Zrodzone z pasji
Uwagę przykuwał szereg krzyży, z których wszystkie symbolizowały Jezusa Chrystusa, ale każdy na inny sposób: Chrystusa Zmartwychwstałego, Chrystusa płaczącego – wykonanego z kawałka zawiasu, czy postać Jezusa widziana w wirtualny sposób poprzez ukazane ślady męki. Można było zobaczyć też kolekcję świeczników wykonanych z jednego kawałka drutu, w stylu nowoczesnym lub wykuty z podkowy, nazywany przez autora „Drugim życiem podkowy”. Zachęcające do licznych wyobrażeń były ludzkie twarze wykonane z drutu, nawiązujące do wielu oblicz, jakie człowiek może prezentować w ciągu swego życia.
Dzieła z przesłaniem
Żadne z dzieł Józefa Majewskiego nie zostało wykonane bez celu. Często są wyrazem uczuć autora czy przesłania, jakie pragnie skierować do odbiorców. I tak np. krzyż ze zwykłego łańcucha używanego w gospodarstwie symbolizować ma nie tylko wysiedlenia polskiej ludności na wschód w okresie II wojny światowej i latach następnych, ale przede wszystkim przypomnieć o trochę już zapomnianych – zdaniem autora – kajdanach dawnego poddaństwa.
Również anioł wykuty z blachy, reprezentujący wyroby o charakterze sakralnym, posiada swoje przesłanie. – To symbol poczucia bezradności i związanych rąk, gdy byłem radnym powiatowym – zdradza tajemnicę J. Majewski. Zaprezentowane również zostały przedmioty codziennego użytku, które znikają z powszechnego użycia, takie jak motyka czy bosak.
Dziecięca fascynacja
Józef Majewski, mieszkaniec Dęblina, urodził się w 1945 r. i wychował w niedalekim Gołębiu. Tam ukończył szkołę podstawową. Następnie kontynuował naukę w szkole zawodowej w Kazimierzu Dolnym oraz technikum spożywczo-przemysłowym w Warszawie. Po zdaniu matury rozpoczął studia na wydziale mechanicznym Politechniki Warszawskiej. Po ich ukończeniu podjął pracę w ZSZ nr 1 w Dęblinie.
Pan Majewski, opowiadając o swoich początkach z kowalstwem zaznacza, że jego rodzina nie miała tradycji kowalskich czy rzemieślniczych. Pradziadek i dziadek byli młynarzami, natomiast ojciec cieślą. Pierwsza jego fascynacja kowalstwem zaczęła się w dzieciństwie. – Gdy mieszkałem w Gołębiu, we wsi były aż cztery kuźnie – wspomina. – Mając 12-13 lat chętnie zaprowadzałem konia, aby kowal go podkuł. Wówczas bardzo często z zaciekawieniem przyglądałem się różnym pracom, które wykonywał – dodaje.
Jednak – jak się potem okazało – kolejne spotkania z kowalstwem powróciły dopiero za kilkadziesiąt lat. – Prowadziłem w szkole zajęcia z technologii i doszedłem do wniosku, że nie powinienem uczyć teorii z książki, tylko sam nauczyć się obróbki w kuźni – mówi J. Majewski. Wtedy nauczył się kowalstwa: sam dla siebie, ale również dla uczniów. Bardzo szybko zaowocowało to zajęciem drugiego miejsca w wojewódzkim konkursie ludowego kowalstwa artystycznego. Pierwsze miejsce – za komplet kominkowy – zajął w 2002 r.
Jednak nauka kowalstwa na tym się nie zakończyła. Po przeczytaniu dostępnej literatury w języku polskim i rosyjskim pobierał nauki praktyczne u Jana Gogacza. – Przez kilka miesięcy podpatrywałem, jak pracuje w szkolnej kuźni „Mechanika” w Dęblinie – opowiada. Często też wspólnie pracowali. Kolejny nauczycielem stał się Bronisław Pietrak, nestor kowalstwa na Lubelszczyźnie, a potem swe umiejętności rozwijał w Wojciechowie na Ogólnopolskich Konkursach Kowalstwa Ludowego.
Pasja i powołanie
Kiedy bardzo mało zarabiał jako nauczyciel, J. Majewski wykuwał 20-30 pogrzebaczy ozdobnych, kilka kompletów kominkowych oraz świeczniki i inne ozdoby. Zawoził to wszystko na rynek do Kazimierza Dolnego i potrafił sprzedać w ciągu jednego popołudnia. Jednak nauczania nie porzucił. – Czuję się spełnionym pedagogiem – podkreśla. – Nadal czuję się nauczycielem i jeżeli są młodzi ludzie, którzy chcą się nauczyć sztuki kowalskiej, to mogą pod moim nadzorem odbyć kilka lekcji – zaznacza. Od prawie 10 lat, dwa razy w roku, przyjeżdża do niego grupa ludzi z pewnego koła PTTK, a on uczy ich podstaw kowalstwa. – Zachęcam do spróbowania tego niezwykle trudnego, ale i pięknego rzemiosła. Skoro jestem metalowcem od czasów szkolnych to uważam, że do wyrażania moich myśli powinien służyć mi metal – podsumowuje swoja pasję.
Krystian Pielacha