Martyrologia czy potańcówka
Jedni uważają, że należy porzucić zgrzebne szaty nieszczęśliwego narodu, wiecznie wybijającego się na niepodległość, a przywdziać radosne odzienie grillowo-festynowej pamięci o najważniejszych rocznicach. Drugą stronę barykady w tym sporze tworzą ci, których zdaniem ów lekkoduszny styl uwłacza naszej zbiorowej pamięci i nie powinien być promowany. Powstaje więc zasadniczy problem, jak nie uwłaczać tym, co oddali życie za Ojczyznę, a jednocześnie nie zanudzić się i nie zniechęcić naszą pamięcią narodową. Bo ona ma uwznioślać do tego, co Norwid nazywał „zbiorowym obowiązkiem” – do miłości Ojczyzny.
Taniec na grobach
Problem nie jest błahy. Całkiem niedawno w Warszawie rozgorzał spór o zabawę noworoczną na Placu Teatralnym. Przeciwnicy picia szampana w tym miejscu przypominali, że przecież tutaj właśnie w czasie Powstania Warszawskiego wielu walczących oddało swoje życie, a pod płytami placu ziemia nie tylko jest mokra od powstańczej krwi, ale również jest użyźniona ich mogiłami. Zabawa sylwestrowa byłaby więc swoistym chocholim tańcem na wielkim cmentarzysku. I chociaż dla wielu takie rozumowanie wydaje się anachronizmem, to jednak nie można odmówić mu pewnej logiki i nie można przejść obok niego obojętnie.
Przede wszystkim należy pamiętać, że obchody rocznic narodowych nie są czymś, co możemy dowolnie kształtować. Nie wolno nam przypisywać sobie roli demiurga, który podchodzi wybiórczo do dziedzictwa naszej historii i wybierając z niego to, co odpowiada mu na obecnym etapie dziejów naszego kraju, przycina jak krawiec materię historii, tworzą „nowe szaty cesarza”. Istotnym elementem obchodów narodowych rocznic jest pamięć. Oznacza to, że dla kształtowania naszego narodowego bytu zasadniczym jest przywołanie z głębi dziejów, z krain mrocznych, wydarzeń i ludzi, którzy już odeszli. Nie można więc dokonywać tego w dowolny sposób, bo wówczas niszczy się to, co jest tkanką dziejów. Pamięć ze swojej natury musi być pamięcią o tym, co przeszłe, a nie interpretacją dzisiejszą historycznej przeszłości.
Umniejszanie wątku martyrologicznego w naszych dziejach pociąga za sobą również inne niebezpieczeństwo, którym jest mentalność każąca widzieć dobro Ojczyzny tylko w jej powodzeniach i sukcesach. I nie chodzi o pławienie się w krwi i przegranych bataliach o wolność, całość i niepodległość Ojczyzny naszej, ale raczej o odkrycie, że zasadniczym dla miłości Ojczyzny jest ofiarność. Dzisiaj łatwo jest o tym zapominać. Poszukiwanie tego, co przynosi łatwe spełnienie w życiu, staje się jakimś znakiem naszych czasów. Prowadzić może to do fałszywego przestawienia pojęć, gdzie rozwaga zastąpiona będzie sprytem, a miłość do Ojczyzny – kalkulacją doraźnych zysków i strat. Z tych właśnie powodów uważam, że forma świętowania naszych narodowych rocznic nie jest sprawą czysto dowolną. Jednakże nie rozwiązujemy tym stwierdzeniem całego problemu.
Wszystko jest na sprzedaż
Pozostaje sprawa dotarcia do młodego pokolenia. Każda epoka dziejowa żyje własnymi problemami, które wytwarzają właściwy sobie sposób oglądu świata oraz wydarzeń przeszłych. I nie można z tego robić wielkiego problemu, ponieważ będzie to walka z wiatrakami. W wielu dyskusjach nad podejściem do świąt narodowych przytacza się argumentację każącą tak obchodzić nasze rocznice, aby były one atrakcyjne i pociągające. W tym jednakże tkwi pewien problem. W dzisiejszych czasach, naznaczonych wszechobecnością reklamy, podającej człowiekowi przeróżne sposoby łatwego osiągania szczęścia, wydawać by się mogło, że narodowe rocznice muszą być pełne atrakcyjności i pociągać człowieka jak margaryna z reklamy. To jest jednakże błędne myślenie. Sprowadzenie świętowania rocznic narodowych do problematyki atrakcyjności jedynie może doprowadzić do frymarczenia naszymi dziejami, a ocena tego, co przeszłe, stanie się czymś z pogranicza podaży i popytu. Oczywiście nie oznacza to rezygnacji z docierania do mentalności współczesnego człowieka, ale nie można doprowadzić do sytuacji, gdy to, co stanowi naszą narodową świętość, stanie się przedmiotem doraźnego handlu. Wtedy zamiast ukazywania wielkości poświęcenia dla Ojczyzny zaczniemy zastanawiać się nad zaspokojeniem zachcianek i kaprysów tłumu. Z tego względu znalezienie złotego środka w narodowym świętowaniu jest niezwykle trudne. Dotyka bowiem centrum obecnej kultury, w której marketing wartości czy pseudowartości staje się najważniejszym wyznacznikiem funkcjonowania dzisiejszych areopagów. Pójście w tym względzie na łatwiznę i zastąpienie siermiężnych może akademii różnego rodzaju grillami czy festynami może skończyć się sprowadzeniem miłości Ojczyzny do kolejnego konkursu na najlepszy kotlet czy wycinankę ludową. Z tego względu poszukiwanie nowych form świętowania naszych narodowych rocznic, choć konieczne ze względu na zmieniające się warunki historyczne, wymaga od organizatorów ogromnego wyczucia i delikatności, aby nie wylać dziecka z kąpielą. Święta narodowe nie są przecież tylko kolejną okazją do posiedzenia w ogródku piwnym z kumplami, ale mają uczyć nas przywiązania do dziejów ojczystych i zachęcać do wchodzenia w historyczne dziedzictwo, które mamy pomnażać. A to wymaga ogromnej kultury, przede wszystkim od tych, którzy są animatorami życia narodowego.
Trudna sprawa, ale możliwa
Przed nami w sierpniu jeszcze wiele rocznicowych wspomnień. Warto w tym kontekście zastanowić się nad naszym dzisiejszym obchodzeniem rocznic. Warto chwilę zatrzymać się nad sposobem świętowania, czyli przypominania sobie, skąd jesteśmy. Kultura narodu jest dziełem wielu pokoleń, wśród których nie jesteśmy pierwsi i (mam nadzieję) nie ostatni. Przekazywanie dziejowej spuścizny jest trudnym zadaniem. Oby nie spełniły się słowa poety, że zostanie po nas „złom żelazny i pusto brzmiący śmiech pokoleń”.
Ks. Jacek Świątek