50 na 50
Niepewność owa nakłada na mnie nietypowe zadanie. Z jednej strony obliguje do jakiegoś podsumowania mijającego 2009 r., a z drugiej każe wyrazić nadzieje, związane z nadchodzących 2010 r. Cóż, trzeba więc sprawiedliwie podzielić kartkę papieru na dwie równe części i oddać po połowie każdej dacie.
Nie do końca chyba mija
Za nami kolejny rok. Każdy z nas wiązał z nim jakieś nadzieje, plany, zamierzenia, a stojąc w obliczu 31 grudnia i dokonując podsumowań, raczej łapiemy się na tym, co niezrealizowane, niż na dokonaniach. Takie podsumowanie nie do końca musi oznaczać pesymizm. Sztucznie przyjęte dzielenie lat jest jakimś wyznacznikiem naszego przemijania, ale bardziej świadczy o kontynuacji i ciągłości w naszym życiu, aniżeli o słabościach ludzkiej kondycji. Po prostu niezrealizowane staje się zadaniem na przyszłość.
Czym był dla nas rok 2009? Zapewne każdy z nas powie, że dominującym tematem był kryzys ekonomiczny oraz zawirowania na polskiej scenie politycznej związane z odkrywanymi aferami. Był to też rok kolejnej fali zasadniczych dla cywilizacji debat o początkach i kresie człowieczeństwa. Nie obyło się również bez troski o to, co znajduje się między poczęciem i śmiercią, szczególnie w dobie szalejącego (może bardziej wirtualnie niż w rzeczywistości) wirusa grypy (nie wiem już jakiej: ptasiej, świńskiej czy koziej). 2009 to również rok ograniczenia polskiej suwerenności na rzecz tworzącej się Unii Europejskiej związanej tzw. Traktatem Lizboński (a właściwie połączeniem wszystkich traktatów dotychczasowych). Nie ma co się oszukiwać co do tego. Przekazaliśmy wiele uprawnień państwowych urzędnikom w Brukseli. Można oczywiście zastanawiać się, czy wyjdzie nam to na dobre, ale fakt jest faktem, że wiele decyzji nas dotyczących tam będzie zapadać. Odnotować trzeba również w tym kontekście kampanię wyborczą do europarlamentu, co oczywiście dodatkowo polaryzowało polską scenę polityczną, zazwyczaj w sprawach nieistotnych. W 2009 r. jako ludzie wierzący zakończyliśmy obchody Roku św. Pawła, a rozpoczęliśmy refleksję nad kapłaństwem i jego rolą w życiu społeczności wierzących. Dodatkowo zostaliśmy zaproszeni do refleksji nad postępem w dziejach ludzkości dzięki kolejnej encyklice Benedykta XVI „Caritas in veritate”. Medialny świat rozpętał festiwal nadziei związanych podobno z kolejną prezydenturą w USA, jakby sam Barack Obama miał być „Mesjaszem ludzkości” tylko dzięki kolorowi skóry i pochodzeniu z Partii Demokratycznej.
Uff, dużo tego… A przecież w ciągu owych 365 dni wydarzyło się o wiele więcej. Patrząc na kończący się kalendarz, człowiek próbuje przypisać każdej dacie jakieś znaczenie. Lecz pamięć jest zawodna. Zapewne jedno każdy z nas może powiedzieć: Po prostu żyliśmy. Starając się po ludzku poukładać nasze sprawy, po ludzku i na miarę swoich możliwości zachować twarz, po ludzku odnosić się do daru życia, jaki każdemu z nas w ręce dał Najwyższy. Myślę, że bardziej pamiętać będziemy to, co osobiste, aniżeli to, co w otaczającym nas świecie dzieje się praktycznie bez naszej wiedzy i zgody. Nie chcę powiedzieć, że należy zamknąć się w sobie jak ślimak w skorupie i dbać tylko o koniec własnego nosa, ale najważniejszym kalendarzem i rezerwuarem pamięci jest nasze serce, które intuicyjnie wybiera to, co rzeczywiście najważniejsze. Tam, w głębi sumienia nasz przemijający czas styka się z wieczną „Alfą i Omegą, Początkiem i Końcem”. I tam dokonuje się sąd nad naszym światem.
Idzie (wraca) nowe…
A co przed nami? Na pewno na brak wrażeń w 2010 r. narzekać nie będziemy. Chociażby z powodu licznych wydarzeń sportowych, wśród których przoduje XXI Zimowa Olimpiada w Vancouver oraz Mistrzostwa Świata w Piłce Nożnej organizowane w RPA. Szykująca się kampania wyborcza w Polsce również niejednemu będzie spędzać sen z powiek, a wielu będzie pytać o sens działań, podejmowanych dla zdobycia najwyższego stanowiska w państwie. Zawrze również w samorządach, szczególnie narażonych na falę rozliczeń. Wiele rocznic również przed nami. Będziemy obchodzić 600 rocznicę bitwy pod Grunwaldem oraz 65 rocznicę zakończenia II wojny światowej. 100-lecie obchodzić będzie również ruch skautowy, założony przez Baden Powella.
Zapewne przesiąknięte oczekiwaniem na rychłą beatyfikację będzie wspomnienie 90 rocznicy urodzin i piątej rocznicy śmierci Sługi Bożego Jana Pawła II. 30-lecie powstania Solidarności zapewne zbiegnie się z beatyfikacją jej kapelana ks. Jerzego Popiełuszki, co da asumpt do zastanowienia się nad tym, co najważniejsze dla naszej Ojczyzny. Wspomnienie urodzin Fryderyka Chopina oraz śmierci Elizy Orzeszkowej i Marii Konopnickiej wprawi w drganie niejedną polską duszę, wrażliwą na piękno i dobro. Nie ominie nas również fala poprawności politycznej, gdyż w Warszawie planowana jest Europejska Parada Równości. W łączności z zainicjowanym przez ONZ Rokiem Różnorodności Biologicznej może to oznaczać, że przekonywać nas będą różne „autorytety”, że człowiek może to robić nie tylko z przedstawicielami tej samej płci, ale również dokonywać przekroczeń gatunkowych i poszukiwać jedności (w pewnym tylko wymiarze) z innymi gatunkami. Ot, każdy ma swoją wizję szczęścia. Jakaś nadzieja jest w tym, że ponoć w 2010 r. ma zakończyć się budowa Międzynarodowej Stacji Kosmicznej, więc zawsze ucieczka w kosmos pozostaje alternatywą. Zapewne wiele przed nami. Ale jedno jest pewne. Jak śpiewał Jacek Kaczmarski: „Pomimo wszystko świat trwał będzie nadal…”, choć wieszczą jego koniec w 2012 r. A rzeczywistość patrzeć będzie na nas, szczerze śmiejąc się z naszych poczynań.
Więc życzmy sobie…
Chyba tylko tego, byśmy zachowali przenikliwość umysłu i siłę woli. Nieraz już w dziejach naszego świata przechodziliśmy fazy wzlotów i upadków. Objawiała się nasza ludzka, nasza boska i nasza zwierzęca natura. Mimo to przetrwaliśmy i w ostateczności człowiek był zwycięzcą. Może dlatego, że nad pokracznością naszych ludzkich urojeń, ponad naszą przemijalnością i znikomością jest jeszcze wymiar wiecznego „teraz”. Więc tej opieki Boskiej Opatrzności życzę Państwu w 2010 r.
Ks. Jacek Świątek