Faktoid
Sławetny już dzisiaj chrząszcz z okolic Szczebrzeszyna, Grzegorz Brzęczyszczykiewicz czy pewien mebel bez nóg stanowią dla nich istną zmorę. Jacek Cygan, pisząc tekst dla Edyty Górniak na konkurs Eurowizji, zmagał się kilka miesięcy z materią naszej mowy, by wyeliminować wszelkie możliwe „rz”, „sz”, „cz” itd. Jednakże nawet tak trudna mowa jak nasza poddaje się wpływowi czasu i wciąż się rozwija, zapożyczając z innych języków, aby wyrazić coś, czego jeszcze nie znaliśmy. Jednym z takich terminów jest „faktoid”. Nie chodzi jednak o artykuł umieszczany w jednym z polskich czasopism.
„Ja czuję nieśmiertelność, nieśmiertelność tworzę..”
Klasyczna definicja faktoidu głosi, że jest to informacja, która nabiera znamion prawdziwości poprzez sam fakt ukazania się jej w mediach. Zaistnienie i powtarzanie owej informacji jest po prostu jedynym źródłem uznawania jej za prawdziwą. Stanowi ona pewną formę mistyfikacji, której celem jest utrzymanie lub wywołanie jakiejś określonej reakcji społecznej. Przy czym należy zaznaczyć od razu, że nie dotyczy to tylko sfery politycznej, chociaż na pierwszy rzut oka się tak wydaje.
Przykładów powtarzania niesprawdzonych informacji, które już na stałe funkcjonują w naszym życiu i mentalności, jest wiele. Warto wspomnieć choćby o twierdzeniu, że Wielki Mur Chiński jest jedyną budowlą na Ziemi, widoczną gołym okiem z kosmosu. Sama ta informacja pochodzi z książki Richarda Halliburtona „Druga księga Marvela” wydanej w 1938 r., a więc w czasie, gdy nikt nie mógł sprawdzić tezy stawianej przez autora. Powtarzana do dnia dzisiejszego jest najlepszym przykładem istniejącej w mentalności ludzkiej tezy, której przeczą fakty, gdyż z tzw. orbit wysokich nie można widzieć muru gołym okiem, zaś z wysokości ok. 320 km z trudem, ale na tej wysokości widoczne są również autostrady.
Realność wpływu informacji przekazywanych przez media na sposoby zachowania się ludzi i ich ocenę sytuacji widać również na przykładzie holenderskiego reality show „Wielki Show Dawcy”, w którym śmiertelnie chora kobieta postanowiła poddać pod osąd widzów, któremu z oczekujących na przeszczep pacjentów powierzyć swoją nerkę. Wzburzenie nadawaniem takiego programu wyrażały nie tylko osoby prywatne, ale również instytucje krajowe i zagraniczne z Komisją Europejską i holenderskim rządem na czele. Jakież było zdziwienie, gdy na zakończenie emisji programu (trwał on od 1 czerwca 2007 do 12 stycznia 2008) w jego ostatnim odcinku pacjentka oświadczyła, że jest tylko wynajętą aktorką udającą śmiertelnie chorą kobietę. Tego nie przewidzieli nawet najwytrawniejsi politycy Europy. Po prostu uwierzyli w realność medialnie przekazywanej informacji.
Nie tylko zresztą pospolici ludzie i politycy nabierają się na takie mistyfikacje. Przez blisko 50 lat triumfy na salonach nauki święciła czaszka tzw. człowieka z Piltdown, mająca stanowić potwierdzenie teorii Darwina i być słynnym „brakującym ogniwem” w jego historii pochodzenia gatunku ludzkiego. Nawet po odkryciu mistyfikacji wielu nie uwierzyło w nią, a Mike Oldfield na swojej płycie „Tubular Bells”, wydanej 20 lat po odkryciu mistyfikacji, poświęcił „człowiekowi z Plitdown” jeden z utworów.
Oczywiście motywy mistyfikatorów są różne. Może to być chęć zaistnienia w przestrzeni publicznej, zarobek itd. Jedno jest jednak pewne – informacja nieprawdziwa ma swoje własne życie w przestrzeni publicznej i jej wpływ na społeczeństwo jest ogromny, gdy zostanie wielokrotnie powtórzona. Po prostu tworzy rzeczywistość, wręcz nieśmiertelną.
Hakerzy znad Wisły
Od kilku tygodni w naszej polskiej rzeczywistości słyszymy o hakach. Zaczęło się od wywiadu, którego „Newsweekowi” udzielił Jarosław Kaczyński. Media podchwyciły temat, że oto prezes PiS-u szykuje „haki” na Radosława Sikorskiego. Potem lawina ruszyła. Pojawił się, jak Feniks z popiołów, Roman Giertych, zaczęto wspominać z łezką wystąpienie ministra Janusza Kaczmarka przed sejmową komisją ds. służb specjalnych, Sebastian Karpiniuk ogłosił wszem i wobec, że Kaczyński jest „kapitanem Hakiem”, zaś „Polityka” pomieściła artykuł o zbieraniu przez ekipę Kaczyńskiego różnych haków na opozycję, m.in. na żonę Grzegorza Schetyny.
Dołączając do tego rewelacje reaktywowanego Andrzeja Leppera, można odnieść wrażenie, że jedynym celem rządów Jarosława Kaczyńskiego, a poprzez to również jego brata, dzisiejszego Prezydenta RP, jest szukanie kwitów na przeciwników politycznych. I tak to funkcjonuje w myśleniu większej części Polaków. Problem w tym, że w samym wywiadzie w „Newsweeku” Jarosław Kaczyński nie używa nawet słowa „hak”. Używają go jedynie w pytaniu dziennikarze. Sam zaś prezes PiS-u wspomina tylko o zastrzeżeniach prezydenta przy powoływaniu rządu Donalda Tuska, zresztą stanowiących kanwę dla usunięcia Radosława Sikorskiego z rządu Jarosława Kaczyńskiego. I tyle. Artykuł w „Polityce” zaś opiera się w głównej mierze na zeznaniach Janusza Kaczmarka, zresztą odpartych przez Ludwika Dorna w czasie zeznań przed sejmową komisją ds. nacisków. Cóż z tego, skoro już dzisiaj nawet dzieci w przedszkolach wiedzą, że są zbierane haki, a Internet pełen jest grzmiących oburzeniem komentarzy, żądających głowy Jarosława Kaczyńskiego, najlepiej wraz z głową Zbigniewa Ziobry i Mariusza Kamińskiego.
I tak sobie u progu kampanii prezydenckiej żyje fakt prasowy – faktoid, rozwija się i ma się nieźle. Kto w niego nie wierz, ten kiep i trąba, bo przecież w prasie, radiu i telewizji powiedzieli.
Wyjście z jaskini tylko stromą ścieżką
W dialogu Platona „Państwo” na początku VII księgi autor opisuje mityczną jaskinię, w której uwięzieni ludzie dostrzegają tylko cień rzeczywistości, i to jeszcze uformowany przez aktorów sprawnie przenoszących jakieś przedmioty, niewidzialnych jednak dla obserwatorów. Ludzie, spętani okowami, przyjmują obraz świata, przekazywany im przez owe „media”, święcie wierząc głosom, które objaśniają im świat. Świat fikcji, a nie rzeczywisty. Dzisiaj niedaleko jesteśmy od owej jaskini. A może nawet w niej ciągle przebywamy. Opisany mechanizm nie dotyczy tylko jednej partii, ale również Kościoła i spraw obyczajowych. Nie bez kozery ważnym wydaje się więc pytanie: komu i dlaczego wierzę?
Ks. Jacek Świątek