Po cichu
Od kiedy ze sceny politycznej zniknął Roman Giertych, niejako w cieniu znalazło się też Ministerstwo Edukacji. To właśnie ten kontrowersyjny minister wprowadził rozporządzenie, zgodnie z którym uczeń mający drugi rok z rzędu na świadectwie zachowanie naganne, mógł być pozostawiony na drugi rok w tej samej klasie. Gdy nagana pojawiała się po raz trzeci, klasę należało powtarzać obligatoryjnie. Teraz ma to być pozostawione decyzji rady pedagogicznej. Powodem rezygnacji jest rzekomo mała czy wręcz żadna skuteczność Giertychowskiego rozporządzenia. Przepis podobno wcale nie wpływał na poprawę zachowania uczniów.
Część z nas pewnie jeszcze pamięta propozycję tworzenia oddzielnych klas dla uczniów z problemami i daleko idących konsekwencji wynikających ze złego zachowania. Wśród osób zainteresowanych, także nauczycieli, było zarówno wielu przeciwników, jak i zwolenników takiej metody. Ci pierwsi udowadniali, że zamiast karać, lepiej z trudnym uczniem pracować nad jego postawą. Zwolennicy kar przekonywali, że wyciąganie konsekwencje to podstawa kształtowania młodego człowieka. I że właśnie na tym ma polegać tzw. aktywująco-motywująca funkcja tej oceny. Co chyba warte zauważenia, wśród zwolenników kar było zdecydowanie więcej osób z długim stażem – czy to pracy, czy życia.
Aktualna minister edukacji przekonuje, że uczniowie stwarzający problemy wychowawcze świetnie radzą sobie z nauką, więc nie ma konieczności repetowania przez nich klasy. Z jej opinią zgadza się też ZNP. Ale zupełnie nie zgadza się moja znajoma, pracująca w szkole podstawowej, która, jak mówi, sprawę zna „od podszewki”. Opowiada, że trafiła do klasy, gdzie jest kilkoro dzieci tzw. trudnych. Nauczycielka twierdzi, że przeprowadzenie lekcji, kiedy te osoby są w klasie, graniczy z cudem. Chociaż to małe szkraby, doskonale wiedzą, że są bezkarne. Całe szczęście rzadko przychodzą na lekcje, bo nawet jeżeli są w szkole, siedzą albo u psychologa, albo u dyrektorki. Nauczycielka przyznaje, że zdarzyło jej się płakać z niemocy, zwłaszcza kiedy z ust przełożonych usłyszała opinię, że nie potrafi zainteresować uczniów prowadzoną lekcją. Jej zdaniem taki obrót sprawy zdecydowanie powoduje narastanie agresji w szkołach, bo młody człowiek wychodzi z założenia, że skoro wszyscy się nim przejmują, to on sam sobą już na pewno nie musi.
Nie wydaje się najlepszym rozwiązaniem pozostawianie ucznia na drugi rok z powodu złego zachowania. Ale nie jest też właściwe stanowisko, w imię którego trzydzieści osób nie może skorzystać z lekcji tylko dlatego, że dwóm czy trzem gagatkom to się nie podoba. Zasada tolerancji koncentrująca się na potrzebach tych odbiegających od normy i pęd niektórych do usilnego rozdziału zachowania i nauki może skończyć się katastrofą. Zastanawia tylko, czy taka postawa wynika ze zwykłej głupoty, czy jest działaniem świadomym.
Anna Wolańska