Historia
24 stycznia1863 r.

24 stycznia1863 r.

Tego dnia namiestnik Królestwa Polskiego Wielki Książę Konstanty w liście do cara przyrównywał leśną obławę na powstańców do gry w ciuciubabkę. Wynikało, że ani on, ani jego doradcy nie mieli żadnego doświadczenia w zwalczaniu wojny partyzanckiej.

Dowódca warszawskiego okręgu wojskowego gen. Ramsay nakazywał skupiać oddziały ros. w ten sposób, aby żaden garnizon nie liczył mniej niż dwa bataliony piechoty wraz ze stosowną liczbą jazdy, Kozaków i artylerii. Wieści o wypadkach w Radzyniu i Łukowie doszły do Lublina. Gubernator cywilny lubelski Antoni Boduszyński pisał 24 stycznia do dyrektora głównego KRSW, że gen. Kannabich w Radzyniu jest ciężko ranny w głowę, a jego zastępca Mejbaum również, tylko lżej, a także, że dotąd aresztowano w Radzyniu 23 osoby. Dalej donosił, że w Łukowie leży 20 rannych żołnierzy, trzech cywilów, dotąd aresztowano tam 34 osoby pochodzące ze stanu miejskiego i wiejskiego, które są osadzone na odwachu wojskowym, a policja wspólnie z wojskiem zajmuje się śledzeniem podejrzanych. Odezwał się również właściwy burmistrz miasta Łosice Erazm Tchórzewski (dotąd zastępował go Jurkowski). 24 stycznia ponowił prośbę do naczelnika powiatu bialskiego o decyzję, co robić z pięcioma rosyjskimi żołnierzami, których uwolniono z aresztu, ale – otoczeni należytą opieką i bezpieczeństwem – nie chcą wracać do swojej komendy. Informował dalej, iż burmistrz miasta Mordy doniósł mu, iż furmanki z rzeczami, pałaszami i pistoletami tych żołnierzy zostały odbite spiskowym i zatrzymane w Mordach. Tchórzewski usprawiedliwiał się, że od dwóch tygodni leży słaby w łóżku i nie był obecny przy wypadkach, gdy nadciągające do Łosic masy ludzi, uderzywszy w dzwony, zabrały młodzież konskrypcyjną, czyli mającą być powołaną do wojska, która dotąd do domów nie powróciła. Powstańczy naczelnik woj. podlaskiego W. Lewandowski dotarł tego dnia do Stanina i, jak zeznawał później, „znalazł tam kilkunastu powstańców, których oddał niejakiemu Rudolfowi [Różańskiemu – JG] z poleceniem, aby gromadził więcej”. Również tego dnia zrezygnowany i załamany powstańczy naczelnik radzyński B. Deskur, wraz ze swym pomocnikiem Jasieńskim, przebywał już za Bugiem w rej. Czyżewa, u swego znajomego Władysława Załuskiego. Były jednak na Podlasiu miasta, które w tym dniu przeżywały euforię. Jednym z nich, liczącym wówczas ok. 4,5 tys. mieszkańców (po udaremnieniu w nocy z 23 na 24 stycznia dokonywanej przez miejscową policję branki), był Węgrów. O tym, jak przeżywano tam dzień 24 stycznia wspominał po latach były powstańczy naczelnik okręgu Wł. Jabłonowski. Ok. 10.30 rozpoczęła się w kościele Wniebowzięcia NMP uroczysta suma. Zaintonowano hymn „Boże coś Polskę”. Śpiewowi przewodził chór amatorski przy akompaniamencie organów. Następnie ksiądz wikary odczytał z ambony akt Komitetu Centralnego Narodowego o uwłaszczeniu włościan. Jak zapisał Jabłonowski: „Lud padł na kolana i jeden głęboki, ale dziękczynny jęk wydawał się z piersi każdego, poparty wzajemnym podaniem sobie ręki przez magnata chłopowi, przez zaściankowego szlachcica niedawnemu czynszownikowi”. Wikariusz wygłosił patriotyczne kazanie, a sędziwy proboszcz ks. Jemielitty zaintonował dziękczynne „Te Deum”. Jednak byli i tacy zdeprymowani powstańcy, jak kilku masztalerzy ze stadniny rządowej w Janowie Podl., którzy tego dnia wrócili ze zgrupowania do domu, prowadząc osiem ogierów i cztery wozy. W niektórych wsiach podlaskich panował bojowy animusz. Wspomniana już przedtem W. Hoszowska tak to literacko przedstawiła: „Drobny śnieg pokrywał dachy, podwórza i opłotki Tucznej, niewielkiego podlaskiego zaścianka. Mimo mroźnej pogody w osadzie panowało ożywienie niezwykłe [oglądano przyprowadzonych z Kodnia jeńców ros. – JG]. Od ganeczka do ganeczka biegały dziewczęta, nierzadko ocierając łzy rąbkiem fartucha. Z kominów wznosiły się dymy, a w środku domostw panował nieład i zamieszanie. Gospodynie piekły, gotowały, szyły, jakieś woreczki, cięły na bandaże stare płótna i koszule”. Tego dnia przygalopował tu z eksklerykiem Stasiukiewiczem Rogiński, jak wyznał, po nowego rekruta. Tak o tym zapisał: „Przybyłem do Tuczny, gdzie zastałem Nenckiego, który w nocy 22 uderzył na Kodeń. Zebrawszy szlachtę rozkazałem jej gotować się do marszu, a sam pocałowałem przez Wiski do Huszczy. Jest to długi na parę wiorst zaścianek, po jednej stronie drogi stoją domy mieszkalne po drugiej zabudowania gospodarcze. Gdym wjechał do zaścianka, przedstawił mi się widok następujący: przy każdym domu, stosownie do tego, ilu ludzi zeń szło do powstania, stały kosy oparte o ściany domów. Była to ulica kos. Przebiegłem całą długość Huszczy do kościoła i probostwa, a za mną wszyscy, porwawszy za kosy, podążyli. Na probostwie zastałem trochę ludzi, mieszczan z Łomaz, Czapińskiego i Szaniawskiego”. Po latach wspominał: „Dziś, gdy patrzę w przeszłość i przypominam sobie ów zastęp, który poszedł za mną z tych trzech zaścianków, z kosami tylko w ręku, przeciw armatom i sztucerom, zostawiwszy żony, starców i dzieci w domu bez opieki, łza mimo woli nabiega mi do oczu, jako wyraz czci dla owych ludzi, którzy z miłości dla kraju gotowi byli zdobyć się na najwyższe poświęcenie”. Seweryn Liniewski relacjonował: „Dla zbadania, co się dzieje w świecie i odwiedzenia Deskurowej w Horostycie (bo Deskur prosił, aby ją odwiedzać) wyjechałem [z Lejna – JG] do Dziewulskiego, do Kościeniewicz, a to zaraz trzeciego dnia po powstaniu [czyli 24 stycznia – JG]. Na całej przestrzeni było spokojnie. Spotkałem tylko w Horostycie rycerzy spod Parczewa, którzy nawet nie umieli mnie objaśnić, co się stało z Krassowskim Rajmundem. Spotykano tylko przemykających się Kozaków i urlopowanych, których powstanie po wsiach zaskoczyło”. Tego dnia Rogiński postanowił wyruszyć z Husinki do Janowa Podl.

Józef Geresz