Czego pragnęło serce moje, dałeś mi Panie
O zdarzeniach sprzed ośmiu lat rodzice księdza – Jadwiga i Władysław Górscy nie mogą mówić bez łez.
– Rano 1 lipca wyjątkowo nie słuchaliśmy radia – wspomina J. Górska. – Kiedy zadzwoniła córka i powiedziała o wypadku autokaru z pielgrzymami, nawet nie pomyślałam, że zginąć w nim mogłoby moje dziecko – wspomina. Dopiero telefon od siostrzenicy obudził niepokój. Uprzedziła, że wypadek był poważny: „Ciociu, musimy być przygotowani na wszystko”. Jednak nikt niczego pewnego nie wiedział, także w parafii św. Józefa, dokąd pojechali. Została modlitwa o ocalenie syna. Żarliwa, zanoszona we łzach sprzed ołtarza, przed którym mama ks. Jerzego padła krzyżem.
Około 14.00 wiedzieli już, że księdza nie ma na liście pielgrzymów, którzy przeżyli.
Na ostatnią drogę
– Zdarzyło mi się spotkać przy grobie syna człowieka, z którym Jerzy pół godziny przed wypadkiem zamienił się miejscami – wspomina Władysław Górski. – Było to w jedną z rocznic jego śmierci. Powiedział, że póki życia, póty modlić się będzie za księdza, bo dzięki niemu wrócił cało do swoich bliskich – mówi. Pokazuje mi zdjęcie skromnego drewnianego krzyża, postawionego przy rondzie, na którym doszło do wypadku. ...
Monika Lipińska