Na zakręcie
Kobieta jak wryta przystanęła na drodze, a siatki wypadły jej z rąk. Tego, co zobaczyła, nie umiałaby sobie nawet wyobrazić. Skręcający przed chwilą w dróżkę po lewej stronie traktor był w dwóch kawałkach. Przedni toczył się jeszcze siłą rozpędu, na tylnym w absolutnym bezruchu siedział kierowca, a ręce trzymał w powietrzu, jakby oparte na niewidzialnej kierownicy. Ciężki, wyprzedzający ciągnik, samochód skrywał się właśnie za zakrętem szosy. Jastrzębska bezwiednie zostawiła siatki na chodniku i jak automat pognała do ciągnika.
– Żyjesz choć jeszcze, człowieku? – rozpoznała w kierowcy Kosmalowego Edka.
– Żyję, tylko się poruszyć nie mogę – odpowiedział nie swoim jakimś głosem. I jak zawsze przyjemny niemiłosiernie był, tak teraz spojrzeć nawet na nią nie spojrzał.
– Ludzie! – z całych sił zakrzyczała kobieta. – Ludzieee! Czego nikogo tu nie ma? – dziwiła się bardziej tej pustce niż wypadkowi.
Pełen myśli i planów
Już od paru dni się do Andrzeja wybierał. Żniwa za pasem, Andrzej z kombajnem niby że zamówiony, ale przecież upewnić się trzeba. Mówiła Stacha: „Nie jedź, możesz do niego przedzwonić”, ale gdzie tam! Kobieta nie rozumie, że telefon nie do takiej posługi Pan Bóg przecie stworzył. Góra dziesięć minut jazdy, to i gdzie honor dzwonić?! Inaczej się z człowiekiem przez telefon rozmawia, a inaczej normalnie. Tylko co po południu było, od razu po hejnale (dokładnie pamięta), jak świniom trawy cokolwiek wziął i podrzucił, trochę się ogarnął i za kółkiem aby czym prędzej zasiadł. Stacha mówiła: „Co będziesz teraz w taki ukrop jechał, kiedy i oddychać nawet nie ma czym wcale”, ale się uparł. Skwar był niemiłosierny; pod sklepem dwóch tylko z piwem sobie siedziało, a na szosie też prawie żywieńkiego ducha. Heńka Mateuszowego tylko z rowerem spotkał, to się na kawałek przy nim pogadać zatrzymał. Z Andrzejem raz-dwa-trzy całą sprawę pozytywnie załatwił, obgadał i przyklepał umowę jak trzeba. Nawet nie za długo tam pobył, bo jakoś tak… Kiedy środek lata, to choćby i nie wiem jaka ta pogoda, to nie umie posiedzieć.
Wracał pełen myśli i planów nie tylko na żniwa. Te się migiem skończą i znowu o sianiu, kopaniu na duch trzeba myśleć. Żeby ze wszystkim zdążyć, bo pogoda coraz mniej przewidywalna, a zrobić swoje mus. Droga w trymiga mu jakoś przeleciała. Ani się spostrzegł, jak trzeba było w dróżkę do gospodarstwa swojego już skręcać. Obejrzał się raz i drugi, żeby się do manewru dobrze przygotować. Droga czysta jak łza. Pomyślał, że cały naród po domach, po chłodkach sobie gdzieś tam siedzi, tylko taki on jeden jak kto głupi lata.
Na złe to i kura…
Nie wiadomo skąd pojawił się najpierw ten cień, a potem jakiś potwór…
– I co to się uśmiechać – Edek trochę nerwowo reaguje na dziwny błysk w oczach swojej żony. Ale opowiada dalej. – Tak mi się najsampierw wydawało. Jak nie fiuknie koło mnie z impetem strasznym takim, jak nie pojedzie dalej. Kierownicę mnie z ręki tym impetem wyrwał, po rowie się przekotłował i tyle com go widział. Okiem nie było nawet kiedy mrygnąć. Tak się to wszystko stało nie wiadomo jak. Ja patrzę, a mój ciągnik na dwie części porwany. Boże święty – w dwóch kawałkach stoi. Całkowicie zgłupiałem. Ale jak Jastrzębska swoje lamenty zaczęła, to do siebie doszedłem.
– O, tak zaraz: doszedłem – zżyma się Edkowa. – Jak we drzwiach stanął, tom go ledwie poznała, taki gieroj był. Panufnik go do domu przytaskał, bo sam by chyba o swoich siłach nie przyszedł. Lazło toto jak najgorsza garaga. A spodnie to miał w kroku prawie że na przestrzał porwane – teraz, po czasie, gospodyni nawet się z tego śmieje, ale wtedy też jej nogi podcięło. Kosmala zamyśla się na chwilę, z głębi duszy wzdycha i bohatersko przyznaje:
– Nie ma co i gadać – najadłem się wtedy strachu za wszystkie chyba już czasy.
Jakoś nie mogę zrozumieć, żeby ciągnik ot, tak, jak jaki kloc można przepołowić. Choćby i dużym samochodem. A na dodatek nie pokiereszować traktorzysty.
– Ja sam się mocno dziwię – wzrusza ramionami Kosmala. – Opatrzność Boska widać to w ręku miała. Zamyśla się przez dłuższą chwilę, a potem z przekonaniem dodaje:
– Tak miało już być. Bo ten samochód, taki jasny dostawczak, no całkiem nie wiadomo skąd się na tej drodze tak z nienagła wziął. Przeciem się, choroba, ze dwa razy za siebie oglądał i niczego nie było. No, nie wiadomo skąd też się nie może nadziwić. – Prosta szosa, no nie – tłumaczy. – I ja w swoją dróżkę muszę skręcić w lewo. A ten dostawczak mnie wymija. No i też po lewej. Jak bym tak, nie daj Boże, był 2 metry albo i metr chociaż dalej, to byśmy tutaj dzisiaj razem nie siedzieli. Przestroga chyba jaka czy co?
Sięga po przestygniętą herbatę, pociąga dobry haust i dalej, jakby nie tyle do nas, co do siebie, mówi.
– Przecież prawie 20 lat już tym ciągnikiem jeżdżę. Nie żaden jakiś taki chłystek jestem ani też żeby co. Tyle się w życiu razy i z przyczepą jechało, i z obornikiem, i z sianem, i ze zbożem, i nic. Ale jak to mówią, na złe to i kura… Nie wiem, no sam nie wiem, co by tu pani powiedzieć. Tak pewnie musiało już być. W przeznaczenie wierzę jak nic. Inaczej wytłumaczyć się nie da. Widać nie przyszedł jeszcze na mnie czas – wyraźnie rozluźnia się Kosmala. Na twarzy pojawia się zabłąkany uśmiech…
Refleksja
Długo rozpamiętywał swoją przygodę. Traktory omijał z daleka. Aż któregoś dnia przyszedł do niego Panufnik.
– Co ty, Edek – mówi. – Do końca życia już na ciągnik nie spojrzysz? Wiecznie kogoś wynajmował będziesz?
Przegadali całe pół litra. Od stołu wstał Tomczak z postanowieniem, że nie ma się co pieścić. Ale także z nauczką, że i oczy, i uszy musowo mieć naokoło głowy. Otwarte.
3 PYTANIA
JOANNA NOWOSIELSKA
SPECJALISTA W REFERACIE PREWENCJI, REHABILITACJI I ORZECZNICTWA LEKARSKIEGO
KRUS SIEDLCE
Jaki jest udział rolników w wypadkach i kolizjach drogowych?
Wypadki i kolizje drogowe rolników zaliczane są wg KRUS-owskiej kwalifikacji do grupy zdarzeń „06” obejmującej: przejechanie, uderzenie, pochwycenie przez środek transportu będący w ruchu. W 2008 r. do Placówki Terenowej KRUS w Siedlcach i podległych jej pięciu placówek (w Łosicach, Węgrowie, Sokołowie Podlaskim, Mińsku Mazowieckim i Garwolinie) zgłoszono 24 wypadki z tej grupy, co stanowi 2,41% ogólnej liczby zgłoszonych wypadków. W pierwszym półroczu 2009 r. zgłoszono 17 wypadków z tej grupy, co stanowi 3,36% .
Czy liczba ta jest zależna od pory roku?
Wypadków tych więcej jest w okresie nasilonych prac polowych. Sezonowe spiętrzenie prac, cykliczność i powtarzalność wykonywanych czynności powodują znużenie, osłabienie koncentracji, a w konsekwencji niedostrzeganie zagrożeń wypadkowych. Rolnik nie może pozwolić sobie na to, żeby pracować jak maszyna. Musi myśleć i przewidywać.
Jak zapobiegać tego typu wypadkom?
Ciągnik i przyczepa powinny mieć zawsze sprawną i widoczną sygnalizację świetlną oraz trójkąt wyróżniający pojazd wolno poruszający się; jest on widoczny nawet w nocy. Przed wyjazdem na drogi publiczne należy każdorazowo sprawdzić połączenia pomiędzy ciągnikiem, przyczepą lub maszyną rolniczą, zamocowania oraz sprawność świateł i hamulców. Trzeba również pamiętać, że na ładunkach o dużej objętości nie wolno przewozić ludzi i żadnych przedmiotów luzem, gdyż grozi to ich upadkiem, a ponadto może być zagrożeniem dla innych uczestników ruchu drogowego.
Anna Wolańska