Wychowywać
Ostanie sukcesy odnotowaliśmy w końcówce sezonu, więc to, co najważniejsze odbyło się do czerwca. Jednym z czołowych osiągnięć było zdobycie przez Natalię Olszak tytułu najlepszej zawodniczki mistrzostw Polski podczas Ogólnopolskiej Olimpiady Młodzieży. Na jesieni największym sukcesem stał się start dwóch drużyn (juniorek i seniorek) w Pucharze Europy w Lubinie. Juniorki zdobyły brązowy medal, seniorki okazały się bezkonkurencyjne. Mają już trzy tytuły mistrzyń Polski i wszystko wskazuje na to, że po tej międzynarodowej próbie wystartują w przyszłym roku w Pucharze Świata w Las Vegas.
Natalia Olszak pokazała ponadto klasę, zdobywając złoty medal w układach indywidualnych. Stanęła przed szansą, by wejść do kadry narodowej. Otwarciem furtki było dla niej właśnie zdobycie 13 grudnia stopnia mistrzowskiego, który jest wymagany, by reprezentować kraj w zawodach rangi mistrzostw Europy czy świata. W styczniu Natalia weźmie udział w zgrupowaniu kadry narodowej, gdzie trenerzy przeprowadzą selekcję. Puchar Polski juniorów będzie decydował o tym, czy się zakwalifikuje, czy nie.
Są różne odmiany taekwondo: ITF i olimpijska. Proszę powiedzieć, na czym polegają różnice?
Początek różnic związany jest z wyjazdem z Korei do Kanady twórcy dyscypliny. Tam założył on Międzynarodową Federację Takwoondo ITF, rdzenną z prawdziwym taekwondo. Jednocześnie w tych czasach panował dyktator, który zarządził stworzenie nowego stylu walki. Dzięki wsparciu rządu po latach udało się wprowadzić nową federację na olimpiadę.
Jednak my nadal pozostajemy w nurcie nieolimpijskim. Czasami to dobrze, czasami źle. W Polsce nurt olimpijski przechodzi bardzo trudny czas. Trudno mu się odnaleźć z powodu braku dotacji. Przez wiele lat byliśmy samodzielni, zostaliśmy jednym z lepszych związków sportowych. Niestety, nowa ustawa przewiduje trudne chwile dla dyscyplin nieolimpijskich. Tak naprawdę nie wiadomo, co dalej. Na razie walczymy o to, by kura znosząca złote jaja pozostała w obecnej formie – polski hymn narodowy po wygranych częściej słychać na różnych zawodach niż igrzyskach. Nasza forma szkolna okazuje się dobra. Próbują pozyskać nas do tego, by objąć szkolenie obu odmian. Zobaczymy, jak będzie. Być może nastąpi połączenie tych dwóch form walki.
Jest Pan otwarty na ewentualne przejście?
Nie jest to takie proste. Osobiście trudno byłoby mi się przestawić. To kompletnie inna sztuka walki, zupełnie jakbyśmy porównywali kung-fu z karate. Popełniono błąd, za który niedługo przyjdzie zapłacić. Kluby z młodszym stażem, z młodszymi trenerami będą szukać raczej drogi olimpijskiej.
W Pana drużynie są utalentowane dziewczyny. Gdyby zaistniała możliwość przekwalifikowania ich, być może Radzyń miałby przedstawicielki na olimpiadzie.
Wiele osób by tak chciało. Ale to nie tylko kwestia przekwalifikowania. Chodzi o pewne struktury wieloletniego szkolenia, których nie da się zmienić w ciągu jednego czy dwóch lat.
Pana zasady i wymogi, co do chętnych do uprawiania tej dyscypliny?
Na salę wpuszczam wszystkich chętnych. Nikogo nie odrzucam. Pracuję przede wszystkim nad charakterem. Staram się wychować dobrych, mądrych ludzi, a przy okazji uzyskać ich sprawność fizyczną, umiejętności samoobrony. Ale tak naprawdę chodzi o to, by mogli poradzić sobie w życiu.
Jak się Wam powodzi? Pytam o funkcjonowanie klubu.
Generalnie nie narzekam. W klubie wszystko robię sam, więc mogę mieć pretensje tylko do siebie. Niestety, mało czasu poświęcam rodzinie i to jedyna bolączka. Gdyby Radzyń był większym miastem, pewnie moi wychowankowie zostaliby tu i pomogli w działalności klubu.
Dziękuję za rozmowę.
Andrzej Materski