Zapaleńcy
Niestety całe starania poszły niczym… dym w gwizdek, bo rodacy ani trochę nie przejęli się wizją nieuniknionego spadku formy zdrowotnej. Wszakże po co im zdrowie? I tak do grobu przecież go ze sobą nie wezmą.
Co najciekawsze, najgłośniej zareagowali oni dopiero wtedy, gdy nowe przepisy zmniejszyły dostęp do tytoniowej używki. Przy okazji okazało się, że największe zapotrzebowanie na reglamentowany towar występuje na wschodzie kraju. Wśród tamtejszych mieszkańców w chwilę po wprowadzeniu nowego prawa zaobserwowano bowiem zwiększoną nerwowość i impulsywność. A to wszystko przez to, że z początkiem grudnia zmieniły się przepisy określające limity przywozu do Polski towarów spoza Unii Europejskiej. Na liście ograniczonych artykułów znalazły się także papierosy, a w tabelce z przydziałem na 1 polskiego obywatela zamiast kartonu wpisano jedynie 2 paczki. To bardzo rozsierdziło wielbicieli puszczania dymków. W akcie protestu zablokowali więc jedno z przejść granicznych, doprowadzając skutecznie do jego paraliżu, wykrzykując, że przejścia nie opuszczą i „nie odpuszczą” rządowi.
Szybko się okazało, że bojowo nastawieni konsumenci tytoniu myślą nie tylko o sobie. A sprowadzonym zza wschodniej granicy dobrem, za odpowiednią opłatą oczywiście, dzielą się z innymi. Chętnych do współudziału w nałogu jest zaś tak wielu, że obrotnym handlarzom żadne inne zajęcie zarobkowe nie było do tej pory potrzebne. Ich nerwowe ruchy sprowokowała więc zapewne coraz bardziej realna wizja grzania krzesła w poczekalni miejscowego pośredniaka. Koniec końców doszło do tego, że na granicy zaczęli rządzić ludzie, którzy otwarcie przyznali się do tego, że z dotychczasowym poszanowaniem prawa mają nie lada problem. Co najciekawsze, na takie wyznanie win nie zareagowali żadni stróże prawa. A wystarczyłoby osoby, które chwalą się tym, że handlują papierosami bez polskich znaków akcyzy (i to bez żadnych pozwoleń czy koncesji), nie odprowadzając przy tym rzecz jasna żadnych podatków, nawet nie kryjąc się z tym, że to jedyne ich źródło dochodu – ukarać za przemyt i robienie państwa na szaro. Po proteście zostałyby jedynie kłęby dymu. Tymczasem to właśnie ci, którzy protestują przeciwko temu, że nie pozwala im się łamać prawa, odgrażają się rządowi, co już staje się czystą paranoją.
A już na niezły żart zakrawały okrzyki demonstrantów czerpiących niezłe zyski z newralgicznego, czyli przygranicznego miejsca zamieszkania, tłoczących się o nocnej porze na unijnym przejściu. Przyzwyczajeni do patrzenia na prawo przez palce, skandowali pod adresem zobligowanych do wprowadzenia w życie i przestrzegania unijnych przepisów: „zło-dzie-je, zło-dzie-je!”. Tego to Bareja by nawet nie wymyślił. Oby tylko nie skończyło się to wywoływaniem wilka z lasu. I oby niedługo na ulicach naszych miast faktycznie nie pojawili się niepałający zbytnią sympatią do kodeksu karnego złodzieje, którzy będą strajkować przeciwko wysokim karom za kradzieże, włamania i słupkom ukazującym rosnącą wykrywalność policji.
Kinga Ochnio