Komentarze
Stelle nad Jordanem (polskim)

Stelle nad Jordanem (polskim)

Najbliższa niedziela to niedziela elekcyjna. W pierwszej turze wyborów prezydenckich zmierzy się ze sobą 11 kandydatów chcących objąć urząd Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej. Dynamika kampanii wyborczej jest jednak taka, iż ta pierwsza elekcja zdaje się być przygrywką przed ostatecznym wyborem w ramach tury drugiej, czyli lipcowego głosowania.

Owszem, może zdarzyć się cud i wybory rozstrzygnięte zostaną w pierwszej turze, lecz dzisiaj nic na to nie wskazuje. Decydujące starcie dokona się na początku lipca. Jaki będzie jego wynik? Przyznam się, że śledząc sondaże i ludzkie wypowiedzi, trudno dzisiaj zawyrokować. Analizy chociażby prowadzone przez M. Palade wskazują, że decydujący głos może mieć wybór ok. 300 tys. wyborców. Czyli finisz o włos i wygrana/przegrana na poziomie większego miasta polskiego. Można zaryzykować stwierdzenie, że mamy do czynienia z wyborami na poziomie plebiscytu ideologicznego. Przyglądając się bowiem zarówno kampanii prezydenckiej, jak i sondażowym wyliczeniom przepływów elektoratów pomiędzy dwoma najważniejszymi (jak się wydaje) graczami w tej elekcji, zauważyć można dość wyraźnie, że nie argumenty ekonomiczno-społeczne grają w niej zasadniczą rolę, ale odrodzona mentalność plemienna. Mentalność, która nie została zachwiana pomimo 15 lat, jakie zaistniały w polskiej rzeczywistości.

Ten sposób oglądu rzeczywistości nie ma nic wspólnego z racjonalizmem, lecz zasadza się na ideologicznym oglądzie świata. Oglądzie, w którym prawda nic nie ma do powiedzenia.

 

Teoria wylanego szamba

Jeden z polskich publicystów w ostatnim tygodniu stwierdził był z rozbrajającą szczerością, iż lepiej dla niego jest wykąpać się w szambie niż zagłosować na jednego z kandydatów. Specjalnie nie podają nazwiska tegoż kandydata, ponieważ uważam, że takie nastawienie dominuje wśród wyborców wszystkich 11 pretendentów. W przypadku jednego z nich nie będzie to zbyt trudne, gdyż systematycznie rządzone przezeń miasto zalewa górny bieg Wisły taką właśnie miksturą. Nie chodzi jednak o złośliwości, ile raczej o sam fakt takiego postrzegania naszych wyborów. Dlatego wygrana czy przegrana w tej lekcji nie będzie wynikiem przedstawiania argumentów racjonalnych, lecz zadecydują czynniki emocjonalne. Radykalizacja zachowań, szczególnie w końcówce kampanii, doskonale obrazuje tę tezę. Problem jednak w tym, że (jak mówił klasyk) nienawiść zazwyczaj zalew mózg. Emocjonalne traktowanie naszego wyboru powoduje, że z pola widzenia znika to, co jest decydujące w tychże wyborach, a mianowicie stabilność naszej egzystencji i rzeczywiste dokonania kandydatów, a więc ich wiarygodność. A nade wszystko rzeczywiste konsekwencje dokonywanych przez nas wyborów. Bo o nie wszak zdecydowanie chodzi. Wybór konkretnego kandydata to nie finał konkursu piękności, ale przyjęcie konkretnego sposobu życia w naszym społeczeństwie. Pytanie o to, jaka będzie Polska, nie jest tylko chwytem erystycznym, lecz konkretnym wynikiem naszego głosowania. Wielu z nas powtarza, że chce spokoju, lecz dokonując takiej, a nie innej elekcji, możemy do tego spokoju nie tylko się nie zbliżyć, ale wręcz wydać na dalszy etap niekończącej się wojny. Ewentualna wygrana każdego innego kandydata niż obecnie rządzący prezydent ten stan wojny spotęguje, co widać chociażby na poziomie dzisiejszego konfliktu pomiędzy izbami naszego parlamentu. A na pewno wprowadzi element wojny ideologicznej na salon i w światła jupiterów.

 

Zwalanie pomników

Dość dokładnie scenariusz światowej wojny ideologicznej jest widoczny w tym, co dzieje się obecnie za oceanem. W innym wymiarze, ale z równą zajadłością walka ta prowadzona jest także i na Starym Kontynencie. Zasadniczą linię tego sporu wyznacza wypowiedź jednego z ideowych przywódców ruchu BLM, który przejaw rasizmu widzi chociażby w obrazach przedstawiających Jezusa jako białego i żąda zniszczenia wszystkich takich przedstawień (zarówno obecnych, jak i historycznych dzieł sztuki). Pomijając wszystkie inne elementy tejże ideologii, na pierwszy plan wysuwa się nie tylko negacja przeszłości, ile raczej dosłowna jej anihilacja. Przeszłości bowiem nie ma i nie było, a jest tylko ślepe zapatrzenie w świetlaną przyszłość, jaką opisał J. Lennon w „Imagine”. Taka sama struktura od czasu odłożenia wyborów z maja na czerwiec dominować zaczęła w kampanii wyborczej. Nie jest to jednak chwyt kampanijny, ale ujawnienie się całkowicie nowej struktury mentalnej naszego społeczeństwa. W sondażach oczekiwań od polityków w polskiej rzeczywistości zaczynają dominować tematy całkowicie odległe od naszych polskich problemów. Na śmiech wzięło mnie, gdy za naczelny argument za zmianą w pałacu prezydenckim jeden z moich prywatnych dyskutantów przyjął twierdzenie, iż na pewno się pogorszy w Polsce, ale wreszcie będziemy mieli poczucie, że rządzą ludzie godni władzy. Prosta logika wykazuje bzdurność tego twierdzenia, lecz przyznajmy szczerze, iż takie myślenie jest dominujące. I to właśnie usypia społeczeństwo, pozwalając „przy okazji” dokonać jego diametralnej przebudowy. Warto również zwrócić uwagę na zmianę mentalnościową pokolenia dzisiejszych nastolatków, którzy nie będą jeszcze głosować. Dominującą wśród nich tendencją jest negacja dotychczasowego świata na rzecz ideologicznie ustawionej rzeczywistości. I chociaż Rafał Trzaskowski i jemu podobni odżegnują się od dokonywania zmian kulturowych w naszym kraju, to jednak ich flirt z tą częścią społeczeństwa wcale nie jest iluzoryczny.

 

Ja i mój dom…

Przekraczając Jordan wobec plemion izraelskich wchodzących do ziemi Kanaan po niewoli egipskiej, Jozue oświadczył jednoznacznie: Musicie dokonać wyboru. Lecz ja i mój dom służyć będziemy Panu. W słowach tych zawarta była przede wszystkim pamięć o wydarzeniach znad Nilu i Morza Czerwonego. Pamięć przeszłości. Nie zatarła jej wizja nowości krainy mlekiem i miodem płynącej. Nie pozwoliła ona na rozprzestrzenienie się w narodzie izraelskim przekonania o konieczności flirtu z plemionami pogańskimi. Ale nade wszystko pozwoliła zachować cenne przymierze z Bogiem i zbudować nowe państwo, które do dzisiaj jest odnośnikiem dla narodu wybranego. Zanim więc postawię krzyżyk na karcie do głosowania, jeszcze raz dokładnie rozważę słowa następcy Mojżesza. Bo stawka jest wielka.

Ks. Jacek Świątek