Bije, bo kocha?
Temat przemocy domowej - choć wraca w debacie publicznej i rozgrzewa emocje po kolejnym medialnym newsie ukazującym skatowane kobiety, dzieci - pojawił się w związku z planowanym przez rząd wypowiedzeniem Konwencji Stambulskiej. Zapowiedź wywołała fale protestów, głównie wśród środowisk lewicowych w Polsce i za granicą. Ich temperatura i absurdalność przekroczyły granice zdrowego rozsądku. Zaczęto lansować tezę: oto teraz w Polsce będzie można legalnie używać przemocy w stosunku do kobiet lub dzieci! „Hej mężczyźni, chcecie uderzyć kobietę lub dziewczynę w czasie wakacji? Przyjedźcie do Polski!” - pisał na Twitterze dziennikarz „Politico” Jan Cieński. W miniony piątek ulicami stolicy i kilku innych miast Polski przeszły marsze (tęczowe flagi, plakaty Strajku Kobiet wiele mówią o jego uczestnikach) pod hasłem „Nie dla legalizacji przemocy domowej”. Legalizacji? Cóż za bzdura!
Nie zabrakło oskarżeń, że oto Polska opuszcza krąg cywilizowanych państw, „staje po stronie ofiar, a nie sprawców” (Anna Maria Żurowska), „stacza się na rubieże ciemnego średniowiecza”! Zasklepiony, obskurny katolicko-patriarchalny model funkcjonowania rodziny wraca do łask! W ogóle wstyd, żenada, porażka itp.
Jaka jest prawda? Jak to zwykle bywa w epoce, gdzie jej siła zadaje się być uzależniona od natężenia medialnego wrzasku, wygląda zupełnie inaczej. Ale po kolei.
Małym druczkiem
Konwencja Stambulska, przyjęta przez Polskę w 2012 r. i ratyfikowana przez polski parlament (zdominowany przez koalicję PO-PSL) w 2015 r. od początku budziła skrajne emocje. Nie sygnowały jej wszystkie kraje grupy wyszehradzkiej, uznając za sprzeczną z prawami rodziny. Przytaczano argumenty o niezgodności z konstytucją, wskazywano, iż stanowi zagrożenie dla tradycyjnego wzorca rodziny. ...
Ks. Paweł Siedlanowski