Przeciw, czyli za
Faktem jest, że bycie samotnym przestaje być od jakiegoś czasu sprawą wstydliwą czy też argumentem za nieumiejętnością znalezienia tzw. partnera. Ba, mówi się nawet, że samotni to ludzie silni, indywidualiści, którzy nikomu nie chcą się podporządkowywać. Dlatego wolą być sami, niż zrezygnować choćby z najmniejszej części własnego „ja”. Z której strony nie spojrzeć, można autorytatywnie stwierdzić, że instytucja staropanieńsko-starokawalerska chyba już na dobre odeszła w zapomnienie.
Ale nie sam stan. Bo jak by tego nie nazwać, nie wszystkim i nie na dłuższą metę życie w pojedynkę pasuje. Więc od czasu do czasu jest problem Okazuje się jednak, że do rozwiązania. I niekoniecznie skomplikowanego.
W miejscowości Ujazd na Opolszczyźnie, w pierwszych dniach maja tego roku zorganizowano targi panieńskie. To kontynuacja dawnej majowej imprezy matrymonialnej. Opolanie urządzili ją po raz pierwszy w 1928 r. i do czasów wojny kontynuowali. Podobno działo się, oj działo. Naród z przeróżnych stron i przeróżnymi środkami lokomocji do Ujazdu przybywał. Targi zaczynały się procesją i Mszą św. Ale najważniejszym elementem imprezy był taniec kotylionowy, w czasie którego panny i kawalerowie zapoznawali się ze sobą. Dla niektórych kończyło się to na ślubnym kobiercu.
Po latach zapomnienia przywrócono w tym roku przedwojenny zwyczaj. Burmistrz Ujazdu ma nadzieję, że to dobry sposób, a przynajmniej jakaś szansa na poprawienie przyrostu naturalnego. I deklaruje kontynuację targów co roku.
Tak sobie któregoś dnia poczytałam o tym i różne myśli przyszły mi do głowy. Najpierw, w odruchu kobiecego buntu, mocno się oburzyłam, że to szowinistyczna impreza. Bo czemuż targi nazywają się panieńskie, a nie kawalerskie? Wszak nie same panny w nich uczestniczą. Taka nazwa może sugerować, że one tylko podlegają wybieraniu, a nie wybierają same. Więc taki stan rzeczy można by uznać za zakłamanie imprezy. A na to zgody (zwłaszcza naszej, kobiecej) żadna miarą być przecież nie może. Nie wydaje się bowiem, żeby Górnoślązaczki miały w charakterze bierność. A mieszkanki innych regionów też swoje zdanie mają.
Druga myśl to taka, że przerabialiśmy już randkę w ciemno, mamy Internet z różnymi forami typu „Poznajmy się”, ale co targi, to targi. Klimat inny i atmosfera inna. No i od razu w realu. Nie tygodnie czy nawet miesiące ukrywania się za jakimiś nickami czy Bóg wie jeszcze czym.
A jeszcze dalej tak sobie pomyślałam, że nie jest to wcale taki głupi pomysł. Potraktowany z przymrużeniem oka mógłby przecież zasilić nasze lokalne imprezy. Jarmark stanisławowski, Pożegnanie lata, Dni Siedlec – do wyboru, do koloru. A nuż się przeszczepi. Może też (niechby i tylko niektórym) wiele radości i pożytku przynieść. Ale tytuł imprezy -obowiązkowo zmienić. Choćby na Jarmark kawalerski albo „Chłopaczki do żeniaczki”, co?
Anna Wolańska