Komentarze
Źródło: PIXABAY
Źródło: PIXABAY

Tak tylko zapytam

O ho ho! Ho ho ho! Ho! - woła moja znajoma. Ten ciąg hohów, jak się nietrudno domyślić, mocno emocjonalny jest. Znajoma bowiem należy do grona osób, które boją się lodówkę otworzyć.

Bo i stamtąd, ich zdaniem, może Robert Lewandowski wyskoczyć. To, ma się rozumieć, przytyk do stałej obecności piłkarza w mediach. A ja swoją lodówkę całkiem bez strachu otwieram. Może dlatego, że nie za pakowna jest i rosły Lewandowski się w niej po prostu nie mieści. Po drugie - uważam, że akurat on sobie na obecność w niektórych lodówkach uczciwą pracą zasłużył, a po trzecie - w mojej wsi Lewandowskich jak mrówków, to i był czas przywyknąć. Więc czemu się do tego jednego przyczepiłam? Bo ten zarabiający w niemieckiej drużynie nie tylko na chleb piłkarz to człowiek utalentowany, pracowity i na dodatek ambitny. Tytułów całkiem chwalebnych sporo już nazbierał, a teraz zawziął się na pobicie szczególnego rekordu. Wiele lat temu, a ściślej: w sezonie 1971/72, inny ambitny piłkarz tego, w którym dziś gra Lewandowski, klubu, Gerd Müller, ustanowił rekord zdobytych w sezonie 40 goli.

Po blisko pół wieku nienaruszalności owego wyczynu znalazł się ktoś, kto nie tylko dogonił rekord niemieckiego Bombowca, ale zamierza go pobić. Ten ktoś to właśnie Robert Lewandowski. Problem w tym, że znaleźli się patrioci i miłośnicy Müllera, którzy uważają, że taki atak jest wręcz niemoralny. Że wystarczy samo zrównanie, którego Lewandowski już dokonał. Najgłośniej w tej materii wybrzmiał głos byłego zawodnika Bayernu i reprezentacji Niemiec Dietmara Hamanna. Otóż człek ów upiera się, że Lewandowski powinien dobrowolnie zrezygnować ze strzelenia kolejnej bramki w tym sezonie. Bo Müller to legenda nie tylko niemieckiego klubu, ale w ogóle niemieckiego futbolu, i nie wypada odbierać mu tytułu, a tym samym zasług. Gdyby Lewandowski przebił jego wyczyn, zająłby przynależne do Müllera przez prawie pół wieku miejsce. Wedle pokrętnej logiki Hamanna Polakowi powinno wystarczyć samo zrównanie się z Müllerem, czyli z własnej i nieprzymuszonej woli powinien zrezygnować z pobicia rekordu. I to by dopiero był gest. Bo – jak sugeruje Hamann – „dzielić rekord z Gerdem Müllerem byłoby czymś wspaniałym, dużo bardziej wyjątkowym, niż pobicie tego rekordu. Gdyby Robert odpuścił, byłby to jeden z najgłośniejszych gestów tego typu w historii sportu. Mówiłby o tym cały świat”.

Kiedy ten numer „Echa” dotrze do większości P.T. Czytelników, wszystko będzie już jasne. Wiadomo, że Lewandowski nie zamierza rezygnować z pobicia rekordu. A i ja za jego sukces mocno trzymam kciuki. Zaś wypowiedź Hamanna, na którą – co dosyć oczywiste – zareagowały głównie polskie media, winna być umieszczona w podparyskim Sevres jako wzorzec pokrętnego myślenia.

P.S. A gdyby Lewandowski kolorowy był?

Anna Wolańska