Komentarze
Chipsy na cenzurowanym

Chipsy na cenzurowanym

Okazuje się, że gdzie nie skutkują wszelkiej maści kampanie zwiększające świadomość dotyczącą zdrowego odżywiania, tam wkracza Unia Europejska ze swoim rozporządzeniem.

Wspólnota chce, aby z naszych półek zniknęły: chipsy, fast foody, chrupki, popcorn, zupy instant, a nawet płatki śniadaniowe. Wszystkie te produkty zawierają tłuszcze trans, z którymi UE chce walczyć przy pomocy dokumentu, który zacznie obowiązywać od 2 kwietnia. Skoro, jak już można się domyślić, tłuszcze trans są złe (zastanawiające, swoją drogą, że określenie „trans” stało się dla UE niebezpieczne), warto wiedzieć, czym one w ogóle są. Otóż to utwardzone tłuszcze roślinne. Spożywanie ich w dużych ilościach grozi cukrzycą, zwiększa ryzyko chorób serca, obniża płodność, jest szkodliwe dla kobiet w ciąży... I długo by jeszcze wymieniać. Amerykańscy naukowcy, jak zwykle niezawodni, wyliczyli, że spożycie utwardzanych tłuszczy roślinnych powszechnie stosowanych w produktach żywnościowych, tylko w USA przyczynia się do ok. 30 tys. zgonów rocznie. Coś takiego... To już nie tylko Covid zabija?

Swoje trzy grosze dołożyli też ekolodzy. Według nich zmniejszanie udziału utwardzanych tłuszczy trans w przemyśle spożywczym może mieć pozytywny wpływ na zachowanie środowiska życia wielu gatunków zwierząt i roślin.

Co to wszystko oznacza dla zwykłego konsumenta? Czy naprawdę możemy zapomnieć o paczce chipsów do wieczornego serialu czy popcornie podczas kinowego seansu? Ci, którzy już zaczęli szykować się do sklepu po zapas krakersów, mogą usiąść spokojnie. Wszelkie przepisy i wymogi, jak wiadomo, można obejść, a my mamy w tym już spore doświadczenie. Przykład: pamiętne żarówki. Kilka lat temu wszedł zakaz używania 100-watowych, potem, po kolei, słabszych. Miały być zastąpione przez znacznie droższe, ale energooszczędne źródła światła. Polakom udało się obejść ten przepis i dziś nie ma problemów z kupnem zakazanych żarówek. Wykorzystano pewien haczyk, który umożliwia taką sytuację. Wystarczył dopisek o tym, że żarówki nie służą do użytku domowego, tylko zewnętrznego, czyli np. do zastosowania w ulicznych sygnalizatorach świetlnych. W przypadku przekąsek producenci po prostu pokombinują przy ich składzie albo zapiszą go mniejszym druczkiem lub zmniejszą wielkość opakowania. Co najwyżej za te eksperymenty zapłacą konsumenci. Póki co, mierzą się ze skutkami podatku cukrowego, czyli dodatkowej opłaty nałożonej na napoje z dodatkiem „substancji o właściwościach słodzących”. Cel jego wprowadzenia był równie słuszny: walczyć z plagą otyłości. Skutek? Ceny napojów słodzonych wzrosły. Co prawda tylko o kilkanaście procent, a nie aż tak, jak przewidywali twórcy memów w rodzaju: „zamienię zgrzewkę coli na kawalerkę w Poznaniu”.

A ja tymczasem, póki jeszcze mi wolno, idę coś schrupać.

Kinga Ochnio