Czeczeńska ucieczka do Belgii
Dopiero następnego dnia po południu jedna z pracownic Ośrodka poinformowała o łukowską policję zaginięciu. Dlaczego tak późno? Być może komuś zależało na tym, by policja dowiedziała się o ucieczce jak najpóźniej. Możliwe jest także to, że zniknięcia dzieci nikt nie zauważył.
Rodzeństwem zajmował się w Ośrodku ich prawny opiekun. Wiemy, że jest to obywatel czeczeński, niespokrewniony z dziećmi. Opiekuna ustanowił w maju łukowski Sąd Rejonowy. Wynikało to z faktu, że ojciec dzieci nie żyje, a matka we wrześniu ubiegłego roku została bardzo ciężko poszkodowana w wypadku samochodowym, którego sprawcą był dyrektor jednej z łukowskich szkół. Do dziś nie powróciła do zdrowia i stąd sąd musiał podjąć taką, a nie inną decyzję. Jakim człowiekiem jest opiekun? – Jak do tej pory wywiązywał się ze swej funkcji należycie – mówi prezes Sądu Rejonowego w Łukowie Leszek Lendzion. – Interesował się edukacją dzieci, trudno mieć do niego jakieś zastrzeżenia.
Kilka dni przed ucieczką rodzeństwa opiekun wyjechał z Ośrodka. Prawdopodobnie zatrzymał się w Warszawie, oczekując na przyjazd podopiecznych. Jak się dowiedzieliśmy, dzieci, gdy przebywały jeszcze w Łukowie, wspominały o tym, że już wkrótce wybierają się do stolicy w odwiedziny do wujka. Chyba nikogo nie trzeba przekonywać, że wujek i opiekun to ta sama osoba.
Natychmiast po otrzymaniu zawiadomienia o ucieczce policja rozpoczęła poszukiwania rodzeństwa i opiekuna. W akcji aktywnie uczestniczyły Straż Ochrony Kolei oraz Straż Graniczna. Ta ostatnia nieprzypadkowo, gdyż pojawiły się przypuszczenia, że dzieci mogą kierować się w stronę Belgii, ponieważ tam mają rodzinę. Domniemania te okazały się prawdziwe. – Dzieci są w Belgii, wiemy to od tamtejszej policji – podkreśla oficer prasowy łukowskiej policji podinspektor Andrzej Biernacki. Zatem coraz wyraźniejszych znamion słuszności nabiera teza, że opiekun prawny dzieci celowo wcześniej wyjechał z Ośrodka, zorganizował całą podróż do Belgii i być może był tam nawet z dziećmi. Pod koniec ubiegłego tygodnia człowiek ten pojawił się w łukowskim Sądzie Rejonowym. – Opiekun złożył w sądzie wyjaśnienia, w których wyraźnie zaznaczył, że dzieci wyjechały bez jego zgody. Zrzekł się również funkcji opiekuna prawnego. Wniosek w tej sprawie znajduje się w Sądzie Rodzinnym. Z funkcji opiekuna nie możemy go zwolnić, bo jak na razie nie mamy żadnego kandydata zastępczego – zaznacza prezes Lendzion.
Sąd zobowiązał opiekuna do sprowadzenia rodzeństwa do Polski. – Z uwagi na to, że stwierdził on, iż dzieci opuściły Ośrodek wbrew jego wiedzy i woli, powiadomiliśmy prokuraturę o prawdopodobieństwie ich uprowadzenia. Co do opiekuna, to zostanie rozpoznany wniosek o jego zmianę – dodaje Lendzion. Zatem to prokuratura ostatecznie rozstrzygnie, czy dzieci opuściły Polskę dobrowolnie, czy raczej zostały uprowadzone.
W całej sprawie jest mnóstwo znaków zapytania. Po pierwsze, dlaczego trójka rodzeństwa uciekła i czy faktycznie ich pierwszym miejscem pobytu poza Łukowem była Warszawa? Po drugie, jak się tam dostały, skoro żaden z przewoźników ich nie widział? Po trzecie, jaka jest rola w całej sprawie ich prawnego opiekuna? Czy zorganizował wyjazd dzieci do Belgii, czy raczej wszystko odbyło się bez jego wiedzy? Jeśli tak, mamy do czynienia z uprowadzeniem rodzeństwa. Z drugiej jednak strony warto pamiętać o tym, że opiekun wyjechał z Ośrodka kilka dni przed zniknięciem dzieci. I wreszcie ostatnie z pytań: czy dzieci kiedykolwiek powrócą do Łukowa? Są bowiem poszlaki mówiące o tym, że do Belgii wyjechały tylko na czas wakacji.
Możliwe, że odpowiedzi na część z tych pytań poznamy już wkrótce, prawdopodobne jest także to, że całej prawdy nie poznamy nigdy.
Marcin Gomółka