Komentarze
Źródło: ARCHIWUM
Źródło: ARCHIWUM

Gdy emocje znów opadną…

Trochę niezauważenie minął miesiąc od zakończenia nadzwyczajnej sesji synodu biskupów, która wręcz do czerwoności rozgrzała dyskusje w Kościele i nie tylko. Odzwierciedlenie tego można odnaleźć w licznych artykułach i debatach, a także na forach internetowych oraz w codziennych rozmowach.

Debaty czasami doprowadzały do wysokiego napięcia, które w niektórych kręgach kościelnych nadal trwa. Często jednak dyskusje te ocierają się o granice nie tyle dobrego smaku, ile raczej o zasady wyznawanej przez katolików wiary. Zdarzały się wypowiedzi stwierdzające, że papież Franciszek niszczy Kościół katolicki, a sam jest heretykiem. W dyskusji spotkałem się też z określaniem obecnego następcy św. Piotra jako szóstego papieża kościoła drugowatykańskiego (?!?).

Wydarzenia synodalne zachwiały bądź zaniepokoiły nie tylko ekstremalne grupki, ale również i znaczną część wiernych, którzy z niepokojem stwierdzali, że nie do końca mają pewność co do trwałości doktryny chrześcijańskiej. Co gorsza, ten niepokój trwa nadal, mimo że pojawiają się liczne wypowiedzi samego Ojca Świętego, jak i uczestników synodu, które wskazują na rzetelne trwanie przy nauczaniu Pana. Po miesiącu, gdy już opadają emocje, warto więc postawić pytanie, jak w ogóle radzić sobie z zamętem, który wytwarzają nie tylko zewnętrzni wobec Kościoła obserwatorzy.

Zacznijmy od porzucenia sielanki

Należy zacząć od tego, że przyjrzawszy się nauczaniu Pisma Świętego i poznawszy historię Kościoła, trzeba jasno stwierdzić, iż przynależność do wspólnoty uczniów Jezusa nie jest udziałem w pikniku. Zawsze będą zagrożenia, napięcia, alarmy i nieporozumienia. Każdy z nas – członków Ciała Chrystusa – wciąż musi dorastać do wysokich standardów Kościoła jako Oblubienicy Chrystusa. Co więcej, każdy wiek ma własne braki. Nie ma wątpliwości, że wielką walką w ostatnich 50 latach było przezwyciężenie sekularyzmu wewnątrz Kościoła i poza nim przez poszukiwanie autentycznej odnowy i podjęcie dzieła nowej ewangelizacji. Doprowadziło to m.in. do tego, że świeccy stali się bardziej zaangażowanymi w spory Kościoła w porównaniu z jakimkolwiek innym momentem w historii, co powoduje, że emocje zwykłych ludzi często biorą górę nad dyplomatycznym dystansem duchowieństwa. Do całości obrazu dodać należy wszechobecność mediów w naszych czasach, co sprawia, iż czuć się możemy jak tratwa na wzbierającym morzu zdezorientowanych pomysłów. Czy można zatem marzyć o wytchnieniu i spokoju?

Blask wiary

Św. Katarzyna ze Sieny mówiła, że pokój można znaleźć tylko z Chrystusem w zakonnej celi. Nie miała jednak na myśli osobnego miejsca do snu w klasztorze, ale przestrzeń w centrum duszy, oczyszczonej od ziemskich przywiązań, w której musimy nauczyć się trwać w Panu. To jest sekret pokoju wiary. Może to być również wskazówka dotycząca potrzeby osobistego duchowego rozwoju, gdy tracimy spokój w czasach niełatwych.

Jest wiele spraw, które wymagają poruszenia, by osiągnąć rozwój duchowego spokoju. Nie chcę jednak zabierać chleba znawcom życia duchowego. Skromnie przedstawię siedem wskazówek, aby uzyskać biblijną liczbę doskonałą.

Po pierwsze – należy pamiętać o obietnicy Chrystusa, że jest On z Kościołem aż do końca czasów, by bramy piekielne go nie przemogły. Innymi słowy, mądry człowiek, który buduje swój dom na skale, nie musi bać się burzy. Ze względu na Chrystusa fundament nauki Kościoła jest trwały. Będąc w Kościele, nie muszę obawiać się nawałnicy.

Drugą pomocą w zachowaniu pokoju serca jest katolickie rozumienie Opatrzności Bożej. Nic, absolutnie nic, nie dzieje się poza jej planem. Nie ma przypadków i nie ma zła, z którego nie może ona wyprowadzić dobra. Strach wydaje się bezużyteczny, a co gorsze może być zakorzeniony w braku wiary.

Trzecim elementem pokoju serca jest pokora. Nikt z nas nie widzi całej rzeczywistości. Nasze poglądy i osądy mogą być pogmatwane na różne sposoby. W większości przypadków nie mogą stanowić ostatecznego osądu. Z tego powodu umiarkowana osoba, mimo zdecydowanego opowiadania się za prawdą, zawsze postępuje ostrożnie, uznając w sobie możliwości błędnej percepcji, błędnego rozstrzygnięcia.

Po czwarte, a mieści się to w tym samym duchu pokory, na mocy przykazania miłości jesteśmy zobowiązani, aby być tak wyrozumiali, jak to tylko możliwe, w ocenie wad i motywów tych, z którymi się nie zgadzamy. Idee i działania innych należy zawsze podawać możliwie najbardziej wyrozumiałej interpretacji. Nawet jeśli musimy odpowiedzieć na jakiś błąd, należy dążyć do zaprezentowania naszych przeciwników w jak najlepszym świetle, starając się rozeznać, co jest dobre w ich stanowisku.

Następnym, tj. piątym elementem jest modlitwa. Musimy umieć wycofać się z walki na trochę i zanieść wszystkie kontrowersje przed tron Pana, aby wzmocnić swoją wiarę i przezwyciężyć Jego łaską słabości ludzkiej natury. Musimy również rozpoznać, jak bardzo jesteśmy zależni od Boga w ćwiczeniu wspomnianych cnót. Kiedy jesteśmy wzburzeni, poruszeni, zestresowani bądź źli, musimy uznać, że to nie pochodzi od Boga.

Trochę praktycznie

W tym miejscu pozwolę sobie na wskazanie dwóch sugestii: nadprzyrodzonej i naturalnej. Po szóste więc – trzeba pamiętać, jak krótkie jest to życie w porównaniu z tym, jakie otrzymamy w Chrystusie, jeśli tylko będziemy postępowali w dobru. I ileż więcej dobra wówczas uczynimy. Św. Teresa od Dzieciątka Jezus, nazywana Małym Kwiatkiem, mówiła, że spędzi wieczność w niebie, czyniąc dobro na ziemi. Właśnie tak. Musimy zrobić, co możemy na tym łez padole, ale jeśli naprawdę zanurzymy się w Chrystusa, możemy czynić jeszcze większe dobro po śmierci. Duchowo myśląc – nigdy nie należy „działać w pośpiechu”.

Ostatni, siódmy, element jest naturalny. Wszyscy mamy tendencję do przesady, szczególnie w dyskusji i komentowaniu. Potrzeba ostrożności, którą możemy uzyskać z dystansu do rzeczy, jakie nas denerwują. We wzburzeniu lepiej zająć się ulubionymi zajęciami do czasu uspokojenia. To też jest częścią duchowej mądrości.

Ks. Jacek Świątek