Komentarze
Motywatory

Motywatory

Już wkrótce zapomnimy o odnajdywaniu w sobie cech pacjenta z dowcipu, w którym pyta on: „Co to jest, już trzeci dzień nic mi się nie chce?”, a lekarz odpowiada: „Środa!”. Nie znajdziemy również potrzeby wprowadzania i patrzenia, jak w realnym życiu realizuje się stwierdzenie:

 „Co masz zrobić dziś, zrób jutro – będziesz miał dwa dni wolnego!” tudzież: „Kiedy najdzie cię ochota do pracy, usiądź i poczekaj, aż ci przejdzie”. A ostatnim zwierzęciem, który w nas się obudzi, będzie leniwiec. W stan gotowości do podjęcia określonych zadań ma wprowadzić nas specjalnie stworzony do tego celu kalendarz motywacyjny.

Aby czuć się zobowiązanym do posiadania owego wynalazku, należy przyznać, że nasza lista noworocznych postanowień nie ma końca. A wśród tych najtrudniejszych do spełnienia znalazły się ulubione przez speców od planowania kariery i wyznaczania celów hasła: „zmierzenie się z własnymi słabościami” oraz „praca nad rozwojem mocnych stron”. Jeśli do tej pory nasza motywacja to było wodzenie wyobraźnią za wymarzonym celem, codzienne zapewnianie naszego otoczenia o osiągniętych sukcesach czy w końcu proszenie znajomych o doping, to właśnie nadeszła pora, aby odłożyć te archaiczne metody na półkę z napisem: „Ale to już było i… nie przyniosło efektu!”. Teraz do osiągnięcia celów mają nas prowadzić humor i dystans do otoczenia. Tak przynajmniej twierdzą twórcy pobudzającego do działania terminarza.

Co się w nim kryje? Co miesiąc nowy obrazek z mottem. W jednym miesiącu mysz kładzie na łopatki kota, a nad tą scenką rodzajową widnieje napis: „Wszystko jest możliwe”. Luty przypomina, że działanie jest kluczem do sukcesu, marzec – że każda porażka to krok do kariery, a kwiecień – że wytrwałość popłaca. Co najciekawsze i skłaniające do aktywności już na wstępie – samemu można sobie wybrać miesiąc, któremu ma przyświecać dane hasło. A więc możemy zacząć rok od „wytrwałości…”, przejść przez „karierę…” i skończyć na „porażce…”. Czy też może lepiej odwrotnie.

Jednak choć twórcom przyświecał zapewne słuszny cel stworzenia rzeszy zmotywowanych i zadowolonych z siebie szefów, podwładnych oraz wszystkich innych przybocznych zjawisk, to nie wykazali się przy tym stosowną do zamierzeń kreatywnością. Błędnie uznali za pewnik, że wszystkich przedstawicieli klasy pracowniczej do boju o lepsze jutro poprowadzą te same hasła. Tymczasem każdego przecież może zmotywować zupełnie inna scenka rodzajowa czy też konkretny bohater, pod którym 30 czy 31 pustych kwadracików tylko czeka, aby coś w nich zanotować. I to oczywiście z natychmiastowym terminem wykonalności.

Kogoś z nas do działania pobudzić może widok piaszczystej plaży, który ma zwiastować, że jeśli tylko wykona narzucony sobie plan, będzie mógł się na niej wygrzewać. O ile oczywiście parametry życiowe po tak wyczerpującym wysiłku pozwolą na nią dotrzeć. Pozytywnie zmotywować mogą też patrzący na nas sportowcy. Wystarczy nasze myślenie przestawić na tory: „Jeśli oni mogą osiągać sukcesy w często niesprzyjających warunkach, a nawet przy dosłownym wietrze w oczy, to dlaczego nie ja?”. Ale trzeba uważać na dyscypliny, bo np. twarze piłkarzy mogą przynieść odwrotny skutek. Po połączeniu się z ich wzrokiem pozostanie nam tylko powiedzieć po zawodowej porażce, że staraliśmy się, ale nie wyszło – to przeciwnik grał nieczysto, a biurko zapewne stoi na żyle wodnej…

Myślę jednak, że na najbliższe dni najlepszym poprawiającym humor motywatorem byłoby hasło: „Ta zima musi kiedyś minąć, zazieleni się, urośnie kilka drzew…”.

Kinga Ochnio