Idźcie i czyńcie uczniami…
Wojciech Kobyliński ze Zgromadzenia Misjonarzy Klaretynów na Wybrzeżu Kości Słoniowej posługuje od roku. Wcześniej ten kraj był ojczyzną s. Małgorzaty Tomasiak. – Na misjach 15 lat, od roku w Béninie, bliżej równika – wyjaśnia. Po zdrowotnych wakacjach do Peru powrócił ks. Jan Miedzianowski, zaś ks. Tomasz Duda pośród boliwijskiej społeczności funkcjonuje już sześć lat.
Jakiej rzeczywistości muszą sprostać?
Bieda zwykłych ludzi
Historię 27-letniego boliwijskiego miasta, w którym służy, ks. Duda zna z opowieści świeckiego katechisty Marcosa – „założyciela Bulo Bulo”. Z kilku rodzin, których przedstawiciele na plecach, przedzierając się przez morze dżungli, nieśli dorobek całego życia, powstała licząca siedem tysięcy mieszkańców miejscowość. – Sytuacja społeczno-religijna Bulo Bulo jest dość skomplikowana. Miasto tworzą ludzie pochodzący z różnych zakątków kraju, często zagubionych wśród gór wioseczek, o odmiennych zwyczajach, mówiący w różnych językach – wyjaśnia, nie ukrywając, że istniejący stan oddziałuje na codzienną posługę. – Cechą charakterystyczną Ameryki Południowej jest duża ilość kościołów niekatolickich (w Bulo Bulo dziesięć „innych”) i sekt. Trudno je scharakteryzować, bo jak szybko się pojawiają, tak samo znikają – dodaje z zaznaczeniem, że wrogo nastawione, podkopują autorytet Kościoła katolickiego. – Z drugiej strony ta „konkurencja” jest dla nas wielkim stymulatorem do codziennego odnawiania wiary i bycia wiarygodnym świadkiem Ewangelii – konkluduje ks. Tomasz.
Podpytywany w kwestii trudności o. Wojciech wskazuje na rasizm. – Smutnym faktem jest, że to właśnie Ivoryjczycy (mieszkańcy WKS) mnie go nauczyli, w myśl zasady: jesteś biały, to po pierwsze – obcy, po drugie – masz kasę. A skoro tak, musisz się z nami „podzielić”. ...
Agnieszka Warecka