Ludu POlan powstań z kolan(?)
Pomińmy na razie owo ciekawe zestawienie dokonane przez Donalda Tuska. Frapującym dla niejednego polskiego proboszcza zdaje się być owa zapowiedź twardego kursu wobec duchowieństwa, zapewne katolickiego, choć konfesyjnej przynależności pan premier był łaskaw nie wyróżniać. Jest to o tyle rzeczywiście frustrujące, gdyż całkiem niedawno małopolska gałąź Platformy wysyłała do proboszczów listy, a nawet nie wysyłała, lecz samodzielnie doręczała, skoro jeden z jej prominentnych działaczy samodzielnie dostarczył list proboszczowi kościoła Mariackiego w Krakowie, chwaląc się przy tym, że był na jego imieninach. Otóż w rzeczonym liście mowa była o tym, jak szalenie platformerscy działacze wspomagają działalność Kościoła katolickiego i jak są szalenie zawiedzeni, że niektórzy spośród kleru nie uznają ich za swoich sprzymierzeńców. Cóż, można by rzec, że skoro marchewka nie pomogła, to trzeba sięgnąć po kij, by oporne duchowieństwo odnalazło swoje miejsce w szeregu i podobnie do WSI – owskich żołnierzy gen. Dukaczewskiego, choć nie w sprawnym ordynku, to przynajmniej pokornie poparło jedynie miłująca naród partię. Ale to byłoby niepoważne, gdyby uznać PO za partię poważną. O cóż więc chodzi?
„Obłąkany” ksiądz Małkowski i „pan” Tadeusz Rydzyk
W jednym z programów poseł wiodącej siły narodu objaśnił był niewykształconej (przynajmniej w zakresie entomologii) części społeczeństwa, iż moralności nie będzie go uczył jakiś ksiądz Małkowski, ani tym bardziej Tadeusz Rydzyk. Cóż, można powiedzieć, że nauczycieli każdy sam sobie wybiera. Ale skoro tak, to posła nie powinno interesować, kto chce słuchać pouczeń tych księży, skoro podobno mamy wolność wyboru. Ale nie. Poseł dodaje natychmiast: „Po co bowiem komu już Kościół, który kłamie? Po co komu biskup, który mówi o Lechu Kaczyńskim, że zastał Polskę zniewoloną, a zostawił niepodległą?! Przecież to kłamstwo! Taki Kościół, który kłamie i szerzy nienawiść, zaparł się samego siebie i nie jest już w istocie Kościołem, tylko PiS-owską sektą”. Znaczy się zdaniem pana posła, gdyby tenże Kościół nie brał pod uwagę pewnej części społeczeństwa, wówczas byłby Kościołem, a jeśli – nie daj Bóg – powtórzy cokolwiek za Jarosławem Kaczyńskim, nawet gdyby chodziło o przeżegnanie się, to wówczas przestaje być Kościołem, a staje się PiS-owską sektą. Ciekawe iście rozróżnienie: jesteś za PO – należysz do Kościoła, nie jesteś za PO – przestajesz należeć Kościołem. I po cóż przez tysiąclecia swary o jakieś dogmaty, skoro bardzo łatwo rozróżnić, kto jest, a kto nie jest wierzący? Że też na to Założyciel Kościoła nie wpadł. On chyba też nie był entomologiem, choć na liliach polnych się znał, więc zapewne na owadach również. Lecz pan poseł idzie dalej: „A co, przed księdzem Małkowskim mamy klękać, który pod krzyżem podburza ludzi i bredzi, że zamordowano prezydenta?! Kto nas będzie uczył moralności?! Tadeusz Rydzyk obsługujący kadzielnice kłamstwa i nienawiści?!”. Problem w tym, że oficjalnie nikt do tego nie nawołuje, ale przecież nie o prawdę tutaj chodzi. Mnie osobiście zabrakło w wypowiedzi pana posła kropki nad i poprzez przypomnienie fraz o „wichrzycielach”, „warchołach”, „bumelantach”, „kułakach”, „burżuazyjnych krwiopijcach” oraz oskarżenia ks. Małkowskiego i o. Rydzyka o zrzut stonki.
„…lecz zawsze rozróżniaj!”
Wypowiedź premiera ma jednak, moim skromnym zdaniem, doniosły sens. Następuje ona wszak już po zajściach na Krakowskim Przedmieściu i po manifestacji Dominika Tarasa, który od związków z Platformą się nie odżegnywał. Nawet, jeśli potraktować ją jako retorykę przedwyborczą, związaną z przechyłem Platformy na lewą stronę i próbą zjednania sobie SLD do przyszłej koalicji, to rozpoczęcie „lewicowania” tego ugrupowania od hasła co najmniej dokonującego „podziału” Kościoła według linii partyjnej, jeśli nie wrogiego Kościołowi, oznacza iż lewicowość dla Donalda Tuska związana nie jest z ekonomią, ale ze sprawami obyczajowymi. Nie jest więc dziwną rzeczą, iż w tym samym momencie pojawia się propozycja ustawowego wprowadzenia „związków partnerskich”, co nawet znajduje poklask w tzw. konserwatywnej części PO. Wspomniany wyżej entomolog w tym samym wywiadzie opowiada o „wzruszającym” spotkaniu z kobietą, która „opowiedziała ze łzami w oczach, jak wielkie kłopoty miała z pochowaniem przyjaciółki, z którą długo mieszkała.” W ustach tego polityka to iście rarytas. Gdy jednak weźmie się pod uwagę naciski ze strony UE w kwestiach obyczajowych, obraz przestaje być różowy. Dlatego można zaryzykować tezę, iż odniesienie premiera do Kościoła w czasie konwencji w Gdańsku stanowi zapowiedź cenzurowania Kościoła w jego misji głoszenia prawd wiary (wystarczy tylko zauważyć po jakiej linii rozróżnia tzw. Kościoły łagiewnicki i toruński entomolog wielki) oraz chęć koncesjonowania dopuszczalnych prawd w przestrzeni publicznej. Dziwi więc zachwyt marszałka sejmu, który przeszedłszy drogę przez ugrupowanie ultrakatolickie, dzisiaj o słowach Donalda Tuska wygłoszonych w Gdańsku wygłasza peany w stylu: „To była piękna deklaracja premiera”.
Czy pamiętamy jeszcze „Non possumus”?
Traf chciał, że w tym roku obchodzimy 110 rocznicę urodzin i 30 rocznicę śmierci Sługi Bożego Kardynała Stefana Wyszyńskiego. Jego sławetne dzisiaj wystąpienie przeciw ingerencji władz w nauczanie i prawa wspólnoty wierzących zapoczątkowało jego drogę przez mękę. Jednakże wytrwał i zwyciężył. Wobec tak jasnych deklaracji Kościół winien nie tyle zachować dystans do współczesnej gry politycznej, co przede wszystkim jasno i dobitnie wyakcentować swoje nauczanie we wszystkich kwestia życia społecznego, nawet jeśli nie będzie to po myśli rządzącej obecnie ekipy. Jeśli tego nie uczyni, wówczas proroczymi mogą wydać się słowa Sługi Bożego Kardynała Wyszyńskiego, który w homilii z 1974 r. powiedział, iż taki Kościół stanie się Kościołem, „którego Credo staje się elastyczne, a moralność relatywistyczna, [Kościołem] na papierze, a bez Tablic Dziesięciorga Przykazań! [Kościołem], który zamyka oczy na widok grzechu, a za wadę ma bycie tradycyjnym, zacofanym, nienowoczesnym”.
Ks. Jacek Świątek