Komentarze
Też bym tak zrobił

Też bym tak zrobił

Kilka dni temu spotkałem na ulicy znajomego emeryta. Podaliśmy sobie dłonie i ucięliśmy sympatyczną pogawędkę, w trakcie której pan Edzio zapytał, czy nie pomógłbym mu naprawić kuchennego wentylatora.

A że w życiu reanimowałem kilka tego typu ustrojstw, postanowiłem spróbować po raz kolejny. Kilkadziesiąt minut później zapakowałem do plecaka trochę narzędzi i poszedłem poratować mieszkającego na pobliskim blokowisku bliźniego. Kiedy zapukałem do drzwi, człowiek, z którym dopiero co rozmawiałem, nie otwierał. Zakołatałem po raz kolejny i… nic. Zadzwoniłem dzwonkiem… cisza. Pewnie pan Edzio wyskoczył do sklepu po jakąś colę - pomyślałem i postanowiłem chwilę poczekać na niego na ławce przed blokiem. Schodząc po schodach, usłyszałem nagle dźwięk zamka. Gdy się odwróciłem, zobaczyłem stojącego w drzwiach seniora z maską na twarzy, trzymającego w uzbrojonych w rękawiczki dłoniach dezynfektor. Przyznam, że mnie zatkało. Wchodzić…, czy odwrócić się na pięcie i odejść? A może jestem jakiś trefny…, mam coś wymalowane na czole…? Może starszy pan jednak nie życzy sobie mojej wizyty…?

Kiedy tak po mojej głowie kołatały się różne kosmate myśli, pan Edzio wreszcie przemówił. – Ja, ja… tylko tak na wszelki wypadek… Bo, bo… wiesz w telewizji mówią, że w pomieszczeniach zamkniętych jest już czwarta fala, jakaś delta czy licho wie co… – wyjąkał, po czym spryskał mi ręce i wpuścił do środka. Gdy udało mi się przywrócić do życia wentylator, zadowolony emeryt podziękował, ponownie spryskał moje dłonie, przybił żółwika i wypuścił za drzwi.

Przyznam, że gdybym miał taką moc i chciał sprawić, by człowiek zaczął panicznie bać się drugiego człowieka, zleciłbym wynalezienie właśnie czegoś takiego jak Covid. Nie bez kozery piszę wynalezienie, bowiem coraz głośniej mówi się o tym, że owo świństwo celowo wypuszczono z laboratorium. Wiele wskazuje na to, że ta – nazwijmy ją – miękka wojna biologiczna nie jest dziełem przypadku i wszystko zaczęło się nie od (jak do niedawna nam wmawiano) jakiegoś azjatyckiego targu ani ponętnej Chinki jedzącej zupkę z nietoperza.

To niewidoczne i pozornie niewinne „coś” ma celowo sprawiać, by człowiek człowiekowi był wilkiem. Ma konsekwentnie rozkładać na łopatki kolejne państwa, niszczyć gospodarkę, kulturę, oświatę, służbę zdrowia, religię… To jest walka na mutacje, szczepienia, różne zakazy i utrudnienia. Nasze niby proste życie ma w tym zawirusowanym świecie stawać się coraz trudniejsze, obarczone licznymi obostrzeniami wprowadzanymi bez żadnej harmonii, ładu, składu i logiki. Zagubieni oraz zmanipulowani przez media oraz polityków ludzie mają się panicznie bać wszystkich i wszystkiego. Przecież wciąż jeszcze można zobaczyć kierowców w szczelnie zamkniętych autach z maską na twarzy, którzy za pasażera mają jedynie metr sześcienny stęchłego powietrze. Widywano samotnych grzybiarzy w maskach, opalających się na pustej plaży ludzi w szmacianych kagańcach czy pływających po jeziorze kajakarzy ze szczelnie zasłoniętymi ustami i nosem. Ciągle dookoła nas żyją ludzie, którzy od miesięcy nie wyszli poza próg swojego mieszkania. Są i tacy, którzy sami udzielili sobie dyspensy i w najbliższym czasie nie mają zamiaru pojawić się kościele.

Do czego ostatecznie doprowadzi nas wiara w nowego bożka… Czy świat, który dotychczas znaliśmy, jeszcze kiedyś do nas wróci?

Leszek Sawicki