Antonina od aniołów
Piękno wypływa z twórczości. Nie tkwi w naturze, a w naszym jej udoskonalaniu. Kamień, drewno czy brąz – same w sobie – nie są piękne, pięknymi czyni je dopiero dzieło ludzkich rąk. W drobnych dłoniach Antoniny Wysockiej-Jonczak powstało wiele rzeźb. Niemal wszystkie są związane z tym, co wydarzyło się w jej życiu. A swoim życiorysem bez wątpienia mogłaby obdzielić co najmniej kilka osób. Jej prace, to jej rozumienie świata, linie papilarne, które budują tożsamość artystki. Tak jak buduje ją także klimat położonego pod lasem w Kotuniu domu, zatopiona w pnączach winogron pracownia, anioły na ścianach i zapach świeżo zaparzonej po włosku kawy.
W poszukiwaniu miejsca
Antonina przyszła na świat w 1942 r. w Wilnie. Z dzieciństwa pamięta leśniczówkę pod Kownem, w której mieszkała z rodzicami, i zabawy z bratem ciotecznym w pieczenie babek pod schodami. Najbardziej jednak utkwiły jej w pamięci czołgi. Jako kilkuletnia dziewczynka nie rozumiała, co to wojna, ale widziała panikę w oczach bliskich i łzy matki, kiedy komuniści przyszli aresztować jej ojca. Bernard Wysocki pracował w litewskim ministerstwie leśnictwa. Kiedy trafił do więzienia, tak jak wielu jego kolegów, zdawał sobie sprawę, że stamtąd już raczej się nie wychodzi. Jedyny kierunek to Syberia. ...
Jolanta Krasnowska