Komentarze
Kto sieje wiatr….

Kto sieje wiatr….

Mam dwóch braci. Obaj pracują. Zarabiają. Ale założę się, że żaden z nich nie pożyczyłby mi 100 tys. euro na „dzień dobry”. A bezrobotny Bogdan, brat osławionego posła Janusza Palikota, pożyczył temu ostatniemu bez mrugnięcia okiem prawie 4 mln euro.

To się nazywa braterska miłość. I zaufanie braterskie. W ogóle Palikota to wszyscy mocno kochają. Od studentów poczynając, a na emerytach kończąc. Nie dość, że sami ledwie finansowo zipią, to na lubelskiego posła grosza – jak wiadomo – nie żałowali. Wyżej wymieniony musi być jednak człowiekiem nadzwyczajnej charyzmy albo Bóg jeden jeszcze wie czego. Nie tylko bowiem studenci, emeryci czy bezrobotny brat z dobrego serca go finansują, ale także, jak się okazuje, jakieś niewiadomego pochodzenia firmy i anonimowe spółki z rajów podatkowych posłowi Januszowi niezłe sumy sypią. Trudno jednak o inne zachowanie, skoro pan Palikot wyprzedał – jak sam mówił – wszystko, żeby z czystym sumieniem i czystą kartą (kredytową?) uprawiać politykę. To za co teraz ma żyć? Z czego się utrzymywać? A tym, co w raju, to i tak przecież dobrze.

Dziennikarze pewnej gazety sugerują, że pan Palikot sam sobie nielegalnie pożycza pieniądze. I że na romantycznie się kojarzących Karaibach ukrył rozważny biłgorajczyk swą kasę. Pozwany do odpowiedzi, odżegnuje się od przypisywanego mu chomikowania majątku, przyznając jednocześnie, że „skomplikowana struktura związków”, które prowadzi z firmami udzielającymi mu pożyczek, jest „pewną formą inżynierii podatkowej”. Jednak, zdaniem posła, nic w tym nie ma złego. No i robi to bardzo wielu ludzi na świecie. To nie jest w żaden sposób nielegalne, a po prostu się opłaca – uważa pan Palikot. I próbuje wytłumaczyć się premierowi, który wielkodusznie stwierdził, że zarzuty wynikają z konfliktu małżeńskiego z pierwszego małżeństwa i że wyjaśnienia Palikota wyglądają „dość wiarygodnie”. A co na to sam polityk? Ano jakby się jakiś bardziej nerwowy w ostatnich dniach zrobił. „To jest próba politycznego zabójstwa” – grzmi z ekranu telewizora. I grozi. Tym wszystkim, którzy coś na niego znajdują, i tym, którzy po prostu zadają pytania. Tak jak niedawno on. Twierdzi, że zarzucanie mu nieuczciwości to „obrzydliwa teza, na którą nie przedstawiono żadnych dowodów”. I że jest czystym, przejrzystym i uczciwym człowiekiem.

Prawdę mówiąc, nie wiadomo dlaczego poseł Platformy Obywatelskiej aż tak bardzo się bulwersuje. Wszak sam zupełnie niedawno stawiał wiele pytań. A to o zdrowie prezydenta Kaczyńskiego, a to o orientację seksualną jego brata, a to o sto innych rzeczy. I mentorskim tonem pouczał, że polityk nie ma prawa do prywatności. Bo prawda ponad wszystko. Czy taki szczwany lis mógł nie wiedzieć, że kij ma dwa końce? Czy może w zadufaniu swoim po prostu nie przypuszczał, że ktoś inny niż on będzie chciał go użyć?

Ale o co tu kopie, panie Palikocie, kruszyć? Niech pan zdecydowanym ruchem wyłoży na stół tę podejrzaną przez Judaszów rachunkowość – i po ptokach. Wszak przy panu jest prawda. Prawda?

Anna Wolańska