Komentarze
Mucha na dziko raz!

Mucha na dziko raz!

Widmo kryzysu zagląda w oczy coraz mocniej, do tego dochodzi nieuchronna wizja wyczerpywania się zasobów naturalnych naszej planety. Dlatego też, aby temu zaradzić, przemądra i przewidująca Unia Europejska postanowiła co nieco urozmaicić i zmienić naszą dietę.

Jak bowiem mogliśmy przeczytać w różnego typu informacjach prasowych w ubiegłym tygodniu, Unia Europejska chce przeznaczyć ponad 3 mln euro na program promujący jedzenie… owadów! Taka na przykład pasikoniczyna (czyli, po polsku mówiąc, mięsko z pasikonika) jest podobno nawet zdrowsza od wołowiny! Na niedobór wapnia, lekarstwem ma być jedzenie świerszczy, w przypadkach deficytu żelaza , najlepsze będą termity, zaś larwy jedwabnika pomogą, jeśli komuś brakuje w organizmie miedzi i witaminy B.

Przepraszam z góry tych, których lektura dopadła przy śniadaniu… Sam pomysł w sumie nienowy, w niektórych kulturach znane są potrawy z szarańczy (którą wszak żywił się Jan Chrzciciel). Tak się jednak zastanawiam, czy owego katalogu jadalnych insektów nie dałoby się nieco rozszerzyć. Takie komary na przykład: lata toto i kąsa, a mogłoby zaskwierczeć smakowicie na grillu. Zresztą, jak się poważnie zastanowić, to Polska ma w tej dziedzinie już własne, całkiem bogate doświadczenia. Weźmy choćby takie muchy w zupie, które były (a może nadal są) specjalnością niejednej restauracji („ Panie kelner, w mojej zupie jest mucha!” „Oj tam, mała jest, dużo panu nie zje!”). Albo słynny film „Kingsajz” i serwowana w nim „mucha na dziko” (która – co warto przypomnieć – była rarytasem zastrzeżonym dla warstw uprzywilejowanych). Unia jednak łaskawa, to i plebsowi pozwoli muchami na dziko się zajadać, po uiszczeniu odpowiednich opłat, podatków i uzyskaniu stosownych zezwoleń. Co więcej, zamiast wydawać pieniądze na suplementy diety i witaminy, będziemy mogli ich sobie nałapać sami. Zamiast do apteki – na łąkę!

Niektórzy nawet ów unijny plan konsumpcji owadów już – chcący lub niechcący – realizują („Po czym poznać uśmiechniętego motocyklistę? Po komarach w zębach”). Dlatego spokojnie czekajmy na efekt pracy unijnych urzędników. Skoro w unijnej klasyfikacji ślimak może być rybą, a marchewka owocem, to czemu owady nie mogłyby występować w charakterze tuczników? Już niedługo zamiast karkówki i kiełbasy będziemy mogli rzucić na grilla szaszłyk z pasikonika i udka świerszcza, a „motyla noga” przestanie być łagodnym sposobem kulturalnego przeklinania, a stanie się sztandarową pozycją w kartach wielu restauracji. Aby zaś zintensyfikować nasze wrażenia podniebienne, a przy tym uprościć hodowlę, będziemy zajadać robaczki co nieco genetycznie zmodyfikowane. Wyobrażacie sobie Państwo takiego pasikonika o wadze 300 kilogramów?!

No dobrze, starczy tych złośliwości. Niektóre pomysły mają to do siebie, że nie da się ich komentować inaczej, jak tylko sprowadzając do absurdu. Czasem jednak jest to śmiech przez zaciśnięte zęby… gdy obserwując kierunek, w którym zmierza świat, mamy wrażenie, że jedziemy z górki po krętej drodze nad przepaściami rozpędzonym autobusem bez hamulców, prowadzonym jedną ręką przez pijanego kierowcę. Wierzę oczywiście, że nad tym wszystkim czuwa Boża Opatrzność i Pan Bóg potrafi z każdej sytuacji wyprowadzić dobro. Wiem też jednak, że Pan Bóg nie będzie robił za nas wszystkiego i mogąc wywrzeć wpływ na pewne sytuacje, nie wolno nam z niego rezygnować. Na pewno zaś naszym obowiązkiem jest zachowanie trzeźwego i racjonalnego myślenia. Zdrowy krytycyzm wobec medialnej papki, samodzielność sądów i używanie mózgu. Jeśli komuś to pomoże, niech wspomaga jego pracę nawet kotletami ze świerszcza – oby tylko nie dać się zwariować!

Ks. Andrzej Adamski