Komentarze
Źródło: DREAMSTIME
Źródło: DREAMSTIME

Urna zamiast ołtarzy

Dziwnym i raczej kuriozalnym dla mnie był forsowany przez elity naszej Ojczyzny pomysł ustanowienia 04 czerwca świętem naszej niepodległości.

Pomijając dyskusyjność tezy Joanny Szczepkowskiej o końcu komunizmu, która wypowiedziana na lekkim i romantycznym przydechu w Dzienniku Telewizyjnym, więcej miała z życzenia aniżeli wiązała się z rzeczywistością, dotychczasowe rocznice, zazwyczaj określane jako narodowe święta, miały w sobie pewien wyraz symboliczny, niemający związku z aktywnością społeczeństwa sensu stricte. Przekazanie władzy (z natury symboliczne) marszałkowi Piłsudskiemu stało się powodem do świętowania niepodległości w II Rzeczpospolitej. 3 maja związany z uchwaleniem Konstytucji również nie był świętem sławiącym jakiś szczególny ruch społeczny. Nawet 31 sierpnia i podpisanie porozumień ze strajkującymi ma raczej wymiar symboliczny. Osobiście, gdybym miał wskazywać na najlepszy dzień świętowania odzyskania niepodległości po zniewoleniu komunistycznym, wybrałbym dzień przekazania insygniów prezydenckich II Rzeczpospolitej nowo wybranemu prezydentowi III RP lub dzień ponownego nałożenia korony na głowę orła w naszym godle. Stanowiłoby to wyraz uznania ciągłości kulturowej. Ale takiej możliwości nie mam. Pozostaje więc postawić pytanie: dlaczego dzisiaj każe się nam świętować wrzucanie kartek wyborczych do urny?

Nowa świecka ideologia

Wydaje mi się, że powodem zasadniczym jest forsowanie przez współczesnych ideologów koncepcji tzw. społeczeństwa obywatelskiego. Samo wyrażenie wydaje się być neutralne ideologicznie i zdaje się wyrażać treść pozytywną, wskazując na potrzebę zaangażowania członków społeczności w życie publiczne, lecz ujęte w kontekście, ukazuje zupełnie inne oblicze. Biorąc pod uwagę starożytność i myśl społeczno-polityczną aż po okres Oświecenia, zauważyć można, że nikt nie kwestionował konieczności dla człowieka życia w społeczności. Jednakże w odróżnieniu od czasów XVIII w. i następujących po nich, w dawnej myśli społecznej traktowano życie we wspólnocie jako naturalne dla człowieka środowisko, w którym ujawnia on i rozwija swoje ludzkie cechy. W tym sensie społeczeństwo było, choć nieodzownym, ale tylko pomocniczym elementem życia ludzkiego. I właśnie jako takie musiało ono opierać się na człowieku i jego strukturze, szanując to, kim jest człowiek na mocy swojej natury. Dlatego Arystoteles ujmuje życie społeczne w kategoriach naturalnej (obok rodziny) formy życia człowieka. W tym ujęciu problematyka ustrojowa schodzi na drugi plan, zaś pierwszoplanową rolę odgrywa cel, do którego zmierza społeczność, a którym jest umożliwienie człowiekowi życia w pełni ludzkiego, i to nie w znaczeniu udogodnień socjalnych, ale rozwoju tych cech, które są charakterystyczne dla osoby ludzkiej. Wprowadzenie w myśl społeczną idei oświeceniowych (dziś tak nazywanych, choć ich korzenie są cokolwiek wcześniejsze), szczególnie związanych z koncepcją społeczeństwa powstającego na mocy umowy społecznej, różnie rozumianej w różnych systemach, dokonało zasadniczych zmian w rozumieniu nie tylko samego państwa, ale również relacji pomiędzy nim a jednostką ludzką. Sprowadzenie państwa do instytucji czysto usługowej, która ma zapewnić tylko warunki do realizacji każdej ekspresji tworzących ją jednostek, sprawia, że znika zasadniczy dla niego cel, a pojawia się doraźność jako sposób realizowania się społeczności. Dodatkowo potrzeba zapewnienia możliwości realizowania przez jednostki własnych autonomicznych celów, często pozostających w sprzecznościach zasadniczych, skuteczni prowadzi organizm państwowy do umacniania swojego charakteru represyjnego, gdyż musi skutecznie bronić jednych przed innymi, nie w sferze bezpieczeństwa naturalnego, ale raczej w możliwościach wyrażania swoich idei i poglądów. Totalitaryzm współczesnego tolerancjonizmu, sięgający aż po kwestionowanie prawdy, jest tego najlepszym przykładem, realizującym doskonale hasło rewolucji z 1789 roku: „Nie ma wolności dla wrogów wolności”. Umowność bytu państwowego ma również i takie konsekwencje, że pogłębia się rozziew pomiędzy człowiekiem a państwem. Dlatego wprowadza się różne byty pośrednie, mające bronić jednostkę przed państwem.

Wybory jak celebra

W tym kontekście uznawanie za narodziny niepodległości dnia jednej elekcji jawi się jako nie tyle przypadkowe lub jako uznanie swoistego ruchu społecznego, ale raczej jako dowartościowanie jedynej w tym kontekście roli społeczeństwa w sprawowaniu władzy. I to roli wyznaczonej przez kontekst ideologiczny. Znaczenie kultury, rozumianej jako rezerwuar pamięci społecznej, ukształtowanej przez historię i będącej sposobem życia społecznego, zostaje zastąpione aktem decyzyjnym, dokonywanym nie zawsze z namysłem, ale raczej pod wpływem chwili lub emocji. Na tym akcie kończy się podmiotowość społeczeństwa, a dominującą rolę zaczyna odgrywać aparat państwowy. Manipulacja, obecna we współczesnej medialnej rzeczywistości, pozwala doskonale kierować tymi ludzkimi wyborami. Dopełnieniem obrazu jest znana teza, że w takim porządku demokratycznym głos każdej osoby jest traktowany na równi, nieważne kim ta osoba jest i jaki poziom reprezentuje. Elekcja zdaje się być więc swoistym świętowaniem upragnionej równości pomiędzy ludźmi, równości nie tylko w prawach ludzkich, ale równości głupoty i mądrości, równości nihilizmu i tradycji, równości aż do granic absurdu. Swoisty mistycyzm równości, a urna stanowi namiastkę ołtarza. Naturalny matecznik człowieka, jakim jest kultura, staje się nic nieznaczącym elementem. W odróżnieniu od starożytności, gdzie członkiem społeczności stawało się na mocy naturalnego zrodzenia lub aktu nobilitacji w uznaniu zasług dla danej grupy, akt wyborczy wskazuje na nowy typ społeczności, w którym zasadniczym jest uznanie przez państwo możliwości bycia w społeczeństwie jednym z wielu zatomizowanych elektorów. Dominująca rola przechodzi w ręce państwa. Intuicja Jana Pawła II, który mówił, że demokracja bez wartości przekształca się w jakąś formę totalitaryzmu, wydaje się jak najbardziej uzasadniona.

Idea praw podstawowych

Intencja wprowadzania nowego typu społecznego widoczna jest w Karcie Praw Podstawowych Traktatu Lizbońskiego. Głosi ona, że uznawanie praw człowieka dokonuje się na mocy ustanowienia obywatelstwa Unii. Innymi słowy: człowieczeństwo i związane z nim uprawnienia zdają się nie wynikać z istoty bytu ludzkiego, ale są one skutkiem nadania przez państwo. W ten sposób państwo uzyskuje monopol na uznawanie kto jest, a kto nie jest człowiekiem.

Ks. Jacek Świątek