Cholera w szeregach polskich
WN napomknął o tym w liście do prezesa RN ks. A. Czartoryskiego, pisanym 12 kwietnia z Cegłowa. Adiutant WN mjr Ignacy Kruszewski stanąwszy w Cegłowie zauważył, że „…tam najpierwszy raz pokazała się między nami cholera – morbus, która od niewolników rosyjskich z korpusu Pahlena komunikowała się w piechocie polskiej. Choroba ta, lubo z początku liczne i w gwałtowny sposób porywała ofiary, nie zrobiła większego wrażenia w armii; każdy się spodziewał długiej, zaciętej i z siłami przemagającymi wojny, że wybór śmierci mało co obchodził”.
Mimo to kwaterę główną jeszcze tego dnia przeniesiono do Jędrzejowa. 13 kwietnia dla polskich żołnierzy dotkniętych cholerą założony specjalny szpital w Mieni. Po poważnych stratach ppłk J. Bem w Kałuszynie prowadził ciągłe musztry i ćwiczenia, by przyzwyczaić nowozaciężnych artylerzystów do ciężkiej służby, a w obozie pod Bojmiem czuwał gen. Łobieński. Postępy cholery w Siedlcach i dotychczasowe niepowodzenia na froncie spowodowały, że 14 kwietnia wielce przygnębiony feldmarszałek Dybicz pisał z Siedlec do Mikołaja I: „Nie mogę ukrywać, że uważam za stracone wszystkie wyniki naszej ciężkiej kampanii zimowej, jak również zwycięstw naszych… Jestem zrozpaczony zwrotem, który przybrała ta wojna, podjęta przy pomocy tak znacznych środków, od której powiedzmy wyraźnie – zależy polityczne istnienie Rosji… W ogólności pewnym jest, że trzeba jak największych wytężeń, by pokonać to powstanie i że należy przeciw pożarowi, obejmującemu nasze prowincje, użyć wszystkich naszych sił wojskowych, a nawet narodowych Rosji”. Nie wiedział, że car tego samego dnia również wystosował z Petersburga list do Siedlec, w którym udzielił mu surowej reprymendy: „Niech mi wolno będzie wyrazić Panu moje zdziwienie i mój żal, że w tej nieszczęśliwej wojnie donosisz mi częściej o klęskach niż zwycięstwach, że w 189 tys. nie możemy nic zrobić 80 tys., że nieprzyjaciel wszędzie jest liczniejszy a przynajmniej równy liczebnie, a my prawie zawsze stajemy naprzeciw niego słabsi… Suworow umiał bić Polaków z garstką wojska… Nie widzę w Pańskich dyspozycjach nic, co by nam mogło zapewnić powodzenie i położyć koniec wojnie, a przy tym nie spostrzegam nic stanowczego w Pańskich zamysłach”.
„14 kwietnia w nocy zrejterowaliśmy spod Liwa pod Zimnowodę i Dobre” – zapisał w swych wspomnieniach setnik Straży Bezpieczeństwa Leon Drewnicki, ale od razu dodał: „Ja tej nocy dostałem cholerę, a zdawszy komendę Rudkowskiemu sam pojechałem do Warszawy”.
15 kwietnia gen. Umiński raz jeszcze rzucił do ataku pod Liwem bataliony 1 psp. Atak załamał się w ogniu artylerii i tyralierów rosyjskich. W kilka godzin później gen. Ugriumow otrzymał od Dybicza rozkaz, aby zburzyć szaniec w Liwie i wycofał się do Siedlec. Umiński wysłał przez Lewińskiego raport do NW. Skrzynecki, Prądzyński i Chrzanowski uznali całe zajście za niepotrzebne. W odpowiedzi Umińskiemu Skrzynecki pisał: „życzeniem jest moim, ażeby się generał przejął przeznaczeniem swego korpusu, który nie ma się wdawać w rozprawy z nieprzyjacielem przemagającym, ale wtenczas tylko kiedy nieprzyjaciel poda sposobność zadania mu ciosu”.
Jeszcze tego samego dnia gen. Skrzynecki wysłał pod Liw swego adiutanta mjr. I. Kruszewskiego dla zbadania sprawy. Po odstąpieniu nieprzyjaciela znad Liwca gen. Umiński nakazał odbudowę mostu i 16 kwietnia przeprawił się przez rzekę, zajmując Węgrów.
„Szaniec znaleźliśmy rozorany kulami zasłany trupami naszych żołnierzy” – zapisał oficer Patelski. Z trudnością zdołano je rozpoznawać, gdyż zdeptane wśród walki nogami, kopytami i kołami zwycięzców, do brył z krwi i ziemi zlepionych, miały podobieństwo”. 16 kwietnia, po zajęciu Węgrowa, w mieście znaleziono lazaret rosyjski, a w nim 40 ciężko rannych żołnierzy polskich, głównie z 1 p.strz. Zdobyto również sporo zaopatrzenia wojennego, na pobojowisku zebrano kilkaset sztuk broni palnej. W Węgrowie gen. Umiński odebrał rozkaz Prądzyńskiego wysłany z Jędrzejowa, nakazujący odkomenderowanie gen. Andrychiewicza na trakt łączący Nur z Jadowem. 17 kwietnia spadła na korpus gen. Umińskiego, jak grom z jasnego nieba, epidemia cholery. Wraz ze zdobyczną bielizną i obuwiem, a także wziętymi do niewoli jeńcami, dostały się do obozu polskiego groźne wirusy. Ułan Goczałkowski zapisał: „Wśród śpiewów, śmiechu i żartów, nagle człowiek padał, czerniał i w okropnych kurczach w kilka godzin kończył życie bez ratunku. Liw cały, wszystkie ambulanse i szpitale polowe zapełniły się konającymi, trwoga ogarnęła najtęższe umysły”. Ofiarą choroby padli m.in. ppłk Konopka i kpt. Dąbrowa. Oficer 1 psp. Patelski zanotował podobnie: „Jak ułani nad Liwcem tak my pod Węgrowem z łupami rosyjskimi zdobyliśmy cholerę w Polsce nieznaną, przerażającą gwałtownością wypadków, besilnością środków leczniczych… Liw i Węgrów, niezdrowe z natury położenia, szczególniej na wiosnę, przytem ciasne i brudne, stały się wkrótce gniazdami choroby i grobem dla wielu naszych żołnierzy… Lekarze byli zrozpaczeni nie mogąc sobie dać rady z chorymi i ich rozmieszczeniem”. Szef sztabu gen.Umińskiego płk Lewiński był zdumiony, że „żołnierz, który zdrów zupełnie wyszedł z noclegu, padał nagle i zwinąwszy się konwulsyjnie w kłębek, jak gdyby kości nie miał, po kilku sekundach konał wśród najokropniejszych boleści”.
Józef Geresz