Pod słońcem neonów
Wyruszenie w dal poznawczej przygody dawało nie tylko wolność od pęt jaskini i rachitycznych cieni migających na skalnej ścianie, lecz nade wszystko rozwój własnego człowieczeństwa olśnionego nagłym błyskiem prawdziwego słońca. Czy taki stan jest dzisiaj możliwy? Nie. Mówię to z całkowitą pewnością. Postoświeceniowa edukacja społeczna stawiała i stawia nadal na wątpliwej jakości poszukiwania światła oświecającego człowieczy intelekt w nim samym. Ekspresja przed informacją, kreacja przed odczytaniem, pycha przed pokorą, oświecona głupota przed zgrzebną prawdą. Tak kształtujemy dzisiejsze społeczeństwo i wydaje się, że tego trendu już odwrócić nie można. Być może. Z koniem trudno się kopać i z niedźwiedziem iść w zawody w drapaniu pazurami. Żyjemy w świecie dokładnie ustawionym przez wielkie korporacje ideologiczno-ekonomiczne. Kupujemy towary, o których tyle wiemy, co mieści w sobie etykietka wykonana przez producenta.
A informacje spływają na nas tylko w takiej dawce, która zostanie zaakceptowana przez producenta programu informacyjnego. Łudzimy się, że wiemy wszystko, lecz w gruncie rzeczy miotamy się pomiędzy pół- i ćwierćprawdami. Neony zamiast słońca.
Dno najzwyczajniejszych dni
Nie dziwota, że w takim obrocie spraw pozostaje nam tylko jako obrona rozpaczliwe podkreślanie własnych osądów i przesądów. Nawet jeśli tchną one głupotą i zacietrzewieniem polityczno-ideologicznym. Weźmy chociażby ostatnie wyroki sądowe w naszej ojczyźnie. Marzenia o prawdzie na sądowej sali można dzisiaj między bajki włożyć. Ekspresja osądu świata, wyrażona w ozdobionej piorunem maseczce, staje się ważniejszym bastionem do obrony niż prawda, której winno się poszukiwać w procesie sądowym. Wściekłość kasty na rządzących staje się ważniejszym motywem wyroków podejmowanych przez ludzi w togach, aniżeli prawdziwość dostarczanych dowodów przez strony postępowania. Szmalcownik, przejmujący mienie w stolicy w powojennej zawierusze, zostaje uniewinniony w swoim postępowaniu, gdyż polityczny interes tego się domaga. Taki obraz wyłania się, gdy weźmiemy pod uwagę chociażby wyroki sądów administracyjnych w sprawie unieważnionych przez sejmową komisję prywatyzacji na terenie Warszawy. Może rzec ktokolwiek z czytelników, że nas dzisiaj ten problem nie dotyczy. Czy aby na pewno? Gdy wspomni się postępowanie polskich sądów w sprawach majątków poniemieckich na terenie dzisiejszych Warmii i Mazur, to nie sposób nie dostrzec dychotomii w postępowaniu wymiaru sprawiedliwości. Co jest więc przyczyną owej różnicy pomiędzy uznaniem praw danych właścicieli z niemieckimi paszportami, a odmawianiem tego samego na stołecznych salonach? Nie, nie idzie tu o grubość portfela, z którego pełności można byłoby dawać łapówki. Ideologiczne nastawienie dzierżących władzę sądowniczą jest tutaj jedynym wytłumaczeniem. Królująca na salonach sądowych fraza: „Bo ja tak uważamy…”.
Święte portrety wypadły z ram
Ten stan rzeczy nie jest tylko naszą polską domeną. Warto spojrzeć chociażby na to, co dzieje się po drugiej stronie oceanu. Przejmowanie przez nową administrację władzy w USA daje wiele do myślenia. Ostatnio przeczytałem, iż nowa minister ds. zdrowia w rządzie Joe Bidena, niejaka Rachel Levine, twierdzi, iż istotą wolności religijnej jest… prawo do wypoczynku i realizacja własnych zainteresowań. Oczywiście słowa te padły w kontekście obrony wolnego dnia świątecznego, który postuluje w gruncie rzeczy każda religia. Fraza wypowiedziana przez przyszłego członka rządu supermocarstwa jest zdumiewająca. Do tej pory myślałem, że wolność religijna zasadniczo zawiera możliwość oddawania czci Bytowi Absolutnemu, kimkolwiek On nam się wydaje. Takie ujęcie poznawcze zakłada minimalne podkreślenie transcendencji Boga względem uznającego Go za istotę najwyższą człowieka. Proponowana przez przyszłą panią minister definicja wolności religijnej stanowi odrzucenie tejże tezy na rzecz autoekspresji człowieka. Dlaczegóż takie jej podejście? Otóż na takiej właśnie konstatacji zbudowała własne życie. Jest bowiem osobą, która dokonała fizycznej i prawnej zmiany płci. Jako mężczyzna ma dwójkę dzieci, a teraz pod wpływem własnych wyobrażeń realizować pragnie się jako kobieta. Obiektywna struktura rzeczy nie jest w tym wypadku pomocą, lecz przeszkodą. Zamiast więc słońca prawdy wybrany został neon mniemań własnych. A rzeczywistość obiektywna padła łupem subiektywnych przekonań. Trend powyższy dość łatwo można zaobserwować w pierwszych zapowiedziach legislacyjnych nowego prezydenta, na co zwrócił uwagę nieoceniony komentator spraw amerykańskich – George Weigel (ten sam od biografii św. Jana Pawła II). Na pierwszy ogień pójdą przepisy związane z aborcją i Nowym Zielonym Ładem oraz ponowne finansowanie przez USA Światowej Organizacji Zdrowia (tej samej, której funduszy odmówił D. Trump po ujawnieniu jej decyzji podejmowanych na chińskiej smyczy). Nawet sprawa imigrantów z Ameryki Południowej i Środkowej schodzi przy tym na plan dalszy.
Męczarnia zwykłego dnia
Cóż więc przed nami? Nieciekawie. Nie dość, że trzeba będzie podejmować debatę i dyskusję nad tematami zapalnymi, to jeszcze nie będzie wspólnej płaszczyzny do tegoż dyskursu. Mam nieodparte wrażenie, iż rząd dusz przesuwa się w kierunku zakompleksionych niedorostków ze szczurzymi gębami. W administracyjnych korytarzach i na społecznościowych forach widać ich coraz więcej. A jak jeszcze taki człowieczek jest małą, wyłysiałą i sepleniącą istotą, to w czarnych barwach widzę przyszłość. Nie o takiej Apokalipsie myślałem.
Ks. Jacek Świątek