Jedzie pociąg…
Leniwa, letnia atmosfera. Zdecydowanie spokojniej niż dwie godziny wcześniej, kiedy siedlecki naród śpieszy do warszawskiej pracy. Kiedy myśli głównie o tym, czy uda się w przedziale zdybać jakieś wolne miejsce i dospać niedospany sen. Ci stojący teraz na peronie dospali swoje. Ale wiadomo, że nawet po wyspaniu lepiej siedzieć niż stać. Wjeżdża. Nic nie daje przecieranie oczu ze zdumienia. Przy peronie zatrzymuje się jeden (słownie: jeden) wagon. Konsternacja, złość, niedowierzanie. Śmiech. Rozproszona po peronie gromadka podróżnych pęcznieje przy wejściu do - nazwijmy to szumnie - pociągu. A w środku wesoluteńko. Naród empatycznie się ściska i stara się zrobić miejsce dla nowych współpasażerów, ale próżny to trud, kiedy w wagonie tylko dziada z babą i klatki z kurami brakuje.
A jakby tego było mało, próbuje się tu wetknąć młoda kobieta z wózkiem. W wózku, ma się rozumieć, dziecko. Na oko gdzieś takie roczne. Rozgląda się po ludziach, łapkami przyjaźnie do ewentualnych towarzyszy podróży macha. Ewentualnych, bo wcale nie jest pewne, że wózek się do przedziału zmieści. Ale… ufff! Naród się ścisnął, wózek się wepchnął – jedziemy. A razem z nami myśl niespokojna, że do Wschodniej sporo jednak stacji, to jak się ci ludzie z następnych przystanków wepchną? Ale to nie do końca nasza sprawa. My jedziemy. Dobrze wychowany chłopak ustępuje miejsca matce z dzieckiem. Matka siada, dziecko kwili, wózek staje się powodem niekoniecznie przyjaznych komentarzy. Na kolejnych stacjach nie wiadomo, jakim cudem, ale dołączają do towarzystwa kolejni pasażerowie. Rotacja pasażerów w zasadzie nie istnieje, bo prawie nikt nie wysiada. Temperatura powietrza na dworze mocno ponad 20ºC. Nie ma co myśleć, jaka jest w przedziale. Ale… jedziemy. A przecież o to nam szło.
Wschodnia wita nas prawie 30-stopniowym upałem. Matka z dzieckiem – Bogu dziękować, zasnęło – rozgląda się za windą. Przeszklone peronowe klatki to, niestety, nie są wejścia do windy. Urzędujący tam pan o imieniu „A czego ty, kobieto, tu szukasz?” każe się przemieścić schodami. Ale jak, skoro schody nie mają nawet śladu podjazdu dla kółek?! „Pani zejdzie na dół, tam powinien chodzić taki w pomarańczowej kamizelce, on może rozwinie szynę” – informuje „A czego ty, kobieto, tu szukasz?”. Buahahahaha!
Pomoc dobrych ludzi skutkuje zniesieniem wózka do tunelu, gdzie ani widu, ani słychu jakiegokolwiek takiego w pomarańczowej kamizelce.
Czy to jest w ogóle możliwe, żeby podczas prowadzonego przed Euro 2012 remontu nikt nie pomyślał o tak podstawowych sprawach na dworcu bądź co bądź europejskiego i całkiem sporego miasta?! Następny kolej przewiduje na rok 2023. Znowu założą, że po peronach przemieszczają się wyłącznie kozice?
Jedzie pociąg, jedzie… Oj, z daleka, z daleka.
Anna Wolańska