Budki żal
Przez ile to ja lat się przed telefonem komórkowym broniłam! Naprawdę. A potem, huzia na Józia, kupili mi to cacko na siłę, i od tamtej chwili denerwuję się, kiedy go przez chwilę znaleźć przy sobie nie mogę. Bo przy wszystkich minusach, jakie wyliczałam, nie chcąc się poddać nowoczesności, ma taka komórka też plusy. Świat dzięki niej taki nieduziulki. Maleńki całkiem taki. Rozłąkę łatwiej znieść. Kontakt międzyludzki utrzymać. Ból rozstania złagodzić. Odżałować znikające z ulic stare telefoniczne budki. Takie z niedomykającymi się drzwiami, zdemolowanymi ścianami, oderwanymi przewodami albo przynajmniej słuchawkami. Biegł człowiek ulicą w nadziei, że może cudem natrafi gdzieś na nieuszkodzony egzemplarz i prześle wreszcie wiadomość – ważną, konkretną i krótką, a nie będzie gadał o nie wiadomo czym. Bo nie tylko automat przywoływał do rozsądku, „wrzuć monetę” co chwila się domagając, ale i babcia stukająca parasolką w szybę, że za długo już na skwarze albo na mrozie czeka, czy osiłek bezceremonialnie otwierający drzwi i ogłaszający koniec naszej rozmowy. Intymności nie miał człowiek w takiej budce za grosz. Za to ile emocji!
Myślę, że dzisiejsi 20-latkowie, którzy chyba nie wyobrażają już sobie życia bez komórki, pamiętają kolonijne kolejki do takiej właśnie budki, żeby choć przez chwilę pogadać z rodzicami. Odmeldować się, zapewnić, że żyją.
Inna sprawa, że z komórką łatwiej zwieść człowieka. Mówi taki przez telefon: „Jestem tu i tu” i uwierzyć mu musisz. Ale nie ma 100% pewności, że akurat w tym momencie nie jest właśnie „tam i tam” albo jeszcze gdzie indziej. Czyli sprawdzić nowoczesnego też trudniej. Współmałżonka. Dziecko. Za to pokłócić się łatwiej (esemes: „Mam cię po dziurki w nosie”). Ale i przeprosić (następny: „Żartowałam”). Prościej przecież nacisnąć przycisk niż różne rzeczy powiedzieć. Czasem może zwyczajnie omsknąć się tylko palec i wiadomość poleci w najmniej pożądanym kierunku. Wtedy jej nie zawrócisz. Nie odwrócisz. Jak strzały.
Uśmierciły też komórki telegram. Taki najczęściej o treści: „Przyjeżdżaj natychmiast”. I raczej nie był to wyraz tęsknoty do adresata, tylko informacja o nieszczęściu. Toteż kiedy zdarzał się już ten radosny, imieninowy, pan Józio z daleka wymachiwał blankietem i wołał: „Ozdobny, nie bać się, ozdobny”.
A ci, którzy w domu mieli telefon, jacy ważni byli. Mogli (jasne, że nie za darmo) pozwolić czasem skorzystać z niego bliźniemu. Podsłuchać, co go nurtuje. Pogadać potem chwilę na podsłuchany temat. Powspółczuć albo i pocieszyć. Ba!
Nie da się cofnąć czasu. A zresztą to i po co? „Trzeba z żywymi naprzód iść’. Z postępu mądrze korzystać. Ale budki, wsio taki, żal.
Anna Wolańska