Klucz-enie
Niedawno egzaminatorzy rozpoczęli sprawdzanie matur pisemnych, które każdego roku wywołują szczególne emocje. Dobry wynik to przecież przepustka na wymarzone studia. Od paru już lat prace maturalne sprawdzane są według tak zwanego klucza. I właśnie ów klucz jest, w zasadzie bezustannie, przedmiotem dyskusji albo wręcz kpin czy szyderstwa. Co należy dodać, to fakt, że problem dotyczy przede wszystkim egzaminu z języka polskiego.
Tegoroczną maturę również poddano eksperymentowi. 2 uznanych humanistów poproszono o napisanie wypracowania na poziomie podstawowym. Następnie dziennikarki przeprowadzające ów eksperyment wyznaczyły nauczycielkę, która te prace sprawdziła. Okazało się, że jeden z piszących nie zdał, zaś nauczycielka stwierdziła, że starą maturę przeszedłby śpiewająco. Wśród przyczyn niezaliczenia pracy podawano i taką, że jej autor napisał o 16 słów za mało.
Otóż wszystko to bzdura i manipulacja. Wiem na pewno, że nikt nigdy nie zdyskwalifikował sensownej pracy z tego tylko powodu, że miała o 16 słów za mało. A przyznać należy, że wymóg 250 słów (wliczając w to spójniki i przyimki) nie jest żądaniem wygórowanym. Co się zaś tyczy tzw. klucza… Wiele można by mieć do niego zastrzeżeń, ale sprawiedliwie przyznać należy, że mocno się trzeba natrudzić, aby matury z języka polskiego na poziomie podstawowym nie zdać. Choćby dlatego, że prace poniżej progu sprawdzane są przez co najmniej 3 osoby, wśród których zawsze znajdzie się też ta o gołębim sercu. Nie jest to więc subiektywna ocena, widzimisię 1 tylko egzaminatora. Oprócz not z tak zwanego klucza, czyli za treść, 50% punktów możliwych do uzyskania za wypracowanie na poziomie podstawowym przyznaje się za kompozycję oraz poprawność stylistyczną, gramatyczną i ortograficzną. To prowadzi czasem do absurdu, ale biegunowo różnego niż ten, który tropiły żurnalistki „Dziennika”. Punktacja pozwala bowiem promować prace bardzo mizerne i maturę z polskiego dostają ludzie, których poziom wiedzy jest w zasadzie nijaki. Z rozmów z egzaminatorami wynikałoby raczej, że poprzeczka na poziomie podstawowym postawiona jest zbyt nisko, a sam przedmiot, z którego wyniki nie liczą się nawet na wielu kierunkach humanistycznych, traktowany przez uczniów po macoszemu. Zarzut, że aktualny system promuje miernoty, może więc być uzasadniony. Nieco inaczej ma się rzecz z poziomem rozszerzonym. Tegorocznym maturzystom zafundowano koszmarny test, z nielogicznym kluczem.
Niewątpliwie bywa i tak, że dobry uczeń nie zostanie w pełni doceniony, a dyletant otrzyma maturalne świadectwo, ale twierdzenie, że wybitny humanista może nie zaliczyć wypracowania, jest wmawianiem komuś dziecka w brzuch. Artykuł z „Dziennika” nakręcił przede wszystkim słabych uczniów i bezpodstawnie wierzących w ich umiejętności rodziców. W przypadku klęski winą będzie można, z całym przekonaniem, obarczyć legendarny już klucz.
Jakiejś wersji przecież trzeba się trzymać.
Anna Wolańska