Rozmaitości
Źródło: ARCHIWUM
Źródło: ARCHIWUM

Inwazja bobrów

Rolnicy narzekają na bobry. Do tego stopnia, że życzyliby sobie, aby czasowo zaprzestać chronienia tych zwierząt. Nie tylko niszczą one bowiem kilkadziesiąt tysięcy drzew rocznie, ale przede wszystkim psują umocnienia przeciwpowodziowe i budują tamy na rzekach czy rowach, doprowadzając do podtopień łąk i posesji.

Bóbr w Polsce jest gatunkiem chronionym. To duże, raczej płochliwe, unikające ludzi stworzenie, które aktywny tryb życia prowadzi o zmierzchu i w nocy. Jako znakomity pływak, świetnie nurkuje, a pod powierzchnią wody może przebywać nawet do 15 minut. Kopie nory w przybrzeżnych skarpach lub buduje żeremia z gałęzi i mułu, do których wejścia znajdują się pod wodą.. Ma niezwykle silne zęby, którymi jest w stanie ścinać duże drzewa.

Bóbr to stworzenie długowieczne. O ile nie zostanie pożarty przez drapieżcę lub zabity przez kłusownika, potrafi dożyć od 20 do 50 lat. Populacja bobrów w ostatnich latach rośnie na potęgę, a inteligentne zwierzęta potrzebują coraz więcej odpowiedniego dla siebie środowiska i coraz bardziej panoszą się na rolniczych gruntach. Ich błyskawiczny przyrost to już prawdziwa ekspansja. W Polsce jest dziś ok. 60 tys. bobrów – zadziwiające, biorąc pod uwagę, że po wojnie było ich jedynie tysiąc sztuk. Odkąd jednak w latach 70 rozpoczęto realizację programu odbudowy populacji, liczba bobrów systematycznie, z roku na rok, rosła. Do 1982 r. prawie się podwoiła, a w połowie lat 90 było ich już niemal 7,5 tysiąca. Gdy w 2003 r. populacja bobrów wzrosła do 20 tysięcy, ich ingerencja w środowisko jeszcze nie była tak zauważalna. Dziś, gdy jest ich trzy razy więcej, stają się dokuczliwe.

Rolnicy są bezradni

Najbardziej dokuczają rolnikom. Podkopują groble, osłabiają wały przeciwpowodziowe, blokują przepusty drogowe i przepływy, a wszystkie te działania skutkują zalaniem upraw rolniczych. – Zbudowały tamę na rowie. Wspólnie z sąsiadem pół dnia pracowaliśmy, żeby ją rozebrać, a rano znów była – skarży się rolnik z gminy Międzyrzec.

Jeszcze gorzej jest w gminie Drelów. Tam od lat nie konserwuje się rowów melioracyjnych, więc i tak tereny są dość wilgotne. Dla bobrów takie środowisko to raj, więc masowo osiedlają się tam całe bobrze rodziny. Budują tamy, żeremie, podgryzają drzewka w sadach, a czasem nawet przychodzą pochlapać się w prywatnych sadzawkach. To już nie tylko problem północnej Lubelszczyzny i Podlasia, gdzie tych zwierząt jest najwięcej, ale całej Polski.

W związku ze skargami rolników, na początku stycznia tego roku Krajowa Rada Izb Rolniczych wystąpiła do ministra środowiska z wnioskiem o ograniczenie liczebności dokuczliwych zwierząt. Również Krajowy Związek Spółek Wodnych zwrócił się w tej sprawie do Rzecznika Praw Obywatelskich. W odpowiedzi na skargi Generalna Dyrekcja Ochrony Środowiska zapowiada, że w tym roku przygotuje strategię gospodarowania populacją bobrów.

Niszczą tamy i żeremie

Nie ma sposobu, żeby delikatnie zachęcić bobra do opuszczenia miejsca, które sobie wybrał. Teoretycznie nawet rozebranie tamy lub żeremi wykonanej przez zwierzę wymaga zgody wojewody, a za samowolny czyn grozi grzywna bądź kara aresztu. Bobry są pod ochroną i można je zlikwidować tylko w wyjątkowych przypadkach. Regionalne Dyrekcje Ochrony Środowiska wydają rocznie kilkadziesiąt decyzji zezwalających na ich odstrzał, ale jedynie w przypadkach, gdy uparte zwierzęta powodują zalanie domostw i wielu hektarów ziemi, przerywają wały przeciwpowodziowe lub bezpośrednio zagrażają ludziom. Możliwe jest też uzyskanie zgody na odłów i przeniesienie bobra w inne miejsce, ale tylko gdy zadomowi się w stawie hodowlanym na prywatnej posesji. W innym przypadku pozbycie się go zgodnie z prawem staje się praktycznie niemożliwe. Poszkodowani przez zwierzęta rolnicy mogą jedynie liczyć na odszkodowania. Za szkody spowodowane przez bobry odpowiada Skarb Państwa, a pieniądze, po oszacowaniu szkód, wypłaca regionalny dyrektor ochrony środowiska. Jednak zdaniem rolników odszkodowania nie rekompensują strat. Dlatego zdesperowani gospodarze decyduję się na dużo poważniejsze posunięcia, jak na przykład postawienie wnyków lub nielegalny odstrzał.

Narzekają drogowcy

Niektóre bobrze rodziny stworzyły sobie siedliska pod mostami. Nie dość, że powodują tam spiętrzenie wód, to również drążą pod drogami podziemne korytarze, przez co czasem niespodziewanie zapada się jezdnia. Nie przeszkadza im już nawet intensywny ruch samochodów, do których przez lata się przyzwyczaiły. Bez oporów i obaw tną drzewa przy ruchliwych trasach. Podcinają je, na skutek czego pod wpływem wiatru mogą runąć na most lub na drogę.

Na bobry narzekają też wędkarze. Pocięte gałęzie i drzewka wciągane przez nie do wody w wielu miejscach utrudniają im wędkowanie, a sięgające czasami nawet 10 m od linii brzegowej nory stwarzają poważne zagrożenie. Ponadto ziemia wykopywana z głębokich jam trafia do starorzeczy i zamula je, co prowadzi do nadmiernego wypłycania się zbiornika, porastania trzcinami, rzęsą i roślinnością wodną, który w końcu przekształca się w trzęsawisko.

Bobry są naszymi przyjaciółmi i robią pożyteczne rzeczy – tak przez dziesięciolecia uczono dzieci w szkołach i przedszkolach. Jednak zdarzają się przypadki, gdy zwierzę nie tylko utrudnia ludziom życie, ale jest dla nich bezpośrednim zagrożeniem. Zdarzyło się już bowiem, że bóbr, który kąpał się w kałuży przy drodze w środku wsi, dotkliwie pogryzł rolnika, a latem ubiegłego roku zaatakował na ulicy kobietę i psa. Pogryziona została też studentka z Białegostoku. Natomiast 5 kwietnia strażacy musieli przenieść bobra, który przechadzał się po jednym z osiedli w Przysusze w województwie radomskim i atakował mieszkańców.

BZ