… manewry przed objęciem władzy…
Omówienie szczegółów pogrzebu nieżyjącego już Hamleta Fortynbras kończy stwierdzeniem, iż te manewry przed przejęciem władzy (tak nazywa uroczystości pogrzebowe) konieczne są, aby zimne jabłko królewskiej władzy nie wypadło mu z ręki.
Wydaje mi się, że wśród zamieszania po śmierci Prezydenta Lecha Kaczyńskiego i innych osób z delegacji polskiej, a także wśród chaosu informacyjnego, mnożącego przyczyny tej tragedii i pozostawiającego nas ciągle bez jasnych odpowiedzi, zatracamy trzeźwy osąd sytuacji. Nie chodzi jednak tylko o nasze wewnętrzne sprawy, ile raczej o sytuację wokół. Zasadniczym pytanie dzisiejszej polityki w naszym regionie jest kwestia tego, kto zyska na tej tragedii. Zrozumiałym dla mnie będzie oburzenie większości Polaków na tak postawione pytanie, gdyż rana żałoby narodowej jeszcze się nie zasklepiła, ale polityka nie znosi próżni. Puste miejsce zawsze kusi, aby je zająć. A to puste miejsce jest również w polityce międzynarodowej.
„… smuci się nasz car…”
Napięta sytuacja pomiędzy Polską a Rosją dla nikogo nie była tajemnicą. Raczej nie zdawaliśmy sobie sprawy do końca z tego, co jest podstawą takiej relacji. Rosja była, podobnie jak inne państwa, zainteresowana tym, kto sprawuje władzę w Polsce, podobnie jak władze polskie zainteresowane są np. osobami dochodzącymi do steru rządu na Ukrainie. Wynika to nie z jakiś knowań, ale ze zwykłej kalkulacji politycznej. Dojście do władzy ugrupowania braci Kaczyńskich w 2005 r. musiało być dla władz moskiewskich takim zagrożeniem ich interesów, że zdecydowały się na „wojnę mięsną” przekształconą ostatecznie w całą „wojnę żywnościową”. Batalia ta zakończyła się po wygranej PO. Dlaczego? Otóż nie z powodu, jakoby Platforma była jakąś nową Targowicą, ile raczej dlatego, że inaczej stawiała priorytety polityki zagranicznej Polski, co było na rękę Rosji. Rządy PiS-u charakteryzowała silna polityka wschodnia, którą odpuścił sobie rząd Donalda Tuska, starając się jedynie o „miękkie i przyjazne” zabezpieczenie od Wschodu, realizowane poprzez wprowadzanie w życie hasła „niedrażnienia Rosjan”. Problemy Polaków na Białorusi oraz brak aktywności w popieraniu prozachodnich ugrupowań na Ukrainie w połączeniu z opóźnianiem sprawy „tarczy antyrakietowej” i ostatecznym jej fiaskiem (dowodem na to jest dziwne spóźnienie rozmieszczenia baterii rakiet Patriot na terenie Polski) to jedynie hasłowe wskazanie na poparcie tezy o „zmiękczeniu” naszej polityki wschodnie. Byłoby to działanie ze wszech miar godne pochwalenia, gdyby Polska uzyskiwała coś na tych „transakcjach”. Jednak podpisany niedawno kontrakt gazowy, niekorzystny dla strony polskiej, wskazuje na miałkość polityczną tych poczynań. Również w sferze polityki historycznej Polska nic nie zyskała. W swoim przemówieniu w Katyniu premier Putin ani słowem nie zająknął się o sprawcach tej zbrodni w stosunku do Polaków, słowa prezydenta Miedwiediewa są jedynie powtórzeniem słów Borysa Jelcyna z lat 90., zaś polscy historycy nadal nie mają dostępu do archiwów moskiewskich (i jak się wydaje, nie będą go mieli). Również wyrok sądu w sprawie Memoriału nie napawa nadzieją, gdyż ma znamiona przedłużania sprawy w czasie. Jedynym realnym realizatorem aktywnej polskiej polityki wschodniej stawał się w tym momencie Pałac Prezydencki i sam Lech Kaczyński.
„… ty mnie do pieśni pokornej nie wołaj…”
W przeświadczeniu wielu naszych rodaków, niestety umocnionej przez media, dominowało i chyba nadal dominuje przekonanie, iż ośrodek prezydencki pod rządami Lecha Kaczyńskiego nawet jeśli realizował jakąś wizję polityki wschodniej, to była ona czysto historyczna, naznaczona fobiami i nieuprawomocnionymi uprzedzeniami wobec Rosji. Tymczasem była to polityka na wskroś pragmatyczna. Pamięć historyczna stanowiła jedynie spoiwo ją umacniające. W swych zasadniczych zrębach odwoływała się do idei tzw. Międzymorza (Bałtyk – Adriatyk – Morze Czarne), której podstawy powstały w myśli księcia Adama Czartoryskiego, a która swoje opracowanie zawdzięcza lwowskiej szkole myśli geopolitycznej z czasów międzywojennych. Jej zasadnicza koncepcja opiera się na diagnozie, iż zabezpieczeniem interesów Polski przed zakusami wschodnimi i zachodnimi jest trwały sojusz państw Europy Środkowowschodniej. Idea ta była realizowania (skutecznie lub nie) przez rządy piłsudczykowskie, a także stanowiła podstawę polityki regionalnej w rządzie emigracyjnym gen. Władysława Sikorskiego. Analiza chociażby podróży zagranicznych śp. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego wskazuje jednoznacznie na opieranie się na tej idei. Dominowały wizyty w krajach nadbałtyckich, Czechach, Rumunii, na Ukrainie i w Gruzji. Reakcje tych państw po śmierci polskiego prezydenta ukazują nader jednoznacznie, jak wielką wagę przywiązywały one do osoby Lecha Kaczyńskiego. Zaś sam rzut oka na mapę może wskazać, jak istotną dla bezpieczeństwa (także energetycznego) Polski miał ten projekt oraz jak rzeczywiście solą w oku był on dla Rosji. Stanięcie zaś w obronie niepodległości Gruzji nie było jakimś „wałęsaniem się po górach Kaukazu”, lecz obroną naszych polskich interesów. Wspomnienia słynnego Rona Asmusa wskazują na determinację polskiego prezydenta, by wprowadzić te kraje w orbitę zachodniego bezpieczeństwa. Świadczy o tym również fragment z tez przemówienia, którego Lech Kaczyński nie zdążył 10 kwietnia wygłosić w Katyniu: „Droga do pojednania wymaga jednak czytelnych znaków. Na tej drodze trzeba partnerstwa, dialogu równych z równymi, a nie imperialnych tęsknot. Trzeba myślenia o wspólnych wartościach: o demokracji, wolności, pluralizmie, a nie – o strefach wpływów”.
„… zostanie po nas złom żelazny…”
Śmierć Lecha Kaczyńskiego otwiera Rosji nowe szanse w penetracji terenów Europy Środkowowschodniej. Świadczy o tym natychmiastowe wykorzystywanie sytuacji na Ukrainie (sprawa Floty Czarnomorskiej), oskarżanie Gruzji o zamachy w moskiewskim metrze, wyglądające jak przedbiegi do interwencji na Kaukazie, intensyfikacja rozmów na temat gazociągu South Stream oraz kolei szerokotorowej do Austrii. Tej części Europy zabrakło czytelnego lidera. Niestety, tej polityce służy również zmiękczanie opinii publicznej w Polsce. Gesty po śmierci naszego prezydenta są tylko gestami, gdyż za nimi nie idą żadne konkrety. Szkoda tylko, że obecnie rządzący naszym krajem zdają się tego nie dostrzegać. Ochocze przyjęcie przez B. Komorowskiego zaproszenia na paradę zwycięstwa w Moskwie 9 maja, jak również uległość w sprawie śledztwa dotyczącego katastrofy – to tylko przykład. Wypada mieć nadzieję, że umieszczenie polskich żołnierzy w defiladzie na Placu Czerwonym pomiędzy żołnierzami byłego ZSRR a żołnierzami państw zachodnich jest tylko gestem przyjaźni, a nie symbolicznym wyznaczeniem nam miejsca w szeregu. Na tej kanwie najważniejszym pytanie dzisiaj jest nie kwestia, czy prawdziwe są spiskowe teorie na temat katastrofy smoleńskiej (gdyby były prawdziwe, to nigdy się o tym nie dowiemy), ile raczej co dzieje się z aktami dawnych WSI, które znajdowały się w Pałacu Prezydenckim. Gdyż zdaje się, iż to one są kluczem do dzisiejszej polskiej polityki wschodniej – gry o strefy wpływów.
Ks. Jacek Świątek