Kościół
Źródło: xMM
Źródło: xMM

1 maja, w Rzymie

1 maja Plac św. Piotra wypełnił się ludźmi. Ogromne rzesze, ale nikogo przypadkowego. Turyści? - Zabrakłoby im sił i cierpliwości. Tam byli tylko pielgrzymi.

Scenariusz ich wyjazdu na beatyfikację był zwykle podobny. Wielkie pragnienie nawiedzenia Watykanu, modlitwy przy grobie Jana Pawła II i pielgrzymkowe plany, które skonkretyzowało ogłoszenie daty beatyfikacji „naszego papieża” przez Benedykta XVI. Tuż po powrocie do Polski zgodnie przyznają: nie liczy się trud, zmęczenie; ważne jest to, że byli tam i mogli modlić się za wstawiennictwem nowego błogosławionego.

Jak tu nie jechać?!

– Połowa naszego życia minęła w cieniu pontyfikatu Ojca Świętego Jana Pawła II – jak nie pojechać i nie podziękować? – mówi Edward Leśniak w odpowiedzi na pytanie o motywy pielgrzymki, w której wziął udział wraz z żoną. Od dawna wiedzieli, że tego dnia muszą być właśnie tam, w Rzymie. – Jechaliśmy ze świadomością, że jesteśmy przedstawicielami naszych rodziny i wspólnoty parafialnej. Chcieliśmy polecić nowemu błogosławionemu dzieci, wnuki, naszą Akcję Katolicką, księży, księdza biskupa, znajomych… – uzupełnia pani Barbara. Jak mówią, trudności w takiej sytuacji odchodzą na dalszy plan. Zmęczenie, tłok, skwar – to drobiazg. – Do Rzymu leci się jak na skrzydłach! – przekonują małżonkowie. – Tłok nie z tej ziemi, ale nikt na to nie patrzył. Wieczorem i w nocy padało, na beatyfikację rozpogodziło się. Nam było podwójnie gorąco, bo wynoszony na ołtarze był „nasz” człowiek – opowiada E. Leśniak. Podczas Mszy św. ...

Monika Lipińska

Pozostało jeszcze 85% treści do przeczytania.

Posiadasz 0 żetonów
Potrzebujesz 1 żeton, aby odblokować ten artykuł