Wyczynowo i rekreacyjnie
Ostatnio klub Red Lion zanotował sukces. To na pewno ważny moment dla Was, bo gdy są sukcesy, lepiej się pracuje, jest większe zainteresowanie i promocja. A kiedy powstał klub?
Podczas Pucharu Polski w Kickboxingu Oriental, który odbył się Bierunie, wywalczyliśmy drużynowo pierwsze miejsce, wyprzedzając o jeden punkt gospodarzy. Ponadto indywidualnie zdobyliśmy sześć medali. Klub powstał 2014 r. Wcześniej, gdzieś przez ok. półtora roku prowadziłem zajęcia w szkołach.
Czyli przed formalnym powstaniem klubu zajęcia odbywały się dorywczo, a potem wszystko zostało usystematyzowane.
Tak, od 2014 r. prowadzimy systematyczną działalność. Zaczęliśmy wyławiać talenty z Międzyrzeca, co potem przerodziło się na nasze sukcesy. A trochę ich było.
Zanotowaliście sukces w kickboxingu oriental. Czy inne sporty walki również są w kręgu Waszych zainteresowań?
Zawsze opieraliśmy się na muay thai, czyli tajskim boksie. Ta sztuka walki stójkowa różni się od K-1 i kickboxingu tym, że można używać łokci i klinczu, czyli jest bardziej kontaktowa. Oprócz muay thai, K-1 i kickboxingu prowadzimy też zajęcia z zakresu fitness oraz aerokickboxingu. Ta ostania forma przeznaczona jest głównie dla kobiet. Prowadzona jest wprawdzie też pod kątem techniki sztuk walki, ale bardziej nastawiona jest na ogólny rozwój, spalanie kalorii.
Pozwala to paniom nabyć umiejętności obrony?
Taka osoba zawsze potrafi wykonać w trudnej sytuacji obronny ruch.
Chętnych do uczestnictwa w zajęciach nie brakuje?
Jak na Międzyrzec Podlaski, który nie jest wielkim miastem, jest spore zainteresowanie. Otwierają się też nowe miejsca prowadzące takie zajęcia. Gdy zakładałem nasz klub, to w Międzyrzecu nic się nie działo pod tym względem. Potem, gdy rozkręcaliśmy naszą działalność było coraz więcej chętnych, a ludzie zaczęli łapać sportowego bakcyla. Cieszy to, że przyczyniliśmy się do rozwoju sportowego stylu życia w naszym mieście.
Z tego co Pan mówi wynika , że nie tylko nastawiacie się na rywalizację stricte sportową, ale chcecie działać szerzej, propagować i organizować zajęcia sportowo-rekreacyjne dla społeczeństwa.
Można tak powiedzieć. Bierzemy udział w zawodach biegowych, a także morsowaniu, na którym spotykamy się w okresie zimowym na akwenie zlokalizowanym na popularnej żwirowni.
Wracając do klubu, od ilu lat zaczynacie szkolenie?
Mamy grupę junior w K-1 i muay thai. Szkolimy w niej dzieci i kadetów. Naszym najmłodszym uczestnikiem jest siedmiolatek. Ogólnie jeżeli chodzi o najmłodszych, to jest to grupa dzieci w wieku od 11 do 13 lat.
A starsi?
To grupa mieszana od 14, 15 roku życia wzwyż. Są też osoby po 40-tce.
Czy panowie po 40-tce również startują w zawodach?
Nie. Biorą udział w zajęciach, mając na uwadze własną sprawność i zdrowie.
Mówimy o mężczyznach… A jak liczne jest grono pań w klubie?
Kiedyś było ich u nas więcej, bo tak naprawdę w naszym mieście nie było innego miejsca, gdzie mogły poćwiczyć. W minionych latach powstało jednak wiele punktów, które prowadzą zajęcia rekreacyjno-sportowe dla kobiet, takie jak siłownie i kluby fitness. Co prawda, jest u nas niewielka grupka pań, ale są bardzo zaangażowane w to, co robią. Najstarsza z pań, która u nas ćwiczy, jest już po 60-tce.
Zajęcia prowadzi tylko Pan? Czy jest ktoś do pomocy?
Mam już następców, byłych moich zawodników, którzy pokończyli studia i mogą już szkolić. Jednym z nich jest Jakub Świderski, który ukończył licencjat na AWF i zdobył uprawnienia ze sportów walki.
Nie macie problemu z bazą do treningów?
Mamy salę w swoim klubie przy ul. Brzeskiej. Nie jest to wielki obiekt, ale jak na nasze potrzeby wystarczający.
Jak sobie radzicie pod względem finansowym?
Nie możemy tego traktować jako jakiegoś biznesu. Mogę powiedzieć tyle, że działalność się bilansuje. Czasami, gdy wyjeżdżamy na zawody, dokładamy od siebie, z własnej kieszeni. Udaje nam się też czasami pozyskać sponsora na jakąś walkę z udziałem naszego zawodnika.
Jakie macie najbliższe plany startowe?
W dniach 11-12 listopada w Tarnowie weźmiemy udział w otwartym Pucharze Polski federacji IFMA w muay thai juniorów, seniorów i weteranów.
A jakie nadzieje wiąże Pan z dalszym rozwojem klubu?
Nie wybiegam w przyszłość. Skupiam się na tym, co jest teraz. A co będzie, to czas pokaże. Myślę, że jak jest pasja i zainteresowanie, to jeszcze dużo osiągniemy. Jeżeli też zdrowie pozwoli. Za nami już niemal dziesięć lat działalności, które minęły niewiadomo kiedy.
Dziękuję za rozmowę.
Andrzej Materski