Wojna z narodem
Stan wojenny wprowadzono w nocy z 12 na 13 grudnia 1981 r. Czy pamięta Pan co wówczas robił i jak przyjął tę informację?
Pamiętam doskonale. Byłem wtedy w domu bez żony, która wyjechała do Gdyni. Opiekowałem się małym dzieckiem, moim synkiem. Nie wiedziałem, co mam robić. Podniosłem telefon, bo chciałem zadzwonić do żony. Nie działał. Włączyłem radio. Usłyszałem marsze wojskowe, a potem odsłuchałem przemówienie Jaruzelskiego. Pewnie było ono już któryś raz z rzędu odtwarzane, bo nadawali to wtedy przez cały dzień. Gdy usłyszałem, że wprowadzili stan wojenny, pomyślałem sobie, że to bardzo niedobrze. Nawet się bałem. Działałem przecież w konspiracji od lipca 1973 r., więc obawiałem się aresztowania. Nie mogłem jednak nigdzie uciekać, bo przecież siedziałem z dzieckiem.
Potem zorientowałem się, że aresztowano już kilku moim kolegów. Zdałem więc sobie sprawę, że jak jeszcze po mnie nie przyszli, to pewnie nic o mnie nie wiedzą. Pamiętam, że jak ubecy aresztowali mnie kilka lat później, to już wcale nie byłem tym faktem zaskoczony, a raczej zdziwiony, że stało się to dopiero cztery lata od wprowadzenia stanu wojennego.
Czy w drugiej połowie 1981 r. gen. W. Jaruzelski miał powody by obawiać się interwencji radzieckiej w Polsce? Groźba interwencji rzeczywiście mogłaby w jakiś sposób – na zasadzie przywoływanego nie raz mniejszego zła – uzasadniać jego decyzję. ...
Andrzej Sprycha