Historia
22 stycznia 1863 r. w Radzyniu, Międzyrzecu i Łomazach

22 stycznia 1863 r. w Radzyniu, Międzyrzecu i Łomazach

Ok. 300 powstańców uzbrojonych w kosy i strzelby zaatakowało tej nocy załogę rosyjską w trzech punktach w Radzyniu Podlaskim B. Deskur i T. Jasieński na czele 14 strzelców i 40 kosynierów uderzyli na odwach parku artyleryjskiego znajdującego się w szopie i stajniach za miastem.

Tak o tym pisał Deskur: „Zbliżyłem się pod odwach. Strzał powalił żołnierza stojącego na szyldwachu. Część większa oddziału wpadła na odwach, a w kilka minut odwach ten, złożony z 50 żołnierzy, został opróżniony. Jasieński z kilkoma powstańcami uderzył na stojąca wartę z 4 żołnierzy pod szopą przy armatach i za chwilę byliśmy w posiadaniu 12 dział i jaszczyków z amunicją. Nie było jednak można uprowadzić armat bez zaprzęgu. Stajnie z końmi i uprzężą artyleryjską były pod bokiem, ale żołnierze będący przy nich pobudzeni strzałami, zdążyli się w stajni zabarykadować…Wyszukała wiara kilka pęczków słomy, które podłożono pod drzwi… Zapaliłem je z wielką trudnością, bo deszcz ze śniegiem nie ustawał… W noc ciemną przy palącej się słomie pod stajnią widzieli nas Moskale, my zaś nikogo. Strzelali jak do celu, dzielni powstańcy nie ustępowali, dobywając się do stajni… I tak 11 ludzi padło pod stajnią… (padł rozkaz do odwrotu J.G.). Cały oddziałek cofnął się pojedynczo między Moskalami”.

Druga, zaledwie 12-osobowa grupa, pod wodzą Michałowskiego zaatakowała dom naczelnika żandarmerii Howszczańskiego. Tak o tym pisał historyk rosyjski M. Berg: „W Radzyniu część powstańców otoczyła dom kpt. żandarmów Chwoszczyńskiego (nazwisko przekręcone J.G.). Tam w rzeczy samej na piętrze siedzieli przy kartach gen. mjr. Kannabich, ppłk Meybaum, gospodarz Chwoszczyński i ks. Wenicki (prawdziwe nazwisko Wasilewski J.G.).  Powstańcy wtargnęli na schody z takim hałasem, że Meybaum i Chwoszczyński natychmiast zmiarkowali niebezpieczeństwo i potrafili się gdzieś ukryć, ks. wlazł pod stół, tak, że przy stole pozostał sam jeden gen. Kannabich, człowiek ogromnego wzrostu i niezwykłej siły. Padł strzał, lecz kula urwała mu tylko ucho. Widząc, że nie jest zabity, napastnicy rzucili się na niego całą hurmą, lecz gen. uderzeniem pięści kilku z nóg obalił i wydostał się z pokoju do sieni. Tu wszakże otrzymał silne uderzenie pałaszem w głowę i upadł krwią zlany. Zostawiony jako zabity na miejscu po odejściu powstańców doczołgał się jakoś do swego mieszkania. Tymczasem Meybaum i Chwoszczyński zdołali skrycie wydostać się z matni i zebrali żołnierzy”.

Bez powodzenia zakończyła się akcja na koszary, które miał atakować weterynarz M. Pyrkosz ze 100 spiskowcami. Obstawił on kwaterę dowództwa koszar, ale tylko od ulicy i udał się na rozmowę do dowódcy mjr. Borozdina, którego znał. Gdy agitował go o przejście na stronę powstania, mjr zaproponował mu toast, a w trakcie spełniania tego szepnął ordynansowi, aby wyskoczył na nieobsadzone podwórze po pomoc. Za chwilę wpadli żołnierze i rzecz zakończyła się tragicznie dla paktujących  powstańców. Walki w Radzyniu tak podsumował historyk ros. M. Pawliszczew: „W Radzyniu o północy grupa zuchwalców, korzystając z ciemności nocnych, napadła na kwatery oficerskie i pomieszczenia żołnierskie rozlokowanych tam jednostek: sztabu 5 brygady artylerii polowej, baterii gwintowanej nr 3 i 3 roty strzeleckiej kostromskiego pp, przy czym z rosyjskiej strony poległo 5 ludzi, rany odniosło 7. W liczbie rannych znalazł się gen. mjr Kannabich i d-ca baterii ppłk Meybaum, który nie bacząc na ranę odniesioną w głowę i bok, przejął dowodzenie brygady”.  W sumie powstańcy stracili ok. 20 ludzi i poszli w rozsypkę w różnych kierunkach. Przerażone wojsko rosyjskie schroniło się do pałacu Potockich, skąd prowadziło prawie do rana ogień z broni strzeleckiej i dział. Karol Krysiński odpowiedzialny za napad na Międzyrzec Podl. miał spalić koszary smoleńskiego pułku ułanów, zabrać co się da i dołączyć do głównego obozu powstańców pod Białą Podl. Rozkaz wykonał nieco z opóźnieniem. Chwilowe zdobycie prochowni pilnowanej przez kilku wartowników okazało się możliwe tylko dlatego, że spiskowcy odwrócili ich uwagę, wzniecając obok pożar. Drewniane koszary spłonęły, nim ułani zdołali opanować ogień. Z magazynu powstańcy zabrali część broni i amunicji i szybko wycofali się z miasta w kierunku na Zahajki, Żerocin, Łomazy. Atak na Łomazy plastycznie opisali Zofia Kossak i Zygmunt Szatkowski. „W Łomazach stoi jeden szwadron pułku smoleńskiego ułanów. Natarciem dowodzi Aleksander Szaniawski, dziedzic Kwasówki starszy pan 50-letni oraz genueńczyk Czapiński.  Partia Szaniawskiego składa się ze służby dworskiej i szlachty zaściankowej z Huszczy. Dołącza do nich ks. Nawrocki proboszcz miejscowy (eks-kapelan 2 pułku ułanów z 1830 r. J.G.) z oddziałem szlachty mazurskiej. Uderzają razem. Zaskoczeni ułani nie zdążyli osiodłać koni. Siedząc na oklep, ustawiają się na rynku. – Chłopcy! – krzyczy Szaniawski – ostrożnie z końmi! Potrzebne będą dla was! Zagrożeni bezpośrednio kosami, nieporęcznie robiąc lancą bez oparcia strzemion, ułani podają tył. Powstańcy biorą do niewoli wachmistrza, 3 żołnierzy, poniechane w stajni rzędy końskie (na 70 koni J.G.), szable i lance. Po obu stronach nie ma strat w ludziach”.

Ułani uciekli do Międzyrzeca. Spiskowcy z rej. Popław k. Łosic mieli się stawić pod Białą. Wójt gminy Kobylany k. Huszlewa tak donosił o nocy styczniowej w tym rejonie: „Oprócz przejazdu w dużej masie uzbrojonych powstańców w nocy z dn. 22/23.01. roku bieżącego traktem wiodącym przez Kobylany, którzy niektórych mieszkańców ze wsi Wyrzyki ze sobą zagarnęli, żadne inne demonstracje miejsca nie miały…”

Józef Geresz