Historia
Ranny Kościuszko w Radzyniu

Ranny Kościuszko w Radzyniu

15 października1794 r. gen. Fersen otrzymał w Korytnicy rozkaz marszu bliżej Warszawy w celu połączenia się z planującym tam przybyć Suworowem.

Wydzielił więc ze swego korpusu oddział liczący dwa tysiące żołnierzy, postawił na jego czele gen. Aleksieja Chruszczowa, polecił mu eskortować polskich jeńców do Rosji, a sam spod Okrzei skręcił w kierunku Żelechowa. Ponieważ dotychczasowi kurierzy od Suworowa mieli trudności w podróży przez Podlasie, a nawet kilku nie powróciło, gen. Chruszczow zamierzał eskortować brańców do Brześcia drogą okrężną. Dowódca konwoju należał do oficerów, których interesował głównie łup i rabunek. W chwili objęcia komendy nad jeńcami ciągnął ze sobą już 40 wozów zdobyczy.

Tymczasem daleko na północy, odjeżdżający 15 października z Brańska do stolicy nowy Naczelnik polski gen. Tomasz Wawrzecki wiózł list dowódcy zgrupowania gen. Mokronowskiego do RNN, w którym ten pisał „Nic nie potrafi wyrazić smutku wojska całego z odebranej wiadomości o wzięciu w niewolę Najwyższego Naczelnika Tadeusza Kościuszki”. Tego dnia grupa gen. Mokronowskiego przeprawiła się na prawy brzeg rzeki Nurzec, maszerując przez Wyszonki Kościelne i Ciechanowiec w stronę Nuru.

16 października konwój gen. Chruszczowa z jeńcami i rannym Kościuszką znalazł się w Okrzei. Tu dowódca konwoju zawiadomił byłego Najwyższego Naczelnika Polaków, że tej nocy dziewięciu oficerów polskich traktowanych z rozkazu Fersena ulgowo, „na parol honoru”, zbiegło z noclegu. Z oburzeniem odniósł się do tego występku były wódz polski. T. Kościuszko zaraz napisał do RNN, aby tych oficerów, którzy splamili słowo honoru, odesłano do obozu Fersena – jeśli tylko znajdą się w Warszawie.

17 października Suworow, obozujący jeszcze bezczynnie w Brześciu, zwołał Radę Wojenną, na której zapadło postanowienie, aby ruszyć całym korpusem w kierunku Warszawy i prosić o współdziałanie generałów austriackich i pruskich. Chodziło szczególnie o gen. austriackiego Harnoncourta, żeby rozciągnął kordon ubezpieczający do Łukowa i na zachód, aż do Wisły. Tego dnia, operujące na północnym Podlasiu dywizje polskie minęły Nur i zbliżały się do Broku. Konwój z rannym Kościuszką znajdował się między Adamowem a Wojcieszkowem. Eskortujący go żołnierze rosyjscy wszędzie po drodze rabowali, opróżniali szafy i szuflady, zdejmowali obrazy i lustra, tłukli meble i ceramiczne naczynia kuchenne.

18 października Suworow ruszył z Brześcia w kierunku Janowa Podl., dokąd przybył wieczorem. Tu dowiedział się, że gen. Mokronowskiego, który zagrażał jego marszowi, nie ma już w Bielsku Podl. Postanowił więc przez Konstantynów oraz Sarnaki maszerować dalej w kierunku Sokołowa Podl., aby przeciąć mu drogę odwrotu. „Gazeta Wolna Warszawska” 18 października donosiła: „Obywatele, co przybyli z Brześcia Litewskiego, powiadają, że korpus Suworowa nie wynosi więcej nad 8 tys.” Równocześnie informowała, że podjazdy Suworowa docierają do Łukowa i Siedlec. Chyba jeszcze nie wiedziano, że obrabowały one już Mielnik i Siemiatycze. Tego dnia dowódca konwoju jeńców polskich gen. Chruszczow otrzymał rozkaz, aby nie maszerować do Brześcia, lecz skierować się na drogę do Kijowa, był to bowiem według Rosjan jedyny bezpieczny szlak, wolny od powstańców.

Jeńcy polscy odarci z bielizny musieli znosić zimno poranków jesiennych i ciągłe słoty, a strawa ledwo starczała na utrzymanie przy życiu. Bólem napawało ich szczególnie to, że popasy i noclegi konwoju znaczone były rabunkiem i łzami niewinnych mieszkańców 19 października kolumna z wziętymi do niewoli przybyła do Radzynia Podl. i pozostawała tu przez pięć dni, kwaterując w obszernym pałacu Potockich i na jego dziedzińcu. Ku wielkiej radości pojmanych i samego Kościuszki zjawił się tu z paszportem rosyjskim generalny chirurg armii polskiej mjr Piotr Franciszek Julian Maignien, Francuz, służący jako ochotnik w powstaniu, którego, po otrzymaniu drugiego listu od wziętego do niewoli mjr. Fiszera datowanego na 12 paździrnika, RNN wysłała co prędzej z lekami do boku rannego byłego Najwyższego Naczelnika. Po obdukcji Maignien raportował, że „Kościuszko jest niebezpiecznie chory raczej ze złego traktowania przez chirurgów rosyjskich niż z ran”. Stwierdził, że ukochany przez naród Naczelnik, nękany nerwowo i psychicznie przez Moskali, traci siły w nogach. Gdy ten przysłany lekarz obejrzał poetę J. U. Niemcewicza, który miał przestrzeloną prawą rękę, zawyrokował puchlinę grożącą amputacją. Powiedział mu po francusku, że chirurg moskiewski postąpił jak nieuk i od początku źle go kurował. Sprawił mu jednak wielką radość tym, że przekazał od członka RNN i Rady Wojennej Tadeusza Mostowskiego temblak na rękę i kilka dobrych książek, m.in. „Ody” Horacego oraz „Żywoty Sławnych Mężów” Plutarcha, zawierające 46 życiorysów sławnych Greków i Rzymian. Opowiadał też o rozpaczy w Warszawie po stracie Kościuszki, że odmawiano modlitwę zaczynającą się od słów  „Boże, któryś błogosławionego Piotra Apostoła, z więzów uwolnionego, zdrowo wyprowadzić raczył, rozwiąż pęta sługi twego Naczelnika w pojmaniu będącego”.

Bóg miał jednak inne plany. Jeszcze wtedy nie wiedziano, że wśród jeńców w Radzyniu znajduje się oficer Hojne-Wroński, który później stworzy wykład mesjanizmu polskiego, będący natchnieniem dla wieszczów narodowych, że są też inni niepospolici jeńcy, którzy będą rozsławiać Ojczyznę w Europie w myśl hasła „Jeszcze Polska nie zginęła”. Osłoda niewolonych w tym mieście szybko się skończyła, bo gen. Chruszczow, nie mogąc kontrolować francuskich rozmówek lekarza Maigniena z jeńcami, postanowił się go pozbyć i do Kościuszki więcej nie dopuścił.

Józef Geresz