Śmiech przez łzy
Widzicie? Słyszycie? Czujecie? Polska jest całkowicie praworządna. Oto właśnie sama Komisja Europejska (organ wykonawczy Unii Europejskiej odpowiedzialny m.in. za jej bieżącą politykę oraz nadzorujący prace wszystkich agencji i zarządzający funduszami) - ustami swojej wiceprzewodniczącej Very Jourovej - ogłosiła, że „naruszenia praworządności nie mają już w Polsce miejsca”.
Co więcej, KE zapowiedziała zakończenie przeciwko Polsce procedury z owianego legendą art. 7. Uznano, że nie istnieje już wyraźne zagrożenie dla rządów prawa w naszym kraju. „Trwające właśnie przywracanie praworządności w Polsce to wielka sprawa dla Polaków i całej Unii” – napisała sama przewodnicząca komisji Ursula von der Leyen.
Po wyborczym sukcesie PiS w 2015 r., którego liberalne euro elity postanowił nie akceptować, robiono wiele, by aktywnie pomóc kolejnym rządom Zjednoczonej Prawicy w jak najszybszej utracie władzy. Jak się niedawno okazało, dokonały tego skutecznie. Ale żeby nie było aż tak prosto, Zjednoczona Prawica ma wiele za uszami i swoją niekonsekwentną polityką, żyrując wiele głupstw, zdołała zrazić do siebie wielu wyborców. Przypomnę tylko, że choćby kandydatura Ursuli von der Leyen na przewodniczącą KE przeszła większością zaledwie dziewięciu głosów. 16 lipca 2019 r. za wyborem pani, która – delikatnie mówiąc – nie pałała i nadal nie pała miłością do Polaków, zagłosowali m.in. wszyscy europosłowie PiS-u.
Na obecną rzeczywistość nie ma się jednak co obrażać, bo ta po prostu jest, jaka jest. To, że sprawa z „praworządnością” była szwindlem, wiedzieli wszyscy. Zarówno w Brukseli, jak i w Warszawie. Nie było żadną tajemnicą, że jeśli rząd się zmieni, to Polska otrzyma zamrożone pieniądze z KPO, a „naruszenie praworządności” ulotni się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. I tak się dokładnie dzieje. Oczywiście dziś przedstawiciele rządu Donalda Tuska ogłaszają wszem i wobec, że to zasługa ich ciężkiej pracy i samozaparcia. Poniekąd wypada się z tym nawet zgodzić, zwłaszcza gdy przyjmiemy, że owa niezwykła determinacja polegała na złamaniu całego szeregu demokratycznych bezpieczników zapisanych w konstytucji czy innych aktach normatywnych. W myśl słynnego powiedzenia ministra Bodnara „przywracamy tę konstytucyjność i szukamy jakiejś podstawy prawnej” – bez sprzeciwu europejskich obrońców praworządności – w Polsce w mgnieniu oka wykonano kilka efektownych fikołków: od nielegalnego przejęcia mediów publicznych aż po bezprawne usunięcie prokuratora krajowego.
W przeddzień kolejnych wyborów do parlamentu europejskiego establishment, kłamiąc w żywe oczy, wmawia pospólstwu, że jest zupełnie inaczej i w kraju nie ma już żadnych nadużyć. Co więcej, jak powiedziała Ewa Kopacz, ludzie dzięki nowej władzy są szczęśliwsi. „Po sześciu miesiącach widzę więcej uśmiechniętych ludzi na ulicach. Ludzie nie są zastraszeni (…). Czy nieszczęśliwy człowiek się uśmiecha? Nie uśmiecha się!” – mówiła była premier.
A więc jako ludzie szczęśliwi, żyjący w końcu w praworządnym kraju, uśmiechajmy się. Choćby przez łzy. Ale się uśmiechajmy!
Leszek Sawicki