmartwychwstał po szabacie „i musiało być wszystko poświęcone…”. Woda święcona w Wielką Sobotę służyła księdzu do chrztu dzieci, a tę z dużej „balei” ludzie nabierali w butelki i nieśli do domu, by była do święcenia w gospodarstwie. Nalewali ją też do kropielniczki, bo w każdym domu na drzwiach była kropielniczka z wodą święconą. Z przyniesionego „ciarka” robili natomiast koronę – na pamiątkę cierniem ukoronowania Pana Jezusa – i przez cały rok wisiała nad kropielniczką, a potem ją palili.

Pisanki pisało się na pamiątkę przybierania grobu Pana Jezusa. Jajko jest symbolem grobu Bożego i symbolem życia. Jak Pan Jezus zmartwychwstał i wyszedł z grobu do nowego życia, tak i z jajka rodzi się nowe życie. Skorupki z jajek oddawało się kurom, „żeby się lepiej niosły”. Chleb święcono na pamiątkę Ostatniej Wieczerzy, kiedy to Pan Jezus przemienił chleb w swoje Ciało i zostawił nam na pokarm. Święciło się też mięso z kością. Kość musiała być w całości, nieprzerąbana – na pamiątkę, że Panu Jezusowi po śmierci nie łamano goleni. Mięso trzeba było upiec i zjeść do Niedzieli Przewodniej, czyli pierwszej niedzieli po Wielkanocy. Wtedy kość się paliło, a popiół wysypywało na pole, „żeby był lepszy urodzaj”. Święciło się i miód, „bo słodycz miodu oznacza miłość”, a pracowity pszczeli rój daje przykład, jak człowiek ma pracować nad sobą, żeby się uświęcić. Święcili też chrzan na pamiątkę – jak opowiadali starsi – że Pan Jezus miał być przybity do krzyża czterema gwoździami, ale Cygan ukradł jeden, wsadził go w ziemię i na tym miejscu wyrósł chrzan, a jego gorycz jest taka, jak gorycz żółciowa, którą poili na krzyżu Pana Jezusa.

 

Jak zastygło, to i ładnie się paliło

W Wielkim Tygodniu mężczyźni robili huśtawki. U każdego musiała być huśtawka na pamiątkę, że Judasz – po tym, jak wydał Pana Jezusa – poszedł i się powiesił. Ale przed świętami nie można było się na niej huśtać – dopiero na święta.

Ludzie, co mieli pszczoły, wyrabiali świece woskowe na ołtarz, by paliły się podczas Rezurekcji. A na Wielki Piątek kobiety robiły lampki do Bożego grobu. Knot ze słomy i włókna lnianego wkładały w szklankę albo słoik i zalewały smalcem. Jak zastygło, to ładnie się paliło…

W nocy z Wielkiej Soboty na Niedzielę Wielkanocną trwała adoracja przy Bożym grobie. Nad ranem ludzie śpiewali pieśń „W ciemnościach nocy”. Później chór kościelny śpiewał jutrznię i zaczynała się procesja i Msza rezurekcyjna. Po Rezurekcji wszyscy jechali furmankami do domów. Jedni wymijali drugich, „bo kto pierwszy dojechał do wsi, ten miał szczęśliwy rok”. Po powrocie gospodyni szykowała śniadanie, a gospodarz święcił gospodarstwo. Śniadanie zaczynali od podzielenia się święconym jajkiem, a potem resztą święconki…

 

Ani ognia rozpalić, ani buta wyczyścić

W pierwszy dzień świąt nie można było nic robić: „ani ognia rozpalić, ani buta wyczyścić”. Wszystko musiało być naszykowane już w sobotę, bo Niedziela Wielkanocna to było wielkie święto! Po śniadaniu dorośli dawali dzieciom pisanki. Ale miały radość… Wychodziły na dwór i taczały je, a czyja dłużej się nie rozbiła, ten bardziej się cieszył. A pisanek pisało się dużo, bo trzeba było dać i swoim dzieciom, i chrześniakom.

Na święta musiała być też zielona pszenica. Gospodarze sieli ją przed świętami, bo Pan Jezus powiedział, że jeśli ziarno nie obumrze, to nie wyda owocu. I te młode roślinki miały przypominać wszystkim o tym, że na święta trzeba umrzeć dla grzechu i narodzić się dla Boga.

Na drugi dzień świąt było „oblewacza”. Chłopcy oblewali dziewczyny wodą. Czasami przez nieuwagę to i starszych polali… I tak w tej radości świątecznej żyli aż do Niedzieli Przewodniej, kiedy to już cała święconka obowiązkowo musiała być już zjedzona.

A za rok – z nastaniem Popielca – zaczynali od nowa…

AW