Jedzą, piją, lulki palą…
Jednak pogoń za zabawą przybiera dzisiaj pewne znamiona wynaturzenia i ucieczki w fikcję, która wyrasta z lęku przed codziennością. Warto więc zastanowić się, może nawet w sposób teoretyczny, nad rolą zabawy w naszym ludzkim życiu.
Homo ludens
W 1938 r. holenderski teoretyk kultury J. Huizinga opublikował pracę „Homo ludens”, będącą do dzisiaj „biblią zabawy”. W swoim tekście zwracał uwagę na charakterystyczny jedynie dla człowieka sposób spędzania czasu, jakim są gry i zabawy. Przeprowadzona przez niego analiza, choć dzisiaj traktowana jako redukcjonistyczne traktowanie całokształtu egzystencji człowieka, wskazuje jednak na zasadnicze różnice w formach i celu zabawy pomiędzy człowiekiem a zwierzętami, jak również ukazuje specyficzną rolę zabawy w życiu homo sapiens. O ile w przypadku zwierząt zabawa zasadniczo odnosi się do młodych i ma charakter najczęściej przygotowujący do życia dorosłego, o tyle u ludzi „harce i hulanki” są charakterystyczne dla każdego wieku, także wśród starszych, a celem ich jest zasadniczo przeobrażenie codziennego życia w swoiste święto, zamiana szarzyzny na barwne życie. Analiza zarówno starożytności, jaki pozostałych epok w dziejach ludzkości wskazuje, zdaniem holenderskiego badacza, na specyficzną rolę zabawy dla egzystencji człowieka. Rzymski okrzyk: „Chleba i igrzysk!” stanowi podstawę dla uznania zabawy za jeden z konstytutywnych elementów ludzkiej egzystencji. Zaś wskazanie na charakter zabaw w starożytnej Grecji, z których wywodzi się sztuka dramatyczna i szereg obrzędów o charakterze religijnym, ma stanowić dowód na swoiście sakralny charakter zabawy, łączący człowieka z tym, co jest boskie. Huizinga zwraca również uwagę na teorię F. Schillera, który uznał gry i zabawy za realizację wolnego ducha ludzkiego, który poprzez swoją twórczą moc objawia kreatywny charakter bytu ludzkiego. Oczywiście, teza o priorytetowym dla życia człowieka charakterze zabawy oraz zasadniczym znaczeniu dla całokształtu kultury nie da się dzisiaj obronić, ponieważ dokładna analiza działań człowieka na przestrzeni wieków zadaje cios temu typowi rozumowania. Aczkolwiek nie można przejść obojętnie wobec tych tez, mogących pomóc w odpowiedzi na pytanie W. Młynarskiego: „W co się bawić?”.
Wydrzeć się spod pręgierza codzienności
Samo spojrzenie na rolę zabawy w naszym życiu wyraźnie wskazuje, że człowiek poprzez nią chce wyrwać się z pędu dnia powszedniego. Specjalne stroje, wyrafinowane fryzury, dobór czasu i miejsca, komponowanie menu, składanie muzyki – to wszystko ma stanowić dla nas swoiste zapomnienie o tym, co przeżywamy w codzienności. Poszukiwanie zabawy wskazuje na istnienie w człowieku swoistej potrzeby, która popycha nas do tworzenia ludycznych sytuacji. Można te potrzebę nazwać potrzebą świętowania. Święto nie jest czymś codziennym, ale każe nam pozostawić nasze powszednie zajęcia, aby doświadczyć czegoś wyjątkowego. Zabawa, poprzez feerię barw i sposobów zachowań, jest formą przypomnienia sobie, że nie samą pogonią za sprawami powszednimi człowiek żyje. Stanowi remedium na wszelkie bóle powszedniości, zwłaszcza na brak radości i spontaniczności. Może więc stanowić pewną metodę przypomnienia o specyfice naszego życia i naszego bytu.
Może, ale nie musi. I często nie przypomina. Dlaczego? Wydaje się, że podstawą dla tego jest zapomnienie o greckim rozumieniu zabawy. Miała ona nie tylko stanowić jakiś w miarę przyjemny sposób spędzenia czasu, ale również przenieść człowieka w sferę bogów, tzn. pomóc mu żyć życiem Olimpu. Innymi słowy, poprzez oczyszczający charakter (katharsis) miała stanowić uwznioślenie życia ludzkiego, a nie jego poniżenie. Skierowanie zabawy na tory tylko doświadczania przyjemności sprawiło, że w poszukiwaniu coraz mocniejszych doznań zapomnieliśmy o celu wyższym i albo zamknęliśmy się w granicach ekspresji własnej osobowości, albo otworzyliśmy się na działanie instynktów. Wydzieranie się z codzienności stało się więc synonimem nie tyle poszukiwania czegoś więcej, ile raczej swoiście narkotycznym zapomnieniem o codzienności. Zabawa stała się ucieczką w fikcję, która uzasadnia każde, nawet najbardziej dionizyjskie zachowanie. Słowa te nie są tylko teoretycznym rozważaniem, ale można zaobserwować ich realne odniesienia do dzisiejszych zachowań. Wystarczy prosty ogląd tego, co dzieje się na dyskotekach nawet w gimnazjach. Obecność różnych „dopalaczy zabawowych” w postaci alkoholu w nadmiernych ilościach czy też środków narkotycznych i zachowania okraszone nieokiełznanym seksualizmem to tylko nieliczne symptomy redukowania zabawy do poziomu zwierzęcego. Hasło: „Chleba i igrzysk!” zaczyna coraz częściej być rozumiane jako wołanie: „Nażreć się i użyć!” (przepraszam za kolokwializm).
Wojna postu z karnawałem
Tytuł piosenki Jacka Kaczmarskiego jest oznaką dzisiejszej sytuacji. Kontrastowe zestawianie ze sobą czasu zabawy i czasu zadumy ma na celu nie tyle ukazanie innych sposobów odkrywania losu człowieka, ile bardziej podkreślanie ich zasadniczych różnic w celu deprecjonowania jednego z nich. Odmawianie sobie jakichś przyjemności (bo takie jest potoczne rozumienie postu) ma stanowić niebezpieczne wynaturzanie człowieka, a somnambuliczne drgawki karnawałowe mają być oznaką najlepszego wykorzystania ludzkich możliwości. Człowiek, który pości, w myśl tego skontrastowania nie może stanowić jednego z człowiekiem, który się bawi. A to jest zafałszowanie. Koheletowskie stwierdzenie o czasie radości i czasie smutku pokazuje, że w człowieku łączą się obie te tendencje, ale tylko wówczas, gdy człowiek nie zapomina, że „do wyższych rzeczy jest stworzony”. Zarówno zabawa, jak i post stanowią okazję do ukazania wielkości człowieka, przekraczającego to, co doczesne i otwierającego się na wieczność. Lecz zarówno post, jak i zabawa nie mogą stanowić poniżenia człowieka, potraktowania go jak rzeczy, umożliwiającej dobrą zabawę, lub negowania ludzkiej doczesności. Człowieczeństwo objawia się pośród karnawałowych maskarad, jak i w popiele sypanym na głowę. O ich wartości decyduje cel, do którego dążymy – wieczność. Nie wierzą Państwo? To proponuję lekturę „Opisu obyczajów” Jędrzeja Kitowicza. Dobra to książka na przełom karnawału i postu.
Ks. Jacek Świątek