Szmirowaty anioł
Nie jest to pierwsze zaangażowanie Krupy w akcję tej organizacji, ale po raz pierwszy wzbudziło tak duże emocje. Na zdjęciu, które obiegło świat, polska modelka (a może już nawet amerykańska polskiego pochodzenia) została ucharakteryzowana na anioła. W tle są ogromne skrzydła, modelka zaś jest zupełnie naga, a piersi i łono zasłania krucyfiksem. Słowa: „Bądź aniołem dla zwierząt. Zawsze adoptuj, nigdy nie kupuj” mają namówić do przygarniania bezdomnych zwierząt ze schronisk, a nie kupowania tych rozmnażanych sztucznie. Cel zaiste szlachetny. Ale czy szlachetna też droga do celu?
Wiele osób poczuło się obrażonych. Uważają to za nadużycie, znieważanie wartości chrześcijańskich. Darujmy sobie refleksję, czy takie wykorzystanie symboli innych religii przeszłoby niezauważalnie, spróbujmy spojrzeć na to z innej strony. Jaki przekaz niesie wspomniane zdjęcie? Nie ulega wątpliwości, że niekoniecznie kwestia obrony zwierząt z niego epatuje. Ile osób, oglądając wspomniany plakat, zwraca uwagę na hasło, a ile na postać modelki? Ci, którzy go zobaczyli, na pewno bardziej zapamiętają przytulone do krzyża nagie kobiece ciało niż cierpienie psów, czyli problem, który miał ukazywać.
Dla Krupy to żaden dylemat. Modelka deklaruje się jako praktykująca katoliczka i jest zszokowana potępieniem jej reklamy. Mało tego. Uważa, że w ten sposób wyręcza Kościół katolicki, który powinien działać w celu „powstrzymania bezsensownego cierpienia zwierząt, które są najbardziej bezbronne ze wszystkich stworzeń Boskich”. „Bóg mi na pewno wybaczy” – przekonuje w wywiadach piękna Joanna. Nie wierzy, żeby Jezus mógł być tym obrażony. Dalej tłumaczy, że zaryzykowała swoją reputację, aby otworzyć ludziom oczy. – A z krzyżami można robić różne rzeczy, np. dekoracje – dodaje.
No, cóż? Boże miłosierdzie jest jak ocean, nie zarzucisz go kamieniami. Jezus gorsze rzeczy wybaczał nie tylko tym, którzy nie wiedzieli, co czynią. Także tym, którzy doskonale to wiedzą. Tak jak panna Joanna. Bo że wypromowała tu przede wszystkim siebie, to jasne jak słońce. Tak samo jak to, że gdyby była aniołem w szatach, zdjęcie nie przyniosłoby jej takiego rozgłosu. To wszak wiedza powszechna, że sławę zdobywa się teraz przede wszystkim skandalem. Im głośniejszy, tym lepiej. I nieważne, jaka ta sława jest. Bo słowo „chwała” to już chyba archaizm słownikowy, zupełnie dziś nieprzydatny.
Powie ktoś, że sprawa niewarta emocji. Pewnie tak. Ale zastanawiam się, czy obraża to mnie, moją wiarę. I dochodzę do wniosku, że chyba niekoniecznie. Bo to jest z góry zaprogramowane na skandal. Zbyt wulgarne, szmirowate, głupie. A czy na głupotę można się obrażać? Więc Joannie wybaczam. Po prostu.
Anna Wolańska