Głową w mur, czyli trochę o Stonewall
Również i nasz kraj nawiedzają różne parady równości, które krzykliwie upominają się o zagwarantowanie osobom o odmiennej orientacji seksualnej prawa do „małżeństwa”, „do posiadania dzieci” oraz innych przywilejów i udogodnień, a szczególnie ostatnio do zakazu prawnego tzw. mowy nienawiści. Zalewani ich propagandą czasem nie mamy czasu, by zastanowić się, o co tu właściwie chodzi.
Parę słów o Ameryce sprzed lat
Zacznijmy jednak od przypomnienia tego, co działo się w 1969 r. pod nielegalnie działającym klubem Stonewall w Nowym Jorku. Otóż w nocy z 27 na 28 czerwca 1969 r. policja nowojorska przeprowadziła, jak zresztą przyznają historycy, kontrolę klubu „Stonewall Inn” w dzielnicy Greenwich Village. Kontrolę rutynową, ponieważ w tym samym tygodniu podobne odbyły się w trzech innych miejscach, a w miesiącu przeprowadzono ich kilkadziesiąt. Policjantów było dziesięciu. Po wylegitymowaniu znajdujących się w lokalu gości, wyproszono ich na zewnątrz i zalecono udanie się do domu. Ci jednak pozostali przed lokalem, w sumie zgromadziło się około 200 osób. Gdy policja wyprowadziła do radiowozu kelnera i barmana (w celu złożenia zeznań na komisariacie, ponieważ w lokalu handlowano alkoholem bez posiadania odpowiedniej licencji) oraz jeszcze cztery osoby nieposiadające dowodów tożsamości, wówczas zebrani zaatakowali ich kamieniami, butelkami i śmieciami, zmuszając do skrycia się ponownie w lokalu. Tłum, który w międzyczasie urósł do ponad 1000 osób, chciał wedrzeć się do środka, m.in. podpalając drzwi, a także taranując je przy pomocy wyrwanych liczników parkomatowych. Dopiero posiłki policyjne wyrwały zabarykadowanych z opresji.
Na ulicach Greenwich Village doszło jednak w następnych dniach do zamieszek (m.in. wzniecano pożary domów mieszkalnych), w których brało udział ponad 2 tys. osób o orientacji homoseksualnej. Odpowiedzią było skierowanie do powyższej dzielnicy większej liczby policjantów. Zamieszki ustały dopiero 3 lipca.
Mniejszości ponad prawem
Można byłoby uznać te wydarzenia za mało znaczące, jednakże w nich skupiają się jak w soczewce najważniejsze dla ciekawiącego nas zagadnienia sprawy i problemy. Upraszczając, można powiedzieć, że w czasie zamieszek w Greenwich Village mniejszość homoseksualna domagała się, aby po prostu stanąć ponad prawem, a swoje postulaty popierała nie argumentacją, lecz brutalną siłą wobec tych, którzy mieli strzec porządku prawnego.
Ówczesne prawo zabraniało sprzedaży alkoholu poza nadanymi koncesjami. Policjanci, zjawiając się w lokalu, nikogo nie aresztowali poza osobami łamiącymi prawo (handel bez koncesji). Za to zostali zaatakowani przez tłum, który w ramach protestu podpalał miejsca mieszkalne. Do tego dorobiono potem legendę, szczególnie, że miejsce to było zamieszkałe przez liczne grupy hippisów i lewaków. Oznacza to, że żądania tzw. mniejszości kierują się w stronę postawienia siebie ponad obowiązującym prawem. Inni obywatele mogą poddać się prawu, a mniejszości chcą przywilejów.
Dzisiejsze działania tzw. mniejszości seksualnych również idą po tej linii. Całkiem niedawno grupa homoseksualistów zaatakowała modlących się protestantów na ulicy jednego z miast amerykańskich, żądając wyniesienia się z „ich dzielnicy”. Atak był tak silny, że potrzebna stała się eskorta policji, by homoseksualiści nie pobili modlących się chrześcijan. Nikt nie protestował wobec jawnych gróźb. Natomiast atak lobby homoseksualnego na katedrę Notre Dame w Paryżu został uznany za „dopuszczalną formę działania” organizacji homoseksualnej.
Wydawać by się mogło, że jeśli ktoś nie chce, by inni zakłócali jego teren, to również sam nie będzie zakłócał terenu innych. Otóż nie. Są równi i równiejsi.
Kwestia „normalności”
W całej sprawie homoseksualnych działań jeden moment jest szczególnie interesujący. Otóż sami oni określają siebie jako mniejszość. Co to oznacza? Ni mniej, ni więcej, jak tylko to, że istnieje jakaś większość, od której oni zasadniczo jakoś się odróżniają. Sposobem życia, innymi celami czy jeszcze czymś innym.
Jeśli spojrzymy na to chociażby z punktu widzenia biologii, to zauważymy, że zasadniczym trzonem gatunku jest większość. Mniejszość zazwyczaj uznawana jest za odstępstwo od głównej linii. To właśnie większość decyduje o cechach gatunkowych. W odróżnieniu od zwierząt człowiek nie niszczy fizycznie (a przynajmniej w większości) tego, co stanowi jakieś odstępstwo od zasadniczych norm gatunkowych. W cywilizacji nie ma selekcji naturalnej. Ptaki np. eliminują fizycznie pisklęta niemogące podjąć normalnych ptasich działań. W przypadku cywilizacji ludzkiej takie działania określane są jako niehumanitarne i zasadniczo przez większość potępiane. Nie oznacza to jednak uznania, że to, co nie jest zgodne z gatunkiem ludzkim, ma zostać uznane za normę.
Tymczasem działanie lobby homoseksualnego podąża właśnie w tę stronę. Nie mogąc jednak dowieść swoich racji racjonalnymi argumentami, na siłę stara się zmienić obyczajowość społeczną. Dlatego mamy dzisiaj dążenia do ceremonialnego i leksykalnego zrównania związku mężczyzny i kobiety (małżeństwa) ze związkami homoseksualnymi. Gdyby bowiem chodziło tylko o sprawy majątkowe, wówczas można byłoby przyjąć odpowiednie ustawy, które pozwalają ludziom rozliczać się lub dziedziczyć spadek po dowolnej osobie. Ale tutaj idzie o zmianę obyczajowości. Dlaczego? Gdyż pojęcie „normalności” zakłada jakąś stałą rzeczywistość w społeczności. Jeśli jej nie ma, wówczas wszystko jest dozwolone. Można społeczność dowolnie kształtować i modelować. Społeczność, czyli ludzi. Nie jest więc dziwnym, że w Unii Europejskiej za pomysłami lobby homoseksualnego zazwyczaj stoją grupy lewicowe, które genetycznie mają wpisane w swoje programy próby tworzenia nowego człowieka i nowego społeczeństwa. Tylko że stąd prosta droga do dyktatury.
Ks. Jacek Świątek