My jesteśmy the best
A jednak się zdarzyła. Wyprawa do Petersburga. Zbudowanego na bagnach na rozkaz cara miasta. Dla Polaków nie tylko tajemniczego, ale i wrogiego.
Początek podróży nie wygląda zachęcająco: znalezienie dobrego stanowiska w autokarze uruchamia różne odruchy. I choć wiadomo, że miejsc nie zabraknie, to ważne jest przecież, z jakiej perspektywy będzie się mijane krajobrazy obserwowało.
Autobus rusza niewiele przed północą, ale nikomu chyba na spanie się nie zbiera.
Dzień pierwszy
Rankiem docieramy do Kowna. Choć przez małą chwilę chcę pooddychać powietrzem tego miasta. Wyciągam najlepszego z mężów na jakąś urokliwą uliczkę. Kto wie, może tę samą drogę przemierzał Mickiewicz? Może tu składał swoje strofy? Ulice jeszcze śpią. Tylko my zakłócamy ciszę. Tup, tup, tup i hajda w dalszą drogę.
Kolejny przystanek to Agłona – łotewska Częstochowa. Rozpostarta na wielkiej przestrzeni ogromna bazylika. W środku kilka osób – chyba pielgrzymi. Po Mszy, odprawionej przez naszych własnych, autokarowych księży, biegiem do źródełka. ...
Anna Wolańska